Wpisy archiwalne w kategorii
Dębowiec
Dystans całkowity: | 996.20 km (w terenie 378.70 km; 38.01%) |
Czas w ruchu: | 65:10 |
Średnia prędkość: | 15.29 km/h |
Maksymalna prędkość: | 57.00 km/h |
Suma podjazdów: | 1852 m |
Maks. tętno maksymalne: | 207 (101 %) |
Maks. tętno średnie: | 173 (84 %) |
Suma kalorii: | 27530 kcal |
Liczba aktywności: | 26 |
Średnio na aktywność: | 38.32 km i 2h 30m |
Więcej statystyk |
d108 - Kolejny dzień, kolejny snejk
Czwartek, 30 sierpnia 2012
31.52
km
Teren -
10.00
km
Czas -
01:59
Średnia -
15.89
km/h
V max teren -
48.00
km/h
HR max -
186
( 91%)
BPM
HR avg -
148
( 72%)
BPM
1590
kcal
23.0
°C
Ultra Sport
Łocipieję z tym Explorerem. Na Zawoję idzie na przód, a po weekendzie zalewam go mlekiem i hulaj dusza, piekła nie ma.
Najpierw do Gemmy, coby zaopatrzyć się nowiutkie, nie łatane (dziękuję Mr. Explorer ;) ) dęteczki na sobotę. Później do Nutrenda, zaopaczyć się w żeliki. Również na sobotę. A że przy okazji spróbowałem koncentratu na izotonik nie zalewając go wodą, to... zupełnie inna para kaloszy ;)
Dalej siup do Cygana, gdzie śmigam dolną część zielonego oraz korzenie i ściankę przy skoczni.
Na Dębowiec transportuję się asfaltem, coby trochę sobie pofolgować.
Dalej ruszam singlem do Wapienicy i co? Cytując amerykańskiego klasyka - "Yep!" Węża łapię. Ale czemu to nie wiem. Ścieżka bez jakichkolwiek luźnych kamieni, jeden korzonek, przejechałem przezeń nie czując go właściwie wcale i co? Wozi mnie jak pijany koń woźnicę. Najciekawszy był ponadprzeciętny rozmiar dziury - we wtorek, mimo że przywaliłem na prawdę solidnie, była jak nic raz mniejsza. Ehh...
Oczywiście wybity z rytmu nie zjeżdżam kamieni, łapiąc rogiem krzak. Dalej nowym singlem pod Zaporę, do Twomarku sprawdzić ciśnienie w Reconie - trzyma ładnie, super, więc kom bak home.
Kradziej ze mnie straszny, ale chyba Che się nie obrazi ;)
Najpierw do Gemmy, coby zaopatrzyć się nowiutkie, nie łatane (dziękuję Mr. Explorer ;) ) dęteczki na sobotę. Później do Nutrenda, zaopaczyć się w żeliki. Również na sobotę. A że przy okazji spróbowałem koncentratu na izotonik nie zalewając go wodą, to... zupełnie inna para kaloszy ;)
Dalej siup do Cygana, gdzie śmigam dolną część zielonego oraz korzenie i ściankę przy skoczni.
Na Dębowiec transportuję się asfaltem, coby trochę sobie pofolgować.
Dalej ruszam singlem do Wapienicy i co? Cytując amerykańskiego klasyka - "Yep!" Węża łapię. Ale czemu to nie wiem. Ścieżka bez jakichkolwiek luźnych kamieni, jeden korzonek, przejechałem przezeń nie czując go właściwie wcale i co? Wozi mnie jak pijany koń woźnicę. Najciekawszy był ponadprzeciętny rozmiar dziury - we wtorek, mimo że przywaliłem na prawdę solidnie, była jak nic raz mniejsza. Ehh...
Oczywiście wybity z rytmu nie zjeżdżam kamieni, łapiąc rogiem krzak. Dalej nowym singlem pod Zaporę, do Twomarku sprawdzić ciśnienie w Reconie - trzyma ładnie, super, więc kom bak home.
Kradziej ze mnie straszny, ale chyba Che się nie obrazi ;)
d107 - "Wpadniesz dzisiaj na snejka?"
Wtorek, 28 sierpnia 2012
23.96
km
Teren -
10.50
km
Czas -
01:23
Średnia -
17.32
km/h
V max teren -
46.00
km/h
HR max -
198
( 97%)
BPM
HR avg -
142
( 69%)
BPM
996
kcal
26.0
°C
Ultra Sport
Tytuł zdradza jak się historyja zakończy, ale co tam.
Dejv Grohl! Panie i Panowie, uprzejmie uprasza się o zrobienie ultra głośno!
