d48 - Kolejny dzień, kolejny deszcz


Niedziela, 22 kwietnia 2012


25.84

km

Teren -

9.00

km

Czas -

01:30

Średnia -

17.23

km/h

V max teren -

28.00

km/h

HR max -

192

( 94%)
BPM

HR avg -

146

( 71%)
BPM

1368

kcal

12.0

°C

Ultra Sport

Dzisiejszy wypad w zamierzeniu miał być Goczałkowicami, ale kiedy po przyjrzeniu się planowi, który taki los zakłada mi na jutro, tuż przed wyjazdem zaproponowałem Michałowi zmianę na Cygana. Zgodził się z miejsca, toteż popędziliśmy razem, po szlifować dość standardową pętelkę.



Najpierw spacerowo w górę, później technicznie w dół. Wiadomo, w moim wypadku słowo technicznie to przesada, ale brzmi dumnie :P W dolnej części zjazdu Michałowi na ćwiczonych ostatnio korzeniach odjeżdża rower i niestety wygina hak :/ Orientujemy się o tym dopiero później, po zjeździe.

Skierowaliśmy się do Maćka, który mógł coś na to poradzić, ale nie było go w domu, to przejeżdżając znów przez Cygański, zaliczając przy tym killera, którego Michał zjechał, ja niestety tym razem poległem :/



W drodze powrotnej, 5km od domu złapał mnie deszcz, ale przy takiej temperaturze źle nie było :)

d47 - Deszczowe górki


Sobota, 21 kwietnia 2012


48.57

km

Teren -

17.00

km

Czas -

03:05

Średnia -

15.75

km/h

V max teren -

41.00

km/h

HR max -

195

( 95%)
BPM

HR avg -

152

( 74%)
BPM

2847

kcal

10.0

°C

Ultra Sport

Wreszcie udało mi się przywrócić Kata do porządku - po niedzieli był w stanie opłakanym, klocki do wymiany, padnięte z mojej winy łożysko w suporcie (Maćku, jesteś bogiem, żeś je odratował :) ), ale to już za mną. W zaciskach wylądował komplet półmetalicznych klocków a2z na tył i Barradine na przód (taka mieszanka, bo w komplecie z drugimi jest sprężynka, którą zgoliłem przy żywicznych klockach we Wrocławiu :/ ), zobaczymy jak się sprawdzą.

Wychodząc na dzisiejszą Maćkowo-Michałową ustawkę, ubrałem się na panującą, wiosenną aurę. Na wszelki wypadek wziąłem ze sobą foliową "kurtałę", taką typu za 3 zł w kiosku. Uratowała mi dupę :)


Maciek daje pod Gaiki, za nim chmura dnia :)
Wraz z Maćkiem (Michał odpadł z powodów niezależnych) ruszyliśmy na Przegibek, podjeżdżając zielonym, a następnie przeskoczyliśmy na Gaiki, z których ruszyliśmy w kierunku Hrobaczej. Kawałek przed szczytem zaczęło kropić i nim zamelinowaliśmy się w schronisku, zdążyło nas lekko zmoczyć. Okazało się, że to dopiero początek i chwilę później zaczął walić grad :D


Wiele nie widać, ale białe plamy na kałuży, to od deszczu/gradu
Po odczekaniu jakiś 15 min, Maciek zakomenderował "odwrót", no i dyskusji nie było. Sam wyjazd ze schroniska był jeszcze znośny, ale po 5 min burza wróciła -> zjazd odbyliśmy w gradzie, deszczu i z piorunami walącymi wkoło nas :) Po kolejnych 5 min szlak zamienił się w strumień, także Maciek był w 7 niebie, ja za to kląłem na czym świat stoi - rozbudowany, różowy worek na śmieci na sobie, zaparowane okulary, a pod kołami rozorany, płynący szlak. Czad ;) W Międzybrodziu już bez deszczu.

