Wpisy archiwalne w miesiącu
Czerwiec, 2010
Dystans całkowity: | 232.01 km (w terenie 57.40 km; 24.74%) |
Czas w ruchu: | 14:57 |
Średnia prędkość: | 15.52 km/h |
Maksymalna prędkość: | 46.80 km/h |
Liczba aktywności: | 9 |
Średnio na aktywność: | 25.78 km i 1h 39m |
Więcej statystyk |
Wakacje czas zacząć
Niedziela, 27 czerwca 2010
32.47
km
Teren -
10.00
km
Czas -
01:45
Średnia -
18.55
km/h
V max teren -
46.80
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
20.0
°C
Ultra Flite
Korzystając z zajefajnej, bezchmurnej pogody pokręciłem się koło Zapory, tak że zawiało mnie aż na Dębowiec :) Podczas zjazdu wykręciłem ładnego Vmaxa.
Zakończenie roku
Czwartek, 24 czerwca 2010
12.76
km
Teren -
0.00
km
Czas -
00:33
Średnia -
23.20
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
18.0
°C
Ultra Flite
Korzystając z (chwilowo) ładnej pogody, między końcem lekcji a zakończeniem roku wymknąłem się na rower. Po 6 km zaczęło lać, co znacząco podniosło moją średnią :P
Komentarze 0
24.06.2010
W górę
Testy, testy
Środa, 23 czerwca 2010
20.86
km
Teren -
1.20
km
Czas -
01:03
Średnia -
19.87
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
20.0
°C
Ultra Flite
Korzystając z dość nie najgorszej pogody, przetestowałem nowe rogi, oraz przeczyszczony napęd ze spinką SRAMa. Wkrótce więcej szczegółów.
Komentarze 0
23.06.2010
W górę
Takie tam, po mieścinie
Środa, 16 czerwca 2010
20.02
km
Teren -
1.80
km
Czas -
00:57
Średnia -
21.07
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
21.0
°C
Ultra Flite
Zaległe jak cholera wykorzystanie dość ładnej pogody :)
Komentarze 0
20.06.2010
W górę
Skrzyczne
Sobota, 12 czerwca 2010
58.79
km
Teren -
25.50
km
Czas -
05:17
Średnia -
11.13
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
30.0
°C
Ultra Flite
Pierwszy wypad poza okoliczne górki zaplanowaliśmy z Maćkiem i Tivigiem.
Zaczęliśmy od przeskoczenia do Bystrej szlakiem tuż obok Koziej Góry, następnie podjęliśmy morderczą wspinaczkę w stronę Szczyrku, która bardzo szybko opróżniła Maćkowi i Mi bidony. Po znalezieniu pierwszej lepszej drogi, która najprawdopodobniej służyła do zwózki drzewa, ruszyliśmy nią na azymut na Szczyrk.
Bardzo szybko okazało się, że Maćkowe KENDY KARMY nie są zbyt odporne na przebicia, więc zaliczyliśmy przymusowy postój. Kiedy tylko mieliśmy się zbierać, okazało się że również w moim rowerze powietrze w przednim kole to przeszłość. Mimo to w ilości dziur "przegrałem" 1:4 z Maćkiem :D
Później goniony pragnieniem wytyczyłem trasę prowadzącą przez wielgachne otoczaki, przez które prowadziliśmy rowery ~1km. Na całe szczęście, chwilę później odnaleźliśmy sklep, w którym uzupełniłem bidon.
Po w miarę bezproblemowym dostaniu się do Szczyrku udaliśmy się do PTTKu na obiad. Na nasze nieszczęście jadłodajnia ta już nie funkcjonuje, więc postępując zgodnie z radą lokalesów, udaliśmy się do GreenBaru, mieszczącego się przy stacji benzynowej. Ceny, jak na Szczyrk nie były zbyt szalone, jednak nie dawały zapomnieć o "statusie" miasta.
Po zjedzeniu obiadu, ruszyliśmy zielonym szlakiem na Skrzyczne. Była to niezbyt fartowna decyzja, ponieważ szlak był wąski, stromy oraz atakowany przez licznych zjazdowców :/ Po jakiś 2h morderczego podejścia ukazała nam się charakterystyczna wieża przekaźnikowa.
Kiedy tylko zasiedliśmy na szczycie, pobiegłem pędzony przez suche gardło po zimną colę (6 zł :( ), po czym przystąpiliśmy do zaplanowania trasy powrotnej. Zakładaliśmy zjazd nartostradą, a następnie powrót asfaltami do BB.