Wsiadłszy na rower ze świadomością że mam równo 2 godziny brutto na obrócenie tam i nazad, zdecydowałem się na przejechanie singla z Dębowca i fragmentu niedzielnej pętli, żeby na (względnie) gorąco porównać małą z wielką kichą.
Najpierw trochę pointerwałowałech, ale jak mnie na Dębowcu zdjęło bolące od wczoraj kolano, to uznałem, że takiego wała, dzisiaj spokojnie.
Na singielku robiłem to, co potrafię najlepiej, czyli hamowałem. Ale nie tak jak zwykle, jak ostatnia piździpączka, tylko nie dotykając lewej klamki. Czemuż to? No bo tym co mnie zawsze poziomuje na trudniejszych fragmentach, jest przyblokowanie przedniego koła. Trening się przydał, kamienistą ściankę na koniec zjechałem od razu.
Dalej na Zaporę, oczywiście z singielkiem na koniec, na ściance wybieram największe korzenie. Niesamowitą motywację do jazdy dały mi te testy, pokazując przy okazji ile jestem w stanie zrobić jak się nie blokuję.
Później przeskok na drugą stronę gdzie dobijam dętkę. Na podjeździe... A konkretniej na fragmencie w którym przejeżdża się przez kamieniste korytko rzeczki. Zamiast objechać uskok tylnym kołem, zapędziłem się i nieświadomie z niego tymże kołem dupnąłem. W kamień. Czym to się skończyło, mówić nie muszę?
Dalej ścieżką przy płocie (niestety tu zjeżdżałem na SJ FSR, porównanie żadne :/) i jak najszybciej do domu, bo wydawało mię się, że łatana dętka którą wrzuciłem w zapasie, z lekka popuszcza wazducha.
Mam nadzieję że zła passa minie - od powrotu z Wawki praktycznie co wyjazd łatam. Najpierw pinezka, później ziarenko piasku, które wcisnęło się między dętkę a koło przy pinezkowej wymianie, teraz to przynajmniej wiem że to moja wina ;)
Dejv Grohl! Panie i Panowie, uprzejmie uprasza się o zrobienie ultra głośno!
Wsiadłszy na rower ze świadomością że mam równo 2 godziny brutto na obrócenie tam i nazad, zdecydowałem się na przejechanie singla z Dębowca i fragmentu niedzielnej pętli, żeby na (względnie) gorąco porównać małą z wielką kichą.
Najpierw trochę pointerwałowałech, ale jak mnie na Dębowcu zdjęło bolące od wczoraj kolano, to uznałem, że takiego wała, dzisiaj spokojnie.
Na singielku robiłem to, co potrafię najlepiej, czyli hamowałem. Ale nie tak jak zwykle, jak ostatnia piździpączka, tylko nie dotykając lewej klamki. Czemuż to? No bo tym co mnie zawsze poziomuje na trudniejszych fragmentach, jest przyblokowanie przedniego koła. Trening się przydał, kamienistą ściankę na koniec zjechałem od razu.
Dalej na Zaporę, oczywiście z singielkiem na koniec, na ściance wybieram największe korzenie. Niesamowitą motywację do jazdy dały mi te testy, pokazując przy okazji ile jestem w stanie zrobić jak się nie blokuję.
Później przeskok na drugą stronę gdzie dobijam dętkę. Na podjeździe... A konkretniej na fragmencie w którym przejeżdża się przez kamieniste korytko rzeczki. Zamiast objechać uskok tylnym kołem, zapędziłem się i nieświadomie z niego tymże kołem dupnąłem. W kamień. Czym to się skończyło, mówić nie muszę?
Dalej ścieżką przy płocie (niestety tu zjeżdżałem na SJ FSR, porównanie żadne :/) i jak najszybciej do domu, bo wydawało mię się, że łatana dętka którą wrzuciłem w zapasie, z lekka popuszcza wazducha.
Mam nadzieję że zła passa minie - od powrotu z Wawki praktycznie co wyjazd łatam. Najpierw pinezka, później ziarenko piasku, które wcisnęło się między dętkę a koło przy pinezkowej wymianie, teraz to przynajmniej wiem że to moja wina ;)
d105 - Cygański z mistrzowską ekipą
Piątek, 24 sierpnia 2012
41.90
km
Teren -
28.00
km
Czas -
02:40
Średnia -
15.71
km/h
V max teren -
48.00
km/h
HR max -
207
(101%)
BPM
HR avg -
152
( 74%)
BPM
2765
kcal
29.0
°C
Ultra Sport
Kiedy wczoraj u Marka Konwy na fejsbukowym profilu padło pytanie czy ktoś wybierze się w teren nie mogłem nie skorzystać z okazji :)
Jednak chcąc pokręcić nieco więcej niż od umówionej 17:00 najpierw wyskoczyłem na Wapienicę, najpierw zjeżdżając całość wspominanej wczoraj tresy EMTB.pl (no po za ostatnią ścianką, nie chciałem się wychrzanić :P ) i odkrytą wczoraj ścieżką.