Powrót przez Przegiba asfaltem (deszcz :/ ), na sam koniec już w bezdeszczowej aurze ściganko po mieście z napotkanym rowerzystą :) W sam raz na rozgrzanie :P

&NR=1
KategorieKategoria Gaiki, Teren, Z ekipą, MTB Komentarze Komentarze 0 Data 21.04.2012 Top W górę

d46 - BM Wrocław


Niedziela, 15 kwietnia 2012


54.68

km

Teren -

54.00

km

Czas -

03:05

Średnia -

17.73

km/h

V max teren -

40.00

km/h

HR max -

209

(102%)
BPM

HR avg -

183

( 89%)
BPM

2958

kcal

5.0

°C

Ultra Sport

Wszystko zaczęło się już w sobotę, kiedy to wylądowaliśmy z rodzinką u rodziny pod Wrocławiem, pogoda fajna, 12 stopnii, czad:



Niestety, kiedy rano wstaliśmy z łóżek, widok za oknem nie był zachęcający - deszcz padający już dobre parę godzin.


Tak się skończyło...

Na starcie zameldowaliśmy się kilka minut po 9:30, ja nie czekając na znalezienie przez rodziców miejsca parkingowego (okazało się, że Grabek pod tym względem jest bardzo OK), pobiegłem odebrać swój numer startowy.


Jak widać, nie jest to zapowiadane 10772 ;)

W międzyczasie rodzice odebrali Bikemaratonową koszulkę, całkiem przyjemna sprawa :)

Później ogarnąłem spotkanie się z Tomkiem:


Rowery jeszcze czyste :)

Po ostatecznym ogarnięciu się, staję w 8 sektorze - oby ostatni raz ;) w okolicach pierwszej 50tki. Z początku żałowałem, że tak daleko jestem ustawiony, ale jak po chwili zobaczyłem tłum za plecami, uznałem że nie jest źle.


Skupienie pełne. Już na kresce, po podjechaniu sektora do startu

Około 11:25 następuje donośne "3... 2... 1... START!!" i... nic. Nim sektor się rozkręcił, minęło dobre kilkanaście sekund (z relacji taty wynika że połączone 7 i 8 sektor startowały ponad 5 minut! :D )


I ruszyli

Po wyskoczeniu na pierwszą prostą za stadionem łapię się na szybki pociąg z lewej strony, prowadzący po krzakach - udało się przeskoczyć do tej płynniejszej części startujących. Następnie przez pierwsze kilometry ogień - na podstawie warunków zastanych na trasie można było być pewnym, że rower dość szybko zacznie mnie spowalniać, także każdy kilometr, każdy kilogram błota na plecach/w napędzie, każdy obrót koła ścierający klocki, będzie mi ciążył.

Niestety, stało się coś, czego nie przewidziałem, co zaważyło nieco na ogólnych odczuciach dot. maratonu - okulary (wada wzroku) zaszły mi mgłą straszną. Nietrudno domyślić się, że efekty były widowiskowe:


Tu chciałem się przed podjazdem wcisnąć trochę do przodu, ale nie byłem w stanie określić co to za błoto na ziemi i za bardzo się złożyłem :/
Foto Krzysztof Witowski

Mimo to, cały czas wyprzedzałem, nie będąc wyprzedzany prawie w ogóle. Motywujące było to bardzo :)

Na kilka kilometrów przed zjazdem MINI/MEGA naszły mnie wątpliwości, czy nie skręcić na krótszy dystans. Od 5 kilometra trasy jechałem praktycznie bez tylnych klocków, napęd umierał, a ja nic nie widziałem. Wątpliwości skończyły się tak, że zbyt późno zauważyłem rozjazd i pocisnąłem zgodnie z planem ;) Prawdopodobnie jedno z lepszych przeoczeń w życiu :P