Pierwszy punkt programu wyszedł połowicznie-w okolicach środkowej stacji kolejki trochę się pogubiliśmy i pojechaliśmy nie tam gdzie trzeba, ale udało nam dostać się do Szczyrku Czyrnej (na końcowym, wcale nie ostrym odcinku asfaltu wykręciłem 61km/h). Wart wspomnienia jest także fakt, że w połowie zjazdu usłyszałem dziwne szuranie z okolic przedniej piasty. Kiedy stanąłem, okazało się że szybko zamykacz od piasty dostał najwidoczniej kamieniem i dyndał sobie swobodnie. Na całe szczęście podciągnąłem go nieco i nic już nie zrobił.
Później bardzo luzacko (mimo tego że była to sobota) pojechaliśmy przez ruchliwe zwykle drogi do BB. Pierwszy raz zamontowałem lampki-wróciłem do domu ~21:00 i jestem z nich bardzo zadowolony (no może po za przednią, ale zobaczy się co będzie jak zapakuję do niej nowe bakterie).
Dzięki chłopaki za wyczesany wyjazd!
Zaczęliśmy od przeskoczenia do Bystrej szlakiem tuż obok Koziej Góry, następnie podjęliśmy morderczą wspinaczkę w stronę Szczyrku, która bardzo szybko opróżniła Maćkowi i Mi bidony. Po znalezieniu pierwszej lepszej drogi, która najprawdopodobniej służyła do zwózki drzewa, ruszyliśmy nią na azymut na Szczyrk.
Bardzo szybko okazało się, że Maćkowe KENDY KARMY nie są zbyt odporne na przebicia, więc zaliczyliśmy przymusowy postój. Kiedy tylko mieliśmy się zbierać, okazało się że również w moim rowerze powietrze w przednim kole to przeszłość. Mimo to w ilości dziur "przegrałem" 1:4 z Maćkiem :D
Później goniony pragnieniem wytyczyłem trasę prowadzącą przez wielgachne otoczaki, przez które prowadziliśmy rowery ~1km. Na całe szczęście, chwilę później odnaleźliśmy sklep, w którym uzupełniłem bidon.
Po w miarę bezproblemowym dostaniu się do Szczyrku udaliśmy się do PTTKu na obiad. Na nasze nieszczęście jadłodajnia ta już nie funkcjonuje, więc postępując zgodnie z radą lokalesów, udaliśmy się do GreenBaru, mieszczącego się przy stacji benzynowej. Ceny, jak na Szczyrk nie były zbyt szalone, jednak nie dawały zapomnieć o "statusie" miasta.
Po zjedzeniu obiadu, ruszyliśmy zielonym szlakiem na Skrzyczne. Była to niezbyt fartowna decyzja, ponieważ szlak był wąski, stromy oraz atakowany przez licznych zjazdowców :/ Po jakiś 2h morderczego podejścia ukazała nam się charakterystyczna wieża przekaźnikowa.
Kiedy tylko zasiedliśmy na szczycie, pobiegłem pędzony przez suche gardło po zimną colę (6 zł :( ), po czym przystąpiliśmy do zaplanowania trasy powrotnej. Zakładaliśmy zjazd nartostradą, a następnie powrót asfaltami do BB.
Pierwszy punkt programu wyszedł połowicznie-w okolicach środkowej stacji kolejki trochę się pogubiliśmy i pojechaliśmy nie tam gdzie trzeba, ale udało nam dostać się do Szczyrku Czyrnej (na końcowym, wcale nie ostrym odcinku asfaltu wykręciłem 61km/h). Wart wspomnienia jest także fakt, że w połowie zjazdu usłyszałem dziwne szuranie z okolic przedniej piasty. Kiedy stanąłem, okazało się że szybko zamykacz od piasty dostał najwidoczniej kamieniem i dyndał sobie swobodnie. Na całe szczęście podciągnąłem go nieco i nic już nie zrobił.
Później bardzo luzacko (mimo tego że była to sobota) pojechaliśmy przez ruchliwe zwykle drogi do BB. Pierwszy raz zamontowałem lampki-wróciłem do domu ~21:00 i jestem z nich bardzo zadowolony (no może po za przednią, ale zobaczy się co będzie jak zapakuję do niej nowe bakterie).
Dzięki chłopaki za wyczesany wyjazd!
Testowanie nowych technologii
Środa, 9 czerwca 2010
22.13
km
Teren -
3.60
km
Czas -
01:06
Średnia -
20.12
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
°C
Ultra Flite
Wreszcie wyrobiłem się z zaległymi wpisami.