Dalej przez Dębowiec zjeżdżam terenem pod pętlę jedynki, ale byłem za wcześnie, ruszyłem więc w stronę Błoni, by na dzień dobry przekulać się trochę Cyganem.
Na miejscu najpierw melduje się Paweł, a tuż po nim cała reszta - Dawid, Michał, Ania i oczywiście gwiazda wieczoru, Marek :) Na dzień dobry dostaję od Ani bezrękawnik, normalnie Gwiazdka tuż tuż chyba :D
Najpierw wyrypa na Kozią częściowo torem, częściowo szutrem. Na starcie znajdujemy opóźnionego Maćka i jadymy. Standardowy zjazd zielonym, no może nieco pewniej przejechany - fioletowy kask za plecami motywował :P
To rozmazane Coś to Marek testujacy hopkę Enduraków :)
Później ruszamy na Horizona, gdzie znów motywacja mnie nie odpuszcza - co prawda z przodu, ale to nawet lepiej :D Część, ja również, przejeżdża toto dwa razy.
Na pożegnanie z Cyganem jedziemy pod skocznię, gdzie znów niepewnie zjeżdżam ściankę, ale zjeżdżam :)
Dawid, Michał, jak się bawicie?
Na Pętli się rozjeżdżamy, ja ostatecznie uciekam od Ani, Marka i Maćka przy Bystrzańskiej i asfaltowo, DDRowo do domu.
Godny ten wypadzik był, godny.
Jednak chcąc pokręcić nieco więcej niż od umówionej 17:00 najpierw wyskoczyłem na Wapienicę, najpierw zjeżdżając całość wspominanej wczoraj tresy EMTB.pl (no po za ostatnią ścianką, nie chciałem się wychrzanić :P ) i odkrytą wczoraj ścieżką.
Dalej przez Dębowiec zjeżdżam terenem pod pętlę jedynki, ale byłem za wcześnie, ruszyłem więc w stronę Błoni, by na dzień dobry przekulać się trochę Cyganem.
Na miejscu najpierw melduje się Paweł, a tuż po nim cała reszta - Dawid, Michał, Ania i oczywiście gwiazda wieczoru, Marek :) Na dzień dobry dostaję od Ani bezrękawnik, normalnie Gwiazdka tuż tuż chyba :D
Najpierw wyrypa na Kozią częściowo torem, częściowo szutrem. Na starcie znajdujemy opóźnionego Maćka i jadymy. Standardowy zjazd zielonym, no może nieco pewniej przejechany - fioletowy kask za plecami motywował :P
To rozmazane Coś to Marek testujacy hopkę Enduraków :)
Później ruszamy na Horizona, gdzie znów motywacja mnie nie odpuszcza - co prawda z przodu, ale to nawet lepiej :D Część, ja również, przejeżdża toto dwa razy.
Na pożegnanie z Cyganem jedziemy pod skocznię, gdzie znów niepewnie zjeżdżam ściankę, ale zjeżdżam :)
Dawid, Michał, jak się bawicie?
Na Pętli się rozjeżdżamy, ja ostatecznie uciekam od Ani, Marka i Maćka przy Bystrzańskiej i asfaltowo, DDRowo do domu.
Godny ten wypadzik był, godny.
d102 - Słonecznie
Sobota, 18 sierpnia 2012
36.68
km
Teren -
18.00
km
Czas -
02:21
Średnia -
15.61
km/h
V max teren -
46.00
km/h
HR max -
199
( 97%)
BPM
HR avg -
156
( 76%)
BPM
2123
kcal
23.0
°C
Ultra Sport
Po powrocie ze Stolycy nakręconym na rower był niemożebnie. W głowie ułożyłem plan i podjąłem się jego realizacji.
Najpierw, rozgrzewkowo korzenie pod Przegibkiem i hopki nad Straconką.
Później ląduję w Cyganie na dolnej sekcji zielonego gdzie spotykam dwójkę endurowców i dość nie małą liczbę ludzi. Ale korzenie poszły mi dziś świetnie, nawet nie otarłem się o myśl o podparciu. Gites.
Dalej atakuję Dębowiec, gdzie podejmuję nieudaną próbę ataku na korzenie. Nie dziś.
Po chwili pauzy, jadę dalej na singiel do Wapienicy. Jedzie się jakoś tak bez weny. Za to udało mi się nie zgubić, a raczej trefić na zjazd kończący się kamienną ścianką. Za pierwszym razem leżę, ale drugie podejście udane. Przy okazji okazuje się, że singiel owy nie kończy się w Wapienicy, a na wysokości lotniska przy polanie z wyrąbanymi drzewami :D
Kieruję się na Wapienicę w celu zrobienia pętli nad Zaporą. Ale na podjeździe, który ostatnio katowałem do spóły z Marleną czuję że pływa mi tył. W pierwszej chwili trochę mnie to zestresowało - dobić nie dobiłem, niewysokie ciśnienie, więc dziury załapać nie powinienem, czyli co? Pękło?
