Podsumowanie a.d. 2011
Niedziela, 20 listopada 2011
0.00
km
Teren -
0.00
km
Czas -
Średnia -
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
°C
Podsumowanie nie oznacza że jeździć przestaję. Wręcz przeciwnie, tylko będą to może 2, 3 wypady, ponieważ grudzień będę miał rozjazdowy, a po za tym dziś mam stanowczo za dużo czasu wolnego, także naszło mnie na wspominki :)
Podsumowanie wypada zacząć listą zrealizowanych założeń, nie?
Także oto co założyłem sobie na ten sezon:
- podwoić całkowity dystans z tego sezonu,
- wystartować w więcej niż jednym maratonie (na oku mam BikeMaraton i cykl GP Euroregionu Silesia),
- jakiś wypad w góry na co najmniej 2 dni,
- wypad poza okolicę, najchętniej w Sudety,
- podciągnięcie baardzo słabych szybkościowo podjazdów, (???)
- kupno jakiegoś świecidła, zapewne będzie to Bocialara,
Po kolei. Dystans to absolutne novum - 1760 km a 4039 to spora różnica, przekraczająca założoną dwukrotność. Nomen omen, w połowie października byłem pewien że do 4000 dobić się nie uda, tymczasem dzięki wyjątkowo pięknej jesieni udało się to zrealizować :)
Starty. Hmm, tu nie mogę być z siebie zadowolony. Pierwszy, przejechany po tygodniu na nartach i świętach był ewidentnym rozeznaniem co i jak. Niestety drugi nie skończył się dla mnie najlepiej. Przy okazji podkopał moją pewność siebie w terenie, czego żniwo zbieram po dziś dzień. W dodatku był powodem niekończących się dysput o tym żebym już się nie ścigał, w związku z tym nie postartowałem :/ Kiedy motywacja do dawania po garach wróciła, rower sprzedał się za niespodziewaną kwotę i możliwości nie było zupełnie.
Także powiedzmy że cel niewypełniony. Nie dość że zaliczyłem 1,5 startu, to w dodatku w XC, nie maratonie.
Wypad w góry na 2 dni. Tu nie ma co się tłumaczyć, z wyżej wymienionych powodów zero motywacji miałem do tego typu akcji.
Jazda poza okolicą. Wypad w Sudety był zaplanowany, ustawiony i w ogóle, ale przeszkodziła nam pogoda, ale w sumie start w Bohuminie i Wodzisławiu to w sumie już nie okolica, nie? :D
Podjazdy. Brak danych :D Motywacji do napierania ciągle brakowało, za to zdecydowanie lepiej idą mi kwestie techniczne.
Lampka. Kupiłem. A i owszem. Moc Bocialary to to nie jest, ale światło mojego CatEye'a w zupełności pozwala śmigać wieczorami po szosach, czyli spełnia idealnie swoje zadanie.
I tyle. Zadowolony być nie powinienem, ale jestem :D
Sezon 2011 miesiąc po miesiącu:
Styczeń - 4 wypady i 101 km. Choć sporą zasługę ma tu konkretna odwilż, to tak czy owak, piździło :P
Luty - wypadów mniej, "tylko" 3, w dodatku praktycznie jednakową trasą, ale 115 km to 115 km :D
Marzec - i tu robi się ciekawiej. 300 km, w tym konkretna górzysta życiówka (do czasu :P), no i pierwszy teren.
Kwiecień - zmiana laczków na Geaxy, które do dziś się za mną ciągną, pierwsze góry, niestety tydzień wycięty przez narty, także dystans mizerny.
Maj - pierwszy, niesamowity start w Czechach, asfaltowy wypad nastawiony na pobicie życiówki, a to wszystko w zawalonym nauką miesiącu.
Czerwiec - miesiąc naznaczony wypadkiem w Wodzisławiu, 2 tygodnie absencji (i tak krócej niż przewidywał to lekarz) i deszczowa pogoda na obozie :/
Lipiec - top of the tops tego roku - 850 km; nienajeżdżony po obozie, wykorzystywałem każdą możliwą okazję żeby pokręcić, grupowy wypad na Skrzyczne i... spieprzenie się pogody, trwające bodaj do początku sierpnia.