Pierwsze kilometry pętli mega zleciały nie najlepiej - po wyjeździe z lasu i przejechaniu kawałka asfaltem wpadliśmy na coś o konsystencji ciepłego kisielu - walczył każdy, nieskromnie przyznam, że szło mi dość znośnie ;)

Później, na podjazdach w Miękini trochę podciągnąłem się w stawce - większość podprowadzała, mi udawało się całkiem znośnym tempem podjeżdżać. Niestety szlag wszystko trafił, kiedy nadszedł jedyny trudny zjazd na trasie - bliskość rowerzysty z przodu, stres związany z brakiem hampli, no i zwiozło mnie w las :/

Z ciekawszych wydarzeń na pętli Mega, to był przejazd przez kałużę, w której w poniedziałek nurkował Tomek. Okazało się, że miała dobre 30 cm głębokości :D Po za tym na kolejnym asfalcie, tym razem dłuższym jechałem w pociągu z kolarzem z Mroza, niestety w wyniku wciśnięcia się samochodów, pociąg mi uciekł i resztę asfaltu jechałem 10-15m za nimi :/

Później czas płynął jak szalony - błoto, zjazd, bufet, podjazd, błoto, błoto :D Na 10 km przed metą dopadłem do kolarza, który wypytany o sektor, mówi "4". Zdziwienie me było nieziemskie, zwłaszcza, że z jego wypowiedzi wynikało, że nie jest odosobniony, także psychicznie mnie to podbudowało.



Niestety sama końcówka szła mi gorzej - jechałem żeby jechać, nijak nie szło podkręcić tempa.


Wjazd na metę

Podsumowując:
Ciągle szukam siebie na zdjęciach - po ok. 4000 znalazłem tylko 1 z trasy :/
Z czasem 3:04:15 byłem:
13/30 M1 (10 s do 12 miejsca :/ )
159/669 OPEN
Czyli świetnie :)



Brrr, aż strach patrzeć


Wyglądaliśmy z tatą do tego stopnia ciekawie, że się nami zainteresowali bezstronni fotooperatorzy :D
Foto Krzysztof Witowski

E: No i oficjalne foty z Bikelife:




d44 - Chyba pada


Czwartek, 12 kwietnia 2012


47.56

km

Teren -

2.00

km

Czas -

02:17

Średnia -

20.83

km/h

V max teren -

30.00

km/h

HR max -

178

( 87%)
BPM

HR avg -

145

( 71%)
BPM

1681

kcal

7.0

°C

Ultra Sport

Dzisiejszy trening w założeniach miał być luźnym, technicznym kręceniem. Takimi założeniami podzieliłem się na naszej grupie na FB. Chęć zgłosili Ania i Paweł.

Niestety aura założenia popsuła i dzień już od rana był pochmurny, jednak deszczu nie było. Czekał, aż przyjdę do domu, wskoczę w obciski i potwierdzę na FB, kogo i gdzie przyjdzie mi dziś spotkać :)

Jako że wyjścia nie było, w deszczu o różnej intensywności prześmignąłem do Górek po Anię, która przywitała mnie jakże ciepłym "Ale ty masz twarz!", co w sumie było oczywistą reakcją na moją facjatę przykrytą warstewką błota wyniesioną ze skrótu Jaworze-Górki :D

W międzyczasie Paweł zadzwonił z wiadomością, że dlań za mokro na jazdę, toteż pozostaliśmy bez planu. Nikt w teren wybrać się nie chciał, także pomknęliśmy z powrotem do Bielska zameldować się w Twomarku/SCS po bidon, drugi koszyk nań i detkę na zmianę. Wszystko z myślą o niedzieli :)

Później odprowadziłem Anię aż do granicy z Jaworzem i już sam wróciłem przez lotnisko do domu.