Na całe szczęście nie, nie wiem jak, ale złapałem kolejną pinezkę do kolekcji. To już przestaje być śmieszne, kolejny raz po przyjeździe jazdę przerywa mi pinezka. Ale była okazja do sprawdzenia pompki Speca kupionej za bon z Ustronia. Dobrze jest :D
Niestety poobijane nogi i przerwa na wymianę dętki odebrały mi chęci na dalszą jazdę, więc obrałem kurs powrotny przez Singielki. Na dzień dobry po drugiej stronie rzeki zobaczyłem to:
Nowa droga zwózkowa?
Dalej było gorzej, na singielki powalone drzewa, jeździć się nie da :/
a
Najpierw, rozgrzewkowo korzenie pod Przegibkiem i hopki nad Straconką.
Później ląduję w Cyganie na dolnej sekcji zielonego gdzie spotykam dwójkę endurowców i dość nie małą liczbę ludzi. Ale korzenie poszły mi dziś świetnie, nawet nie otarłem się o myśl o podparciu. Gites.
Dalej atakuję Dębowiec, gdzie podejmuję nieudaną próbę ataku na korzenie. Nie dziś.
Po chwili pauzy, jadę dalej na singiel do Wapienicy. Jedzie się jakoś tak bez weny. Za to udało mi się nie zgubić, a raczej trefić na zjazd kończący się kamienną ścianką. Za pierwszym razem leżę, ale drugie podejście udane. Przy okazji okazuje się, że singiel owy nie kończy się w Wapienicy, a na wysokości lotniska przy polanie z wyrąbanymi drzewami :D
Kieruję się na Wapienicę w celu zrobienia pętli nad Zaporą. Ale na podjeździe, który ostatnio katowałem do spóły z Marleną czuję że pływa mi tył. W pierwszej chwili trochę mnie to zestresowało - dobić nie dobiłem, niewysokie ciśnienie, więc dziury załapać nie powinienem, czyli co? Pękło?
Na całe szczęście nie, nie wiem jak, ale złapałem kolejną pinezkę do kolekcji. To już przestaje być śmieszne, kolejny raz po przyjeździe jazdę przerywa mi pinezka. Ale była okazja do sprawdzenia pompki Speca kupionej za bon z Ustronia. Dobrze jest :D
Niestety poobijane nogi i przerwa na wymianę dętki odebrały mi chęci na dalszą jazdę, więc obrałem kurs powrotny przez Singielki. Na dzień dobry po drugiej stronie rzeki zobaczyłem to:
Nowa droga zwózkowa?
Dalej było gorzej, na singielki powalone drzewa, jeździć się nie da :/
a
d101 - Dwa : Zero
Poniedziałek, 13 sierpnia 2012
58.94
km
Teren -
14.50
km
Czas -
03:14
Średnia -
18.23
km/h
V max teren -
40.00
km/h
HR max -
200
( 98%)
BPM
HR avg -
157
( 76%)
BPM
2790
kcal
16.0
°C
Ultra Sport
Na początek śmigamy z Marleną na Zaporę, pointerwałować, każdy po swojemu. Dość szybko otrzeźwiam się po rannej pobudce, kiedy przy skręcie na parking pod Zaporą, składam się jak na szosie i wpadam przednim kołem w żwir. Dzięki (względnie) szybkiej reakcji, niemalże odbijam się od asfaltu i suma summarum otarcia jak na prędkość niewielkie.
Jeden : Zero
Po przepłukaniu szlifów w rzece udajemy się na górkę przed zaporą, gdzie interwały idą mi jak krew z nosa. Na zakończenie pokazuję Marlenie zjazd przy płocie, którego nie ruszyliśmy, ślisko tam niemożebnie.
Marlena walczy przy schodzeniu
Dalej ruszamy na Dębowiec, gdzie odnajduję korzeń, na którym Dawid wylądował na drzewie, a Paweł połamał Scalpela. Pierwsze podejście kończę na drzewie, drugie z podparciem, trzecie wreszcie czysto.
Dwa : Zero
Później odprowadzam Marlenę przez Karpackie, ale czuję pewien niedosyt kilometrów, więc zarzucam muzykę i nie wiedząc gdzie, jadę przed siebie.