Sierpień - kolejny dół na wielkiej sinusoidzie sezonu 2011; wizyta na finiszu TdP; zamiast wyjazdu w Sudety, dwa tygodnie bez roweru u dziadków, po czym roweru sprzedaż i przyjście Romana
Wrzesień - miesiąc pod znakiem stalowego Pegaza; podjęcie dość kluczowych decyzji odnośnie sezonu 2012 i to właściwie tyle.
Październik - przeminął pod znakiem techniki i zaznajamiania się z nowym rowerem
Listopad - kręcenie się w okołozerowych temperaturach, odebranie "Planu treningowego na rok pański 2K12" :)
Grudzień - miesiąc absolutnie przesiedziany w oczekiwaniu na śnieg, przerwany wyjazdem na narty, a później na świąteczne spotkanie z rodzinką. Z jasnych stron pierwsze szlify tyłkiem o asfalt na szosie, no i wkręcenie stacjonarki do mojego lokum :)
Sezon ten nie obfitował (niestety) w epickie wypady, ale coś ciekawszego się znalazło, także w sekcji "The Best Of" wylądują na pewno:
Duża Pętla Beskidzka
Życióweczkę raz, proszę
Skrzyczne "Nie dla idiotów"
Jesień, Jesień
i bankowo pierwsze śmiganko po górach w śniegu, o ile zdążę je uczynić jeszcze w tym roku ;)
I na koniec, to co tygryski lubią najbardziej, czyli "The Best Of Photos 2011" (po raz kolejny przepraszam użytkowników wolniejszych łącz :P )
Wielkie dzięki dla wszystkich fotografów!!! Zwłaszcza Dawidowi za chęć wożenia lustra :D
Podsumowanie wypada zacząć listą zrealizowanych założeń, nie?
Także oto co założyłem sobie na ten sezon:
- podwoić całkowity dystans z tego sezonu,
- podciągnięcie baardzo słabych szybkościowo podjazdów, (???)
- kupno jakiegoś świecidła, zapewne będzie to Bocialara,
Po kolei. Dystans to absolutne novum - 1760 km a 4039 to spora różnica, przekraczająca założoną dwukrotność. Nomen omen, w połowie października byłem pewien że do 4000 dobić się nie uda, tymczasem dzięki wyjątkowo pięknej jesieni udało się to zrealizować :)
Starty. Hmm, tu nie mogę być z siebie zadowolony. Pierwszy, przejechany po tygodniu na nartach i świętach był ewidentnym rozeznaniem co i jak. Niestety drugi nie skończył się dla mnie najlepiej. Przy okazji podkopał moją pewność siebie w terenie, czego żniwo zbieram po dziś dzień. W dodatku był powodem niekończących się dysput o tym żebym już się nie ścigał, w związku z tym nie postartowałem :/ Kiedy motywacja do dawania po garach wróciła, rower sprzedał się za niespodziewaną kwotę i możliwości nie było zupełnie.
Także powiedzmy że cel niewypełniony. Nie dość że zaliczyłem 1,5 startu, to w dodatku w XC, nie maratonie.
Wypad w góry na 2 dni. Tu nie ma co się tłumaczyć, z wyżej wymienionych powodów zero motywacji miałem do tego typu akcji.
Jazda poza okolicą. Wypad w Sudety był zaplanowany, ustawiony i w ogóle, ale przeszkodziła nam pogoda, ale w sumie start w Bohuminie i Wodzisławiu to w sumie już nie okolica, nie? :D
Podjazdy. Brak danych :D Motywacji do napierania ciągle brakowało, za to zdecydowanie lepiej idą mi kwestie techniczne.
Lampka. Kupiłem. A i owszem. Moc Bocialary to to nie jest, ale światło mojego CatEye'a w zupełności pozwala śmigać wieczorami po szosach, czyli spełnia idealnie swoje zadanie.