Dzięki Aniu za nie odpadnięcie przez pogodę ! :D

Muzycznie nakręca
KategorieKategoria Asfaltem, Z ekipą, MTB Komentarze Komentarze 0 Data 12.04.2012 Top W górę

d43 - Cygan z bbRiderz


Wtorek, 10 kwietnia 2012


26.87

km

Teren -

8.50

km

Czas -

01:41

Średnia -

15.96

km/h

V max teren -

40.00

km/h

HR max -

205

(100%)
BPM

HR avg -

152

( 74%)
BPM

2229

kcal

10.0

°C

Ultra Sport

Dzisiejszy wypad to był Wypad :)

Zapowiadało się delikatnie - takie tam techniczne kręcenie w Cyganie z ekipą.


Ekipa w całości - Ja, Dawid, Paweł, Maciek i Grzesiu. Trzymają Anię - jako że nie starczyło jej na 5 chłopa, jako najmłodszy zostałem oddelegowany do zajęcia innej strategicznej pozycji ;)

Po lekkim poprawieniu walniętej od nowości tylnej tarczy ustawiliśmy się z Maćkiem na pętli w Cygańskim. Zaraz potem dojechał Dawid, Michał, a po nich reszta ekipy, z Anią na 29 calowym Specu na czele.

Po przejechaniu przez park, na początku szlaku spotykamy Kubę na Ibisie:

Od lewej - Kuba, Dawid, Grzesiu, Maciek, Ania, Michał, Paweł

Później podjazd na początek zjazdu który czas jakiś temu pokazał mi Maciek.


Najpierw podjazd...


... a potem pauza i kawały o kobietach i korbie - to tłumaczy nasze miny ;)

Po dość bezproblemowej pierwszej części, dojechaliśmy do części, którą w poprzednim sezonie katowałem do znudzenia - parę sekcji korzeni, sprawdza kto jeździć potrafi. Ja chyba nie :/



Jako że Anii również korzenie nie wychodziły, to sobie tak popróbowaliśmy parokrotnie. Ania próby robiła zdecydowanie mniej efektowne, w najgorszym wypadku skończyło się na odjeździe roweru w bok i "przysiadzie". Ja za to byłem gwiazdą: OTB, solidne pogruchotanie łokcia, a na koniec skok przez kierownicę jak przez kozła. Moskiewski balet to nic! :D


Maciek napina pod górę

Kiedy już zmęczyliśmy (byłem pierwszy! ) owe korzenie, śmignęliśmy w dół, coby przeskoczyć na kolejnego singla. (Tu odpadł Kuba, który śmigał na Wapienicę.) Przed singlem jest asfaltowy podjazd niegdyś wykorzystany jako interwał siłowy. Tu śmignęliśmy małą premię górską, na której Michałowi coś padło w tylnym XTku, także odpadł do domu.

Po singielku skierowaliśmy się w kierunku zjazdu który widać na filmikach, który dziś nadzwyczaj nieźle mi poszedł. Poszedł do tego stopnia, że za namową właściwie wszystkich podszedłem do zjazdu "killera", który przed dzisiejszym wypadem miał rangę niezjeżdżalnego przez kogoś niedysponującego techniką co najmniej dobrą. Mit obalony, ja zjechałem. Oprócz tego wszyscy po za Grzesiem i.. tak! Anią :D

Mniej więcej tu wypadają liczne próby zjazdu przez Anię, jednak nieznany rower sprawia, że wszystkie kończyły się niezbyt fajnie wyglądającymi szlifami po ziemi.


Jeszcze walczy :D

Kiedy skończyliśmy tę nierówną walkę z naturą, zrobiliśmy sobie krótką przerwę, wszyscy objeździli Specowego 29era i ruszyliśmy dalej.

Po wyjeździe z lasu Paweł pojechał do domu, reszta zaś skierowała się w stronę lotniska.