Pod Przegibkiem
Kończy się na dokręcaniu interwałów na Przegibek (zdecydowanie wolę takie interwały, nie ze zjazdem, a z luźnym tempem na długim podjeździe), zjazd szlakiem (pierwszy raz zjechałem korzenie na dole) i przeskoczeniem nad Straconką, gdzie jest fajna miejscówa do poćwiczenia hopek, co raz popularniejszych na różnych ścigach.
Chcąc dokręcić do 50km, lecę na Cygana, gdzie przejeżdżam pakiet lajtowy - Horizon z dojazdem singlem wzdłuż "deptaku". Powrót szybciutko.
Jeden : Zero
Po przepłukaniu szlifów w rzece udajemy się na górkę przed zaporą, gdzie interwały idą mi jak krew z nosa. Na zakończenie pokazuję Marlenie zjazd przy płocie, którego nie ruszyliśmy, ślisko tam niemożebnie.
Marlena walczy przy schodzeniu
Dalej ruszamy na Dębowiec, gdzie odnajduję korzeń, na którym Dawid wylądował na drzewie, a Paweł połamał Scalpela. Pierwsze podejście kończę na drzewie, drugie z podparciem, trzecie wreszcie czysto.
Dwa : Zero
Później odprowadzam Marlenę przez Karpackie, ale czuję pewien niedosyt kilometrów, więc zarzucam muzykę i nie wiedząc gdzie, jadę przed siebie.
Pod Przegibkiem
Kończy się na dokręcaniu interwałów na Przegibek (zdecydowanie wolę takie interwały, nie ze zjazdem, a z luźnym tempem na długim podjeździe), zjazd szlakiem (pierwszy raz zjechałem korzenie na dole) i przeskoczeniem nad Straconką, gdzie jest fajna miejscówa do poćwiczenia hopek, co raz popularniejszych na różnych ścigach.
Chcąc dokręcić do 50km, lecę na Cygana, gdzie przejeżdżam pakiet lajtowy - Horizon z dojazdem singlem wzdłuż "deptaku". Powrót szybciutko.
d99 - Takie tam popierdółki
Czwartek, 9 sierpnia 2012
29.17
km
Teren -
5.00
km
Czas -
01:29
Średnia -
19.67
km/h
V max teren -
38.00
km/h
HR max -
181
( 88%)
BPM
HR avg -
138
( 67%)
BPM
1064
kcal
20.0
°C
Ultra Sport
Najpierw nową, krótszą drogą pod Kaufland, docelowo na Ścieżkę Zdrowia, ale nadchodzące ciężkie chmury powodują, że przeskakuję na lotnisko, z którego zjeżdżam do Twomarku wypytać na co to ja ten bon mam wydać. Niezdedy wszystkie egzemplarze jedynych słusznych okularów Speca, czyli tych z wkładką pod korekcję jest "nie dostępna i nie do ściągnięcia". Nie żebym narzekał, czy cuś, ale god damn, żyjemy w świecie w którym każdy może zobaczyć sweet focie Marsjan wykonane przez kosmiczną sondę gdzieś tam hen hen, a głupich glassów się nie da ściągnąć z magazynu? Ehhh...
Dalej jadę na Dębowiec konnym i zjeżdżam pod dolną stację kolejki pod Szyndzielnię. Jadąc w stronę Olszówki trafiam na Maćka wracającego z arbeitu, chwilę pogadali i ścieżką do domu przez Rynek.
Generalnie skrót pokazany mi przez Marcina i Marlenę, to jest teraz chyba najlepszy jeśli o szybki przeskok w kierunku Dębowca. A noga dziś fajnie się kręciła, serducho również, nieco zwolniło w stosunku do tego co zwykle, dobra nasza :D
Co tu dodać muzycznie dziś? A niech będzie takie cuś. W sumie, to niezły schizofrenik muzyczny ze mnie wyłazi - od Kreatora do Arctic Monkeys... Cały Konrad :P
Dalej jadę na Dębowiec konnym i zjeżdżam pod dolną stację kolejki pod Szyndzielnię. Jadąc w stronę Olszówki trafiam na Maćka wracającego z arbeitu, chwilę pogadali i ścieżką do domu przez Rynek.
Generalnie skrót pokazany mi przez Marcina i Marlenę, to jest teraz chyba najlepszy jeśli o szybki przeskok w kierunku Dębowca. A noga dziś fajnie się kręciła, serducho również, nieco zwolniło w stosunku do tego co zwykle, dobra nasza :D
Co tu dodać muzycznie dziś? A niech będzie takie cuś. W sumie, to niezły schizofrenik muzyczny ze mnie wyłazi - od Kreatora do Arctic Monkeys... Cały Konrad :P
d98 - Takie jakby góry
Środa, 8 sierpnia 2012
45.00
km
Teren -
20.00
km
Czas -
03:05
Średnia -
14.59
km/h
V max teren -
45.00
km/h
HR max -
196
( 96%)
BPM
HR avg -
151
( 74%)
BPM
2461
kcal
20.0
°C
Ultra Sport
Niestety w wyniku dzwona "straciłem" licznik, o czym dalej, toteż dane pochodzą z GPSa więc nie są zbyt dokładne.