Dzisiaj siadłem na KTMa z zamiarem przetestowania programu SportyPal. Na początku, jako że z różnych przyczyn spieszyłem się z lekka, nie miałem czasu na spacerowanie z telefonem i łapanie GPS, więc zarejestrowałem trasę dopiero z Wapienicy. GPSies podaje jakieś błędne wysokości, więc tu można znaleźć więcej, nieco pewniejszych info (po za wysokością punktu startu ;P) W związku z przeskoczeniem na wyższy technologicznie poziom, mam także dane z kalorii. Fajna sprawa.
""
Dzisiaj siadłem na KTMa z zamiarem przetestowania programu SportyPal. Na początku, jako że z różnych przyczyn spieszyłem się z lekka, nie miałem czasu na spacerowanie z telefonem i łapanie GPS, więc zarejestrowałem trasę dopiero z Wapienicy. GPSies podaje jakieś błędne wysokości, więc tu można znaleźć więcej, nieco pewniejszych info (po za wysokością punktu startu ;P) W związku z przeskoczeniem na wyższy technologicznie poziom, mam także dane z kalorii. Fajna sprawa.
""
Komentarze 0
09.06.2010
W górę
Szukając zagubionego luzu
Poniedziałek, 7 czerwca 2010
19.71
km
Teren -
1.80
km
Czas -
00:57
Średnia -
20.75
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
27.0
°C
Ultra Flite
Tytuł świadomie zgapiony z www.enduroriderz.pl :P
Korzystając z tego, że we wtorek nie zapowiadał się żaden sprawdzian, wcisnąlem do uszów słuchawki (przełamałem się, ostatni taki wypad nie skończył się dla mnie dobrze) i ruszyłem w stronę Wapienicy. Po załączeniu na lotnisku "Fear of the dark" Iron Maiden, odnalazłem to czego w rowerowaniu szukałem-totalny chill, żadne tam "o tej porze musimy być tu i tu", co nie zmienia faktu, że nadal z chęcią będę pakował się w góry.
Korzystając z tego, że we wtorek nie zapowiadał się żaden sprawdzian, wcisnąlem do uszów słuchawki (przełamałem się, ostatni taki wypad nie skończył się dla mnie dobrze) i ruszyłem w stronę Wapienicy. Po załączeniu na lotnisku "Fear of the dark" Iron Maiden, odnalazłem to czego w rowerowaniu szukałem-totalny chill, żadne tam "o tej porze musimy być tu i tu", co nie zmienia faktu, że nadal z chęcią będę pakował się w góry.
Komentarze 0
09.06.2010
W górę
Leczymy się tym, czym się struliśmy ;)
Niedziela, 6 czerwca 2010
22.00
km
Teren -
6.50
km
Czas -
01:42
Średnia -
12.94
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
23.0
°C
Ultra Flite
Wiem, że jestem okropnie nieaktualny, sorry, koniec roku się zbliża, trza o oceny walczyć.
Po wczorajszej (no bo oczywiście powinienem pisać to w niedzielę ;D ) porażce, postanowiłem przejechać kilkanaście km, żeby stestować łatki. Wyszło z tego ~22 kilosy (nie spisałem z licznika danych, kurna) zrobione z kumplem w radosnej atmosferze ;)
Po wczorajszej (no bo oczywiście powinienem pisać to w niedzielę ;D ) porażce, postanowiłem przejechać kilkanaście km, żeby stestować łatki. Wyszło z tego ~22 kilosy (nie spisałem z licznika danych, kurna) zrobione z kumplem w radosnej atmosferze ;)
Komentarze 0
09.06.2010
W górę
A miało być tak pięknie...
Sobota, 5 czerwca 2010
23.27
km
Teren -
7.00
km
Czas -
01:37
Średnia -
14.39
km/h
V max teren -
45.97
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
20.0
°C
Ultra Flite
Taaa...
Wyjazd z Maćkiem miał zahaczyć o Szyndzielnię, Klimczok i tym razem kiła z tego wyszła. Przyznaję się, moja wina :( . Ale po kolei.
Po strzeleniu powyższej foty z Dębowca, ruszyliśmy nartostradą w stronę Szyndzielni. Jako że niecierpliwy nasz młody duch, to po zobaczeniu pary zjazdowców (widzianych już przy Maćkowej gumie i na poprzednim wypadzie.) popylających szlakiem, który przecinał nartostradę, uznaliśmy że spróbujemy skrócić nieco drogę. Po wjeździe na szlak okazało się, że usłany jest on kamieniami, które utrudniały przejazd. Doszliśmy do wniosku, że wracamy na główną ścieżkę. Niestety, najprawdopodobniej po zbyt ostrym hamowaniu, okazało się że moja tylna opona nie wygląda zbyt dobrze. Diagnoza brzmiała: pana. Wyciągnęliśmy nasz zaawansowany sprzęt zakupiony po wpadce na pierwszym wyjeździe na Szyndzielnię i przystąpiliśmy do łatania.