Na ostatnim podjeździe, pod lotnisko teoretycznie miała miejsce premia górska. Piszę teoretycznie, bo była jednoosobowa, także wygrana dla mnie żadna :D

Na lotnisku rozjazd, ja śmignąłem szybciej od chłopaków jadących w moją stronę, bo jeszcze imprezę miałem do ogarnięcia :)

I z owej imprezy, koncertu trochę nawet:
&ob=av3e


Oczywiście gleba :D

d42 - Objazd BM we Wrocławiu


Poniedziałek, 9 kwietnia 2012


77.24

km

Teren -

50.00

km

Czas -

04:25

Średnia -

17.49

km/h

V max teren -

45.00

km/h

HR max -

200

( 98%)
BPM

HR avg -

156

( 76%)
BPM

4096

kcal

10.0

°C

Ultra Sport

Kolejność zdjęć i opisu jest absolutnie przypadkowa - pamięć już nie ta ;)


Dzisiejszy wypad odbył się pod patronatem, przewodnictwem Tomka.


Pausenbrot ;)

Czas jakiś temu ugadaliśmy się na wspólny objazd Wrocławskiego Mega. Zabrałem się z rodzinką do samochodu w 3 rowery, coby ojciec wraz z siostrą pokręcili się po Wrocku w czasie kiedy z Tomkiem będziemy szukali jakże profesjonalnie przygotowanej przez BM trasy. Bo to, że śladu gpx nie ma na tydzień przed startem, a mapka na stronie jest nieaktualna to niestety, totalna amatorka :/


Znaleźliśmy 3 znaki. Na 60 km :D

Po ugoszczeniu nas przez rodzinę Tomka (przekaż Tomku, że wszystko było GENIALNE ! :D ) ruszyliśmy się w kierunku startu. Na początek Tomek pokazał mi ścieżki które ma właściwie pod samym domem, następnie wylądowaliśmy pod Sedesem:



Po 9 km od startu wylądowaliśmy na boisku, gdzie w przyszłą niedzielę będzie Bike Maratonowy młyn.


Tomek próbuje wymyślić co autor trasy miał na myśli ;)

Trasę pamiętam jak przez mgłę, nic poważnego na niej się nie znalazło, sporo okazji do ataku/stracenia pozycji będzie, bo właściwie koło 60-70% (wybaczcie, mat-fiz-inf ;) ) biegnie po szerokich duktach.



W pewnym momencie dojechał do nas inny kolarz startujący na mega, ale kiedy zrobiliśmy sobie przerwę na batony, to nam uciekł. Po 20 km znaleźliśmy go siedzącego na trasie z walniętą dętką :/


Ktoś z wieży się nam przygląda



Z ciekawszych fragmentów to na pętli MEGA/GIGA są dwa zjazdy - jeden nietrudny ale bardzo szybki, drugi już trudniejszy, po rozrytej ziemi, wąski, podłoża może jest na dwie opony - może być nieciekawie jak ktoś poleci. No bo nie ja :D



Wspomniany zjazd

Oprócz tego jest też jeden piaskowy podjazd - jak doschnie dogłębnie to będzie wesoło :D Dzisiaj jeszcze można było złapać przyczepność nawet na stojaka:



Ciekawa jest spora część powrotnej strony na MINI - parę singli się udało wkręcić, będzie przyjemniej :) Nawet agrafkę!


Minę mam... ciekawą ;)


Z ciekawszych rzeczy, to Tomek próbował pływać z rowerem, nie wiedzieć czemu, nie udało mu się :D Na całe szczęście błoto przeschło dość szybko ;) No i dzika spotkaliśmy :) Po drodze urządziliśmy sobie małą Premię Górską, którą chyba nawet wygrałem :)


Już w drodze powrotnej pod stadionem

Tomku jeszcze raz dzięki!