Wypad w góry zaczynamy od rozgrzewki na ścieżce zdrowia, z której przeskoczyliśmy na Dębowiec.
Na podjeździe pod Szyndzielnię trochę odstaję od krosiarskiego tempa Marleny, ale do schroniska dojeżdżamy równo i tam kończy się tarfa ulgowa, moja średniodystansowość zaczyna grać pierwsze skrzypce.
Na Klimczok wjeżdżamy stokiem, choć "wjazd" nie jest najlepszym słowem, bo każde z nas podjechało to na trzy razy.
Zjazd na Błatnią nie zmienił się od zeszłego roku, kiedy ostatni raz nim jechałem, dalej jest zjazdem dającym dość specyficzną radochę :)
Przed Błatnią standardowa przerwa na "kiblu" i dalej ruszamy czerwonym do Jaworza. Ten zjazd odkrywam dziś na nowo, dawno takiej radochy nie miałem.
Do czasu. Na którejś z kamienistych sekcji przestaję słyszeć "Bzdziąg, bzdziąg" spod dwóch par kół, słyszę tylko swoje. No i głupio, zamiast stanąć i sprawdzić czy dziewczę żyje, to jedynie zwolniłem i się obróciłem. Finał był do przewidzenia, nawet nie zorientowałem się kiedy się położyłem. Wiele się nie stało, drobne rysy, ale niestety kamień pechowo trafił na gumkę mocującą czujnik Sigmy do widelca, toteż musiałem to wszystko związać i dalej jazda bez licznika.
Dalej (albo wcześniej? Cholera wie) Marlena mało co nie została pożarta przez okrutną, czworonożną bestię, w skrócie zwaną psem. Rozmiarów dość kieszonkowych, jednak mimo to mało co, a padł by rekord Guinness'a (nie chodzi tu o piwo, a tę niemałą księgę ;) ) w przyśpieszeniu na rowerze górskim :D
W Jaworzu meldujemy się dość szybko, ja pilnując grzejących się hampli, Marlena po jakimś małym dzwonie. Peleton Specjalnej Troski, bez dwóch zdań ;)
Po chwili podczepia się pod nas kolarz na fullu Authora. Nie siada mi w momencie kiedy na zwyczajowe "Czołem" nie odpowiada nic. Mało tego, siada nam na kole, podnosząc mi skutecznie ciśnienie, bo nie lubię takich cwaniaków.
Na pierwszej od Jaworza hopce próbuję go urwać, ale wymęczona Marlena odpada z koła i pacjent triumfuje. Żeby było ciekawiej, po odjechaniu nam na jakieś 100m, nawraca i kiedy się mijamy, znów robi za ciecia.
Po chwili zjeżdżamy z głównej i tyle go widzieli, a my obok Zapory, Strudzonych itd. wracamy do domów.
Wypad w góry zaczynamy od rozgrzewki na ścieżce zdrowia, z której przeskoczyliśmy na Dębowiec.
Na podjeździe pod Szyndzielnię trochę odstaję od krosiarskiego tempa Marleny, ale do schroniska dojeżdżamy równo i tam kończy się tarfa ulgowa, moja średniodystansowość zaczyna grać pierwsze skrzypce.
Na Klimczok wjeżdżamy stokiem, choć "wjazd" nie jest najlepszym słowem, bo każde z nas podjechało to na trzy razy.
Zjazd na Błatnią nie zmienił się od zeszłego roku, kiedy ostatni raz nim jechałem, dalej jest zjazdem dającym dość specyficzną radochę :)
Przed Błatnią standardowa przerwa na "kiblu" i dalej ruszamy czerwonym do Jaworza. Ten zjazd odkrywam dziś na nowo, dawno takiej radochy nie miałem.
Do czasu. Na którejś z kamienistych sekcji przestaję słyszeć "Bzdziąg, bzdziąg" spod dwóch par kół, słyszę tylko swoje. No i głupio, zamiast stanąć i sprawdzić czy dziewczę żyje, to jedynie zwolniłem i się obróciłem. Finał był do przewidzenia, nawet nie zorientowałem się kiedy się położyłem. Wiele się nie stało, drobne rysy, ale niestety kamień pechowo trafił na gumkę mocującą czujnik Sigmy do widelca, toteż musiałem to wszystko związać i dalej jazda bez licznika.