I tyle. Zadowolony być nie powinienem, ale jestem :D
Sezon 2011 miesiąc po miesiącu:
Styczeń - 4 wypady i 101 km. Choć sporą zasługę ma tu konkretna odwilż, to tak czy owak, piździło :P
Luty - wypadów mniej, "tylko" 3, w dodatku praktycznie jednakową trasą, ale 115 km to 115 km :D
Marzec - i tu robi się ciekawiej. 300 km, w tym konkretna górzysta życiówka (do czasu :P), no i pierwszy teren.
Kwiecień - zmiana laczków na Geaxy, które do dziś się za mną ciągną, pierwsze góry, niestety tydzień wycięty przez narty, także dystans mizerny.
Maj - pierwszy, niesamowity start w Czechach, asfaltowy wypad nastawiony na pobicie życiówki, a to wszystko w zawalonym nauką miesiącu.
Czerwiec - miesiąc naznaczony wypadkiem w Wodzisławiu, 2 tygodnie absencji (i tak krócej niż przewidywał to lekarz) i deszczowa pogoda na obozie :/
Lipiec - top of the tops tego roku - 850 km; nienajeżdżony po obozie, wykorzystywałem każdą możliwą okazję żeby pokręcić, grupowy wypad na Skrzyczne i... spieprzenie się pogody, trwające bodaj do początku sierpnia.
Sierpień - kolejny dół na wielkiej sinusoidzie sezonu 2011; wizyta na finiszu TdP; zamiast wyjazdu w Sudety, dwa tygodnie bez roweru u dziadków, po czym roweru sprzedaż i przyjście Romana
Wrzesień - miesiąc pod znakiem stalowego Pegaza; podjęcie dość kluczowych decyzji odnośnie sezonu 2012 i to właściwie tyle.
Październik - przeminął pod znakiem techniki i zaznajamiania się z nowym rowerem
Listopad - kręcenie się w okołozerowych temperaturach, odebranie "Planu treningowego na rok pański 2K12" :)
Grudzień - miesiąc absolutnie przesiedziany w oczekiwaniu na śnieg, przerwany wyjazdem na narty, a później na świąteczne spotkanie z rodzinką. Z jasnych stron pierwsze szlify tyłkiem o asfalt na szosie, no i wkręcenie stacjonarki do mojego lokum :)
Sezon ten nie obfitował (niestety) w epickie wypady, ale coś ciekawszego się znalazło, także w sekcji "The Best Of" wylądują na pewno:
Duża Pętla Beskidzka
Życióweczkę raz, proszę
Skrzyczne "Nie dla idiotów"
Jesień, Jesień
i bankowo pierwsze śmiganko po górach w śniegu, o ile zdążę je uczynić jeszcze w tym roku ;)
I na koniec, to co tygryski lubią najbardziej, czyli "The Best Of Photos 2011" (po raz kolejny przepraszam użytkowników wolniejszych łącz :P )
Wielkie dzięki dla wszystkich fotografów!!! Zwłaszcza Dawidowi za chęć wożenia lustra :D
Na razie nie chce mi się wysilać:D Ale bądź czujny i uważny:)
Ja nie tyle co nie mam czasu, co NIE CHCE MI SIĘ podsumowania robić;). Co to ja sum jestem? Albo co to ja - pod sumem jestem??:D
Jedyne, na co się wysilę, to zapewne rozpiszę na blogasku sondę na najlepszy - zdaniem publiki - wpis i tak se rok zakończę;).
Jedyne, na co się wysilę, to zapewne rozpiszę na blogasku sondę na najlepszy - zdaniem publiki - wpis i tak se rok zakończę;).
Wszyscy cuś podsumowują, kurna! To ja podsumuję też. FAJNY wpis. Zajebcze foty:)
Super spędzony czas:)
2 fota od dołu idealnie pokazuje co to MTB.
2 fota od dołu idealnie pokazuje co to MTB.
Komentuj
Komentarze 6
20.11.2011
W górę