Życióweczkę raz, proszę :D


Niedziela, 29 maja 2011


149.98

km

Teren -

1.00

km

Czas -

05:56

Średnia -

25.28

km/h

V max teren -

0.00

km/h

HR max -

192

( 94%)
BPM

HR avg -

(%)
BPM

kcal

20.0

°C

Ultra Flite

W związku z tradycyjną weekendową ulewą trwającą od 15 w piątek do spokojnie 18 w sobotę, planowany wyjazd na Luboń nie wypalił. Trzeba było więc coś szybko sklecić, bo ICM podawał, że cała niedziela będzie słoneczna. Oczywiście z Pawłem się nie skonsultowałem, bo dzisiaj miałem multum spraw do "przetrawienia" na rowerze, więc towarzysz podróży byłby ze mnie żaden :)

Zmieniłem zatem wczoraj oponki na nieco bardziej "szosowe" Race Kingi, które dziś na kompresorze dobiłem do hardkorowych 3,5 bar. Dość szybko przekonałem się, że tego typu oponki wymagają nieco innego podejścia w warunkach innych niż suchych. Na 3 km testując jak mocno mogę się przechylić w ostrym zakręcie, odjechał mi przód. Na całe szczęście bo za drobnymi rysami na lewej nodze nic się nie stało.

Dość szybko okazało się, że miesiąc jazdy na oponkach ~800g sztuka o terenowym bieżniku jest całkiem niezłym treningiem i nie mam większego problemu z utrzymaniem średniej dotychczas dla mnie nie dostępnej.

Kolejny (prawie) fail na RK wypadł na przejeździe z Jaworza do Górek. Na błocie odjechał mi cały rower, szybko go jednak ogarnąłem.

<długi, nudny fragment Brenna - Wisła>

Kiedy minąłem rondo w centrum Wisły, kierując się na Salmopol, z ciekawości włączyłem stoper. Po dłuugim średnio nachylonym fragmencie, uznałem że warto byłoby lekko podregulować przednią zmieniarę, bo łańcuch nieco ocierał się o prowadnicę. W trakcie tegoż serwisu z tunelu pod skocznią wyłonił mi się Paweł wraz z Grześkiem i ekipą, którzy nie omieszkali skomentować mojego samotnego wypadu :D Kiedy wreszcie Deorka zaczęła współpracować, rozstaliśmy się, a mnie czekała mordęga.

Po uff 45 min od ronda, pojawiłem się na Białym Krzyżu, gdzie posiliłem się i (jak teraz na siebie patrzę, to wiem że było warto) przejechałem się kremem do opalania.

Następnie nastąpił zjazd, który trwał nieco ponad 5 min i dostarczył mi morze endorfin. Pod jego koniec dojechał do mnie gość na szosówce, który jest bohaterem dnia :D

A dlaczego? Otóż za cholerę nie mógł mi w Szczyrku odjechać, jechaliśmy w "peletonie", który najpierw prowadził on, następnie ja.

Kiedy przed wyjazdem ze Szczyrku zniknął mi z pola widzenia, myślałem że to koniec. Jednak kiedy przejechałem Buczkowice, zobaczyłem charakterystyczną koszulkę. Skubany pojechał jakąś krótszą drogą :D Niestety tak wyprułem się, aby go dogonić, że na krótszym podjeździe uciekł mi zupełnie i choć widziałem go właściwie do Lipowej, to daleko było mi do ataku nań.

Z Lipowej skierowałem się do Żywca, by (tym razem już nie błądząc) machnąć kółeczko wokół Żywieckiego. Machnąłęm :) Tym razem spróbowałem pętlę dokręcić i faktycznie, da się :) Na tym fragmencie stuknęła mi 100.

I choć pierwotny plan zakładał nieco inną trasę, wsłuchując się w Ironów, przegapiłem zjazd i postanowiłem nie wracać i pojechać standardowo, przez Leśną.

Kiedy dojechałem do Lipowej, gdzie zażyłem sobie nieco odpoczynku w cieniu przydrożnego drzewa, zadzwonił Tato, mówiąc że za 10 min będą w Żywcu i jak chcę iść na jakowy obiad, to żebym wpadł. Wierzcie, niezależnie od ilości nadrobionych km (10) organizmowi jadącemu na Corniakach nic więcej do szczęścia niż zupa cebulowa zapita zimną Colą do szczęścia nie potrzeba :D

Następnie, choć już bez werwy, walcząc z samym sobą i o każdą 0,1 km na liczniku dojechałem do BB.

Straszny klocek mi wyszedł, gratulacje dla tych, którzy dotrwali do końca :)
GPS

Komentarze:

Nie ma jeszcze komentarzy. Komentuj

Imię: Zaloguj się · Zarejestruj się!

Wpisz dwa pierwsze znaki ze słowa anamo
Można używać znaczników: [b][/b] i [url=][/url]

KategorieKategoria Asfaltem Komentarze Komentarze 0 Data 29.05.2011 Top W górę