Wrocek jeśli o ścieżki chodzi to zdecydowanie jest:

d41 - Deszczowo, technicznie


Czwartek, 5 kwietnia 2012


24.85

km

Teren -

8.00

km

Czas -

01:32

Średnia -

16.21

km/h

V max teren -

44.00

km/h

HR max -

(%)
BPM

HR avg -

(%)
BPM

kcal

6.0

°C

Ultra Sport

Ten dzień przerwy w środę to dobra rzecz jest. Porządne naładowanie baterii, choć tylko na czwartek ;)

Niestety dzisiaj pogoda sprawiła, że do wyjścia nie wystarczyła naładowana biobateria, potrzeba było również niemało samozaparcia... Od rana szaruga na niebie, ale odłączenie prądu w domu (od soboty, kiedy drzewo walnęło na ulicę, ciągnąc za sobą druty i słupy, elektrycy coś tam dłubią) przekonało mnie, że nie mam tu nic do roboty, toteż wskoczyłem na KATa, aby wykonać planowy trening techniczny.



A jak techniczny, to... Cygan :D Na pierwsze szlify założyłem sobie, że raczej przypatrzę się podjazdom niż zjazdom, bo nie dość, że sezon jeszcze młody, to w dodatku rozoranie ochraniaczy przy podparciu się nie byłoby radosną wieścią.


Jedyny techniczny element ze zjazdów na dziś, to ta ścieżka w poprzek

Jak zaplanowałem, tak zrobiłem i śmigając w większości znanymi już ścieżkami przeskoczyłem pod wyciąg na Szyndzielnię, gdzie wyczaiłem całkiem fajną, szybką i techniczną ścieżkę. Do zapamiętania!


"Widok" z Dębowca

Później wspinaczka na Dębowiec, z którego Konnym (naprawili już dziurę) do Wapienicy już w konkretnej ulewie.

Na koniec do Twomarku/Speca po dętki dla Tomka i z toną wody w butach do domu. Wyszło krótko, ale intensywnie ;)

Muzycznie to w sumie Slash
KategorieKategoria Cygański, Teren, MTB, Sam Komentarze Komentarze 4 Data 05.04.2012 Top W górę

d40 - Pogoda!


Wtorek, 3 kwietnia 2012


59.52

km

Teren -

2.50

km

Czas -

02:36

Średnia -

22.89

km/h

V max teren -

28.50

km/h

HR max -

(%)
BPM

HR avg -

(%)
BPM

kcal

12.0

°C

Ultra Sport

Jak ten 40 dzień szybko nadszedł :)

Dzisiaj jakoś łokropnie nie chciało mi się na ten rower iść, na całe szczęście, przy pomocy znajomych (pozdro!) jakoś się zmotywowałem i dobrze, bo to ponoć ostatni ładny dzień w tym tygodniu (w sumie to jednocześnie pierwszy...).



Kiedy wskoczyłem w obciski w wersji wiosennej, uznałem że trza by zapowiadane w niedzielę Ostre ściągnąć.


Jeszcze trochę, zejdą śniegi i się policzymy ;)

Kiedy przyszło do wyboru trasy, wsparłem się zaplanowanym na dziś treningiem, który zasugerował wariant przez Łodygowice, co w sumie jest logiczne - w tygodniu do Buczkowic o tej porze ciągną tłumy.



Także zaczynając od ścieżki do Wilkowic, następnie kawałek podjazdu, po czym duuużo zjazdu i tu następuje pierwszy machjąg z planem - zamiast jak niedawno skręcić na Kalną, sprawdziłem wariant dość oklepany, ale lepiej się w trening wpisujący, czyli Leśniankę.


Komin wkrótce zniknie, do oddania mam jeszcze jedną podkładkę i opaskę z bikepure.org. Chętny ktoś?

Kiedyż to wylądowałem w Lipowej pod sklepem, gdzie nieco poczarowałem z pozycją (przy okazji zorientowałem się, że z rozpędu założyłem kierunkowego HG-X na odwrót, co tłumaczy problemy z dostrojeniem napędu :D ), uznałem że takie tradycyjne ruszenie się do domu, to za mało jak na tak epicką aurę.