Tu przepraszam Maćka za mój ogólny nastrój-sorry stary niewyspany byłem okropnie :P. Po napompowaniu załatanej w bólach dętki okazało się, że opona szybko wróciła do poprzedniego stanu. Po ściągnięciu laćka, okazało się że załapałem nie dziurę, lecz snejka przy krawędzi dętki. Po skończeniu naprawy nie miałem, ani siły, ani nastroju na dalszą jazdę więc zamierzałem wrócić do domu. Maciek (chwała mu za to) uznał, że pojedzie ze mną.
Podczas kolejnej przerwy na niewysokim, choć zapewniającym dość fajną panoramę BB, Dębowcu poobijaliśmy się za wsze czasy :)
Dalej ruszyliśmy sprawdzonym Szlakiem Konnym, który zapewnił nam jak to zwykle dużo wrażeń, nie tylko rowerowych:
Jak widać powódź, choć w Bielsku niezbyt widoczna (zaznaczam, że mieszkam w centrum), to w górach poczyniła spore szkody.
Po nabiciu łatanej dętki do 3 Bar uznałem, że wytrzyma i zostawiłem ją w rowerze.
Jeszcze jedna sprawa organizacyjna-jak zdjęcia? Nowy telefon to powinny być kapeńkę lepsze.
Jeszcze jedno. Od tego wypadu podaję V max w TERENIE, i jeśli z takich czy innych powodów nie posiadam go, lub nie jest on szaleńczy, to nie będę go podawał.
Wyjazd z Maćkiem miał zahaczyć o Szyndzielnię, Klimczok i tym razem kiła z tego wyszła. Przyznaję się, moja wina :( . Ale po kolei.
Po strzeleniu powyższej foty z Dębowca, ruszyliśmy nartostradą w stronę Szyndzielni. Jako że niecierpliwy nasz młody duch, to po zobaczeniu pary zjazdowców (widzianych już przy Maćkowej gumie i na poprzednim wypadzie.) popylających szlakiem, który przecinał nartostradę, uznaliśmy że spróbujemy skrócić nieco drogę. Po wjeździe na szlak okazało się, że usłany jest on kamieniami, które utrudniały przejazd. Doszliśmy do wniosku, że wracamy na główną ścieżkę. Niestety, najprawdopodobniej po zbyt ostrym hamowaniu, okazało się że moja tylna opona nie wygląda zbyt dobrze. Diagnoza brzmiała: pana. Wyciągnęliśmy nasz zaawansowany sprzęt zakupiony po wpadce na pierwszym wyjeździe na Szyndzielnię i przystąpiliśmy do łatania.
Tu przepraszam Maćka za mój ogólny nastrój-sorry stary niewyspany byłem okropnie :P. Po napompowaniu załatanej w bólach dętki okazało się, że opona szybko wróciła do poprzedniego stanu. Po ściągnięciu laćka, okazało się że załapałem nie dziurę, lecz snejka przy krawędzi dętki. Po skończeniu naprawy nie miałem, ani siły, ani nastroju na dalszą jazdę więc zamierzałem wrócić do domu. Maciek (chwała mu za to) uznał, że pojedzie ze mną.
Podczas kolejnej przerwy na niewysokim, choć zapewniającym dość fajną panoramę BB, Dębowcu poobijaliśmy się za wsze czasy :)
Dalej ruszyliśmy sprawdzonym Szlakiem Konnym, który zapewnił nam jak to zwykle dużo wrażeń, nie tylko rowerowych:
Jak widać powódź, choć w Bielsku niezbyt widoczna (zaznaczam, że mieszkam w centrum), to w górach poczyniła spore szkody.
Po nabiciu łatanej dętki do 3 Bar uznałem, że wytrzyma i zostawiłem ją w rowerze.
Jeszcze jedna sprawa organizacyjna-jak zdjęcia? Nowy telefon to powinny być kapeńkę lepsze.
Jeszcze jedno. Od tego wypadu podaję V max w TERENIE, i jeśli z takich czy innych powodów nie posiadam go, lub nie jest on szaleńczy, to nie będę go podawał.