Dalej (albo wcześniej? Cholera wie) Marlena mało co nie została pożarta przez okrutną, czworonożną bestię, w skrócie zwaną psem. Rozmiarów dość kieszonkowych, jednak mimo to mało co, a padł by rekord Guinness'a (nie chodzi tu o piwo, a tę niemałą księgę ;) ) w przyśpieszeniu na rowerze górskim :D
W Jaworzu meldujemy się dość szybko, ja pilnując grzejących się hampli, Marlena po jakimś małym dzwonie. Peleton Specjalnej Troski, bez dwóch zdań ;)
Po chwili podczepia się pod nas kolarz na fullu Authora. Nie siada mi w momencie kiedy na zwyczajowe "Czołem" nie odpowiada nic. Mało tego, siada nam na kole, podnosząc mi skutecznie ciśnienie, bo nie lubię takich cwaniaków.
Na pierwszej od Jaworza hopce próbuję go urwać, ale wymęczona Marlena odpada z koła i pacjent triumfuje. Żeby było ciekawiej, po odjechaniu nam na jakieś 100m, nawraca i kiedy się mijamy, znów robi za ciecia.
Po chwili zjeżdżamy z głównej i tyle go widzieli, a my obok Zapory, Strudzonych itd. wracamy do domów.
Kategoria Błatnia, Klimczok, Szyndzielnia, Teren, Z ekipą, MTB, Dębowiec
Komentarze 0
08.08.2012
W górę
d96 - Ranny teren
Poniedziałek, 6 sierpnia 2012
28.88
km
Teren -
14.80
km
Czas -
01:59
Średnia -
14.56
km/h
V max teren -
48.00
km/h
HR max -
198
( 97%)
BPM
HR avg -
165
( 80%)
BPM
1892
kcal
26.0
°C
Ultra Sport
Kiedy ranne wstają zorze, czyli w poniedziałek punkt dziewiąta, melduję się przy fastfoodzie z kaczorem w nazwie, gdzie czekają już Marlena i Marcin.
Po szybkim zapoznaniu ruszamy do Cygana. Tam jedziemy standardowo - singiel Horizona, zielony, na którym popuściłem wodze fantazji i jechałem szybciej niż zwykle, co raz otarło mnie o glebę, kiedy po hopce trawersowałem tylko przednim kołem, a drugi raz, w podobnej sytuacji skończyło się na podparciu ;) Korzenie przy skoczni i kierujemy się na Dębowiec.
Tam pauzujemy by uzupełnić puste już bidony i jedziemy singlem na Wapienicę. Oczywiście chrzanią mi się drogi i lądujemy w połowie konnego.
GPS
Po szybkim zapoznaniu ruszamy do Cygana. Tam jedziemy standardowo - singiel Horizona, zielony, na którym popuściłem wodze fantazji i jechałem szybciej niż zwykle, co raz otarło mnie o glebę, kiedy po hopce trawersowałem tylko przednim kołem, a drugi raz, w podobnej sytuacji skończyło się na podparciu ;) Korzenie przy skoczni i kierujemy się na Dębowiec.
Tam pauzujemy by uzupełnić puste już bidony i jedziemy singlem na Wapienicę. Oczywiście chrzanią mi się drogi i lądujemy w połowie konnego.
GPS
d93 - Kogo żem ja dziś nie spotkał?
Czwartek, 2 sierpnia 2012
34.20
km
Teren -
15.00
km
Czas -
02:07
Średnia -
16.16
km/h
V max teren -
57.00
km/h
HR max -
205
(100%)
BPM
HR avg -
158
( 77%)
BPM
2201
kcal
25.0
°C
Ultra Sport
Chyba tylko Chucka Norrisa. No ale ten jest teraz nad Bałtykiem.
Najpierw Dawida, choć nie była to niespodzianka, bo z nim się dziś ustawiłem. Reszta ekipy odpadła, ale jak się okazało tylko teoretycznie ;)
Cygana zaczęliśmy od singla Horizona, później przelot pod tor, którym podjeżdżamy na początek creme de la creme, czyli osławionego zielonego. Najpierw zjeżdżamy całość, potem na poprawkę jeszcze raz dolną część. Na korzeniach idzie mi coraz lepiej :)
Później przejazd na korzenie koło skoczni, gdzie namierzam Pawła z Bikeforum, z którym mieliśmy się dzisiaj spotkać. Wymieniał chłopak dętkę :) Po chwili przerwy jedziemy zwózkową pod rondo przy Szyndzielni, gdzie Dawid się oddziela i jedzie do siebie, my z Pawłem atakujemy Dębowiec.
Po zjeździe konnym, na Łowieckiej dostrzegam jadących z naprzeciwka Marcina spotkanego w poniedziałek z córką. Żegnam się z Pawłem i nawracam, próbując ich dogonić. Na szczęście jechali spokojnie, za Strudzonymi Ich dochodzę, gadamy dłuższą chwilę i rozjeżdżamy się każdy w swoją stronę.
Na lotnisku miga mi wieki niewidziany Maciek, a na do widzenia w centrum spotykam kumpla, którego bez skutku od kilku dni ścigałem telefonicznie :)
Teraz czas na szybki przegląd KATa i w sobotę Golonka!
Najpierw Dawida, choć nie była to niespodzianka, bo z nim się dziś ustawiłem. Reszta ekipy odpadła, ale jak się okazało tylko teoretycznie ;)
Cygana zaczęliśmy od singla Horizona, później przelot pod tor, którym podjeżdżamy na początek creme de la creme, czyli osławionego zielonego. Najpierw zjeżdżamy całość, potem na poprawkę jeszcze raz dolną część. Na korzeniach idzie mi coraz lepiej :)
Później przejazd na korzenie koło skoczni, gdzie namierzam Pawła z Bikeforum, z którym mieliśmy się dzisiaj spotkać. Wymieniał chłopak dętkę :) Po chwili przerwy jedziemy zwózkową pod rondo przy Szyndzielni, gdzie Dawid się oddziela i jedzie do siebie, my z Pawłem atakujemy Dębowiec.
Po zjeździe konnym, na Łowieckiej dostrzegam jadących z naprzeciwka Marcina spotkanego w poniedziałek z córką. Żegnam się z Pawłem i nawracam, próbując ich dogonić. Na szczęście jechali spokojnie, za Strudzonymi Ich dochodzę, gadamy dłuższą chwilę i rozjeżdżamy się każdy w swoją stronę.
Na lotnisku miga mi wieki niewidziany Maciek, a na do widzenia w centrum spotykam kumpla, którego bez skutku od kilku dni ścigałem telefonicznie :)
Teraz czas na szybki przegląd KATa i w sobotę Golonka!
d91 - Home Sweet Home
Poniedziałek, 30 lipca 2012
35.55
km
Teren -
7.00
km
Czas -
01:48
Średnia -
19.75
km/h
V max teren -
47.00
km/h
HR max -
200
( 98%)
BPM
HR avg -
173
( 84%)
BPM
1724
kcal
23.0
°C
Ultra Sport
Wreszcie ogarnąłem się na tyle, że znalazłem czas na pokręcenie.
Ze względu na sobotni Golonkowy maraton w Ustroniu oczywistym było (w sumie to samo mówił zielony notes) że idę w teren. Ze względu na zatłuszczoną tarczę z tyłu (cholera to już przestaje być śmieszne) i długi odpoczynek od terenu, wybrałem lajtową wersję Cygana.
Wjazd od pętli 1ki, stromy podjazd, korzenie przed ścianką, później przejazd na asfalt i kierunek Dębowiec. Tu zaczyna trochę kropić, więc na początku podjazdu pod Dębowiec chowam się na chwilę pod drzewo.
Po chwili padać przestaje, ruszam dalej, cały czas mając przed sobą sylwetkę rowerzysty, który wyprzedził mnie w trakcie przerwy. Dochodzę go przed kłodami i jakoś go zagajam, co i jak i skąd itd itp. Takżeśmy się rozgadali, że rozjechaliśmy się dopiero w centrum Wapienicy, po wymianie przeze mnie dętki którą przebiłem na jakiejś zagubionej szpilce. Wymieniliśmy się kontaktami, może jeszcze jakoś się ustawimy.
Później wizyta w TM w celu namierzenia Mavicowych plastików redukujących otwór na wentyl z AV na prestę. Takie przymiarki do tajnego planu :)
Ze względu na sobotni Golonkowy maraton w Ustroniu oczywistym było (w sumie to samo mówił zielony notes) że idę w teren. Ze względu na zatłuszczoną tarczę z tyłu (cholera to już przestaje być śmieszne) i długi odpoczynek od terenu, wybrałem lajtową wersję Cygana.
Wjazd od pętli 1ki, stromy podjazd, korzenie przed ścianką, później przejazd na asfalt i kierunek Dębowiec. Tu zaczyna trochę kropić, więc na początku podjazdu pod Dębowiec chowam się na chwilę pod drzewo.
Po chwili padać przestaje, ruszam dalej, cały czas mając przed sobą sylwetkę rowerzysty, który wyprzedził mnie w trakcie przerwy. Dochodzę go przed kłodami i jakoś go zagajam, co i jak i skąd itd itp. Takżeśmy się rozgadali, że rozjechaliśmy się dopiero w centrum Wapienicy, po wymianie przeze mnie dętki którą przebiłem na jakiejś zagubionej szpilce. Wymieniliśmy się kontaktami, może jeszcze jakoś się ustawimy.
Później wizyta w TM w celu namierzenia Mavicowych plastików redukujących otwór na wentyl z AV na prestę. Takie przymiarki do tajnego planu :)