Toteż mimo całkiem fajnej średniej (aj, jakby to >26km/h ładnie wyglądało ;) ), postanowiłem wjechać głębiej w dolinę Zimnika (niedźwiedzia nie spotkałem) i pośmigać trochę na ścieżkach otaczających parking przy Leśnictwie - blisko, szybko, no i pewne, że sucho.


Nie wiedzieć czemu, k800i nie jest w stanie ogarnąć koloru tej owijki, który jest zdecydowanie bardziej pomarańczowy

Po nieudanych podejściach do zrobienia jakiegoś fajniejszego zdjęcia w akcji, jakie to udają się np. Jackowi, za co dziękuję 10s samowyzwalaczowi w telefonie, zawinąłem się nazad, po drodze wskakując w nogawki - zimno nie było, ale na kolanka już za późno ;)



Muzycznie rządzi i dzieli:



Dobre wieści od SIGMY - wczoraj posłali mi zwrotną paczkę, zobaczymy co w niej będzie, oby nie kartofle ;)
KategorieKategoria Asfaltem, MTB, Sam Komentarze Komentarze 0 Data 03.04.2012 Top W górę

d39 - Poranne śmiganie


Poniedziałek, 2 kwietnia 2012


17.41

km

Teren -

1.50

km

Czas -

00:58

Średnia -

18.01

km/h

V max teren -

17.00

km/h

HR max -

(%)
BPM

HR avg -

(%)
BPM

kcal

2.0

°C

Ultra Sport

Kiedy okazało się, że w skutek zwolnienia z dwóch polskich (nieodżałowane godziny :D ) do szkoły mam na 10:10, uznałem, że wartoby spróbować śmignąć na rower rańcem.


Lotnisko rankiem

Jak pomyślałem, tak zrobiłem i guzdrząc się, przecież to poniedziałek, o 7:40 wpinałem już zatrzaski pod domem. Jako że bezpieczną godziną powrotu, umożliwiającą spokojne ogarnięcie się, była 9, toteż szybko w głowie ułożyłem plan - najpierw koło szkoły, coby na podjeździe się rozgrzać, bo ciepło nie jest, a potem na lotnisko, trochę terenu u Pawła na osiedlu i powrót znów przez centrum (ostatnio dużo lepiej mi się tamtędy wraca, no i dokładam te 2 km ;) )

KategorieKategoria Asfaltem, MTB, Sam Komentarze Komentarze 2 Data 02.04.2012 Top W górę

d38 - Prima aprilisowa pogoda


Niedziela, 1 kwietnia 2012


22.01

km

Teren -

1.50

km

Czas -

01:02

Średnia -

21.30

km/h

V max teren -

24.00

km/h

HR max -

(%)
BPM

HR avg -

(%)
BPM

kcal

3.0

°C

Ultra Sport

Ja tam nie chcę nic mówić, ale ktoś kto steruje pogodą ma z nas aktualnie niezły ubaw, jak widzi ludzi starających się zmieścić swój pobyt na zewnątrz między kolejnymi opadami gradu/śniegu.

Po wczorajszym luźnym kręceniu miałem niesamowity głód jazdy na góralu, toteż po obiedzie, kiedy tylko pojawiły się pierwsze promienie słońca, wyskoczyłem na rower.

Nim zdążyłem ogarnąć się z toną ciuchów jakiej temperatura rzędu 3 stopni wymaga, śniegograd począł padać znów, ale miałem nadzieję, że opady ustąpią. Ustąpiły dopiero po jakiś 5 km, kiedy skręcałem na ścieżkę do Wilkowic, którą jakiś czas temu pokazali mi Paweł i Dawid.

Po wyjechaniu z niej, padać zaczęło znów, ze zdwojoną siłą. A że plan zakładał jazdę do drugich opadów, miast kręcić dalej (planowo Ostre), skręciłem w lewo, skąd Żywiecką przemieściłem się do miasta, w którym pokręciłem się trochę po centrum i wróciłem.

Muzycznie nihil novi: