Wpisy archiwalne w miesiącu
Wrzesień, 2012
Dystans całkowity: | 568.54 km (w terenie 111.50 km; 19.61%) |
Czas w ruchu: | 31:07 |
Średnia prędkość: | 18.27 km/h |
Maksymalna prędkość: | 51.00 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 217 (106 %) |
Maks. tętno średnie: | 188 (92 %) |
Suma kalorii: | 23399 kcal |
Liczba aktywności: | 15 |
Średnio na aktywność: | 37.90 km i 2h 04m |
Więcej statystyk |
d122 - "Ból jest przemijający, a skutki rezygnacji pozostają na zawsze" vol. II
Niedziela, 30 września 2012
113.24
km
Teren -
0.00
km
Czas -
04:57
Średnia -
22.88
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
205
(100%)
BPM
HR avg -
147
( 72%)
BPM
4093
kcal
17.0
°C
Tęczowy
Jak można się bardziej dobić, jak śmignąć w konkretne górki na szosówce z "luźnym" przełożeniem 39-23? Chyba tylko oszczakiem ;)
Punkt 9:00 spotykamy się z prawdopodobnie najbardziej zakręconą ekipą na świecie pod Dżemini.
Grzesiek, Paweł, Maciek i Marek w całej okazałości
Podpompowana na maxa stylówa :D
fot. Maciek
Chwilę czekamy na ewentualnych spóźnialskich i jedziemy.
W atmosferze zboczonych kawałów docieramy do Radziechów, gdzie skręcamy na Matyskę.
Piękny podjazd, jeszcze lepsze widoki, tylko trochę chmur z nocy wisiało...
Zjazd po płytach, więc na dole przerwa na sprawdzenie obecności zębów w jamie gębowo-paszczowej i ruszamy w kierunku... Biedrony w Milówce :)
Po chwili popasu skręcamy na Kamesznicę by rozpocząć pierwszy konkretny podjazd na dziś.
fot. Maciek
Na profilu bardzo fajnie widać miejsce w którym prędkość spada poniżej 8kmh, było to mordercze miejsce, w którym nie miałem wyjścia, skończyło się na trawersowaniu.
Umęceni, ale szczęśliwi że już jedno z głowy
Do Istebnej zjazd w momencie, na pauzie zrywam strzałkę z MTBM (trochę się żal zrobiło), którą niestety później poniżej Zameczku gubię.
Później, jadąc za radą Marka, odbijamy od głównego traktu i jedziemy równoległą, niezniszczoną przez ruch drogą, gdzie znów kręcę z kadencją rzędu 40RPM :/
Na Kubalonce załatwiam sobie konkretniejszy popas, bo już mam lekkie odcięcie, po czym rozstajemy się z chłopakami - oni na goralach nie chcą atakować jeszcze Salmopolu i jadą do Bielska przez Ustroń, ja, chcąc spełnić zadany plan, zjeżdżam koło Zameczku (znów burak płci żeńskiej za kółkiem - na opieprz za wyprzedzanie rowerzystów na zakręcie zareagowała środkowym paluchem. Gdzie te damy się pytam??)
Na Salmopol wciągam się bez werwy, jednak wciąż nie odcięty - jadę dokładnie tak, jak można to jechać po 70km po górach na betonowym przełożeniu, będąc mną.
Z Salmopolu do Bielska spoko, jednak dokręcanie do Strudzonych, gdzie spotkaliśmy się znów z bbRiderz szło wybitnie źle, jednak po popasie do domu wróciłem jedynie zmęczony.
Punkt 9:00 spotykamy się z prawdopodobnie najbardziej zakręconą ekipą na świecie pod Dżemini.
Grzesiek, Paweł, Maciek i Marek w całej okazałości
Podpompowana na maxa stylówa :D
fot. Maciek
Chwilę czekamy na ewentualnych spóźnialskich i jedziemy.
W atmosferze zboczonych kawałów docieramy do Radziechów, gdzie skręcamy na Matyskę.
Piękny podjazd, jeszcze lepsze widoki, tylko trochę chmur z nocy wisiało...
Zjazd po płytach, więc na dole przerwa na sprawdzenie obecności zębów w jamie gębowo-paszczowej i ruszamy w kierunku... Biedrony w Milówce :)
Po chwili popasu skręcamy na Kamesznicę by rozpocząć pierwszy konkretny podjazd na dziś.
fot. Maciek
Na profilu bardzo fajnie widać miejsce w którym prędkość spada poniżej 8kmh, było to mordercze miejsce, w którym nie miałem wyjścia, skończyło się na trawersowaniu.
Umęceni, ale szczęśliwi że już jedno z głowy
Do Istebnej zjazd w momencie, na pauzie zrywam strzałkę z MTBM (trochę się żal zrobiło), którą niestety później poniżej Zameczku gubię.
Później, jadąc za radą Marka, odbijamy od głównego traktu i jedziemy równoległą, niezniszczoną przez ruch drogą, gdzie znów kręcę z kadencją rzędu 40RPM :/
Na Kubalonce załatwiam sobie konkretniejszy popas, bo już mam lekkie odcięcie, po czym rozstajemy się z chłopakami - oni na goralach nie chcą atakować jeszcze Salmopolu i jadą do Bielska przez Ustroń, ja, chcąc spełnić zadany plan, zjeżdżam koło Zameczku (znów burak płci żeńskiej za kółkiem - na opieprz za wyprzedzanie rowerzystów na zakręcie zareagowała środkowym paluchem. Gdzie te damy się pytam??)
Na Salmopol wciągam się bez werwy, jednak wciąż nie odcięty - jadę dokładnie tak, jak można to jechać po 70km po górach na betonowym przełożeniu, będąc mną.
Z Salmopolu do Bielska spoko, jednak dokręcanie do Strudzonych, gdzie spotkaliśmy się znów z bbRiderz szło wybitnie źle, jednak po popasie do domu wróciłem jedynie zmęczony.
d121 - "Ból jest przemijający, a skutki rezygnacji pozostają na zawsze" vol. I
Sobota, 29 września 2012
55.60
km
Teren -
0.00
km
Czas -
02:06
Średnia -
26.48
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
205
(100%)
BPM
HR avg -
166
( 81%)
BPM
1624
kcal
19.0
°C
Tęczowy
Dziś o rezygnacji, na ból przyjdzie kolej jutro...
Świadom kiepskiej nogi po wrześniowym "trenowaniu" zrezygnowałem ze startu w Ystebnej, nie chcąc jechać na płatną wycieczkę.
Rozkręcając się przed jutrzejszym bbRiderzowym wypadem, pokręciłem się po okolicznych śmieciach na Tęczowej Strzale.
Najpierw, wręcz rozgrzewkowo podjazd do Bystrej, aż po (chyba już nieczynny?) hotel Magnus. Oj przypomniały się wyjazdy na basen za dzieciaka :)
Jakiś lokalny Time Trial? ;)
Dalej przelatuję przez Wilkowice, by przez Huciska (na podjeździe wyprzedzam jakiś gości na motorku, przyjemny kop motywacyjny :) ) i zjazd do Łodygowic.
Tam włączam się na Żywiecką, by po 500m zostać niemalże potrąconym - babeczka na 3go wyprzedzała, i z lekka straciła panowanie nad swym "wypasionym" 20letnim Audi ściąganym z Germanii. Brak słów...
Pogoda do południa była igła :)
Dalej Żywiecką, co było średnim pomysłem - droga reprezentuje polskie drogownictwo w pigułce - dziury, koleiny i duży ruch nieograniętych kierowców.
Później przez Olszówkę dojeżdżam nad Zaporę (nowiutki asfalt wyłożony aż do leśniczówki), gdzie spotykam się z rodzinką i powrót do domu.
Świadom kiepskiej nogi po wrześniowym "trenowaniu" zrezygnowałem ze startu w Ystebnej, nie chcąc jechać na płatną wycieczkę.
Rozkręcając się przed jutrzejszym bbRiderzowym wypadem, pokręciłem się po okolicznych śmieciach na Tęczowej Strzale.
Najpierw, wręcz rozgrzewkowo podjazd do Bystrej, aż po (chyba już nieczynny?) hotel Magnus. Oj przypomniały się wyjazdy na basen za dzieciaka :)
Jakiś lokalny Time Trial? ;)
Dalej przelatuję przez Wilkowice, by przez Huciska (na podjeździe wyprzedzam jakiś gości na motorku, przyjemny kop motywacyjny :) ) i zjazd do Łodygowic.
Tam włączam się na Żywiecką, by po 500m zostać niemalże potrąconym - babeczka na 3go wyprzedzała, i z lekka straciła panowanie nad swym "wypasionym" 20letnim Audi ściąganym z Germanii. Brak słów...
Pogoda do południa była igła :)
Dalej Żywiecką, co było średnim pomysłem - droga reprezentuje polskie drogownictwo w pigułce - dziury, koleiny i duży ruch nieograniętych kierowców.
Później przez Olszówkę dojeżdżam nad Zaporę (nowiutki asfalt wyłożony aż do leśniczówki), gdzie spotykam się z rodzinką i powrót do domu.
d120 - Cieplej
Środa, 26 września 2012
16.88
km
Teren -
5.00
km
Czas -
01:15
Średnia -
13.50
km/h
V max teren -
30.00
km/h
HR max -
186
( 91%)
BPM
HR avg -
123
( 60%)
BPM
859
kcal
20.0
°C
Ultra Sport
Wrzesień lipny rowerowo jest, cholerne jazdy, doba nie z gumy, a taka pogoda igła...
Korzystając z chwili wolnego popołudnia, wyskoczyłem z Młodą do Cygana. Co sobie krwi napsułem to moje, ale może kiedyś coś z tego będzie ;)
Spotkaliśmy przy okazji Remika, Dawida, Pawła i Maćka.
Korzystając z chwili wolnego popołudnia, wyskoczyłem z Młodą do Cygana. Co sobie krwi napsułem to moje, ale może kiedyś coś z tego będzie ;)
Spotkaliśmy przy okazji Remika, Dawida, Pawła i Maćka.
Sprzedam KTM ULTRA SPORT
Poniedziałek, 24 września 2012
0.00
km
Teren -
0.00
km
Czas -
Średnia -
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
°C
Ultra Sport
Komentarze 2
24.09.2012
W górę
d119 - Murapol CUP, czyli własne śmieci odkryte na nowo
Niedziela, 23 września 2012
8.30
km
Teren -
8.00
km
Czas -
00:35
Średnia -
14.23
km/h
V max teren -
44.00
km/h
HR max -
217
(106%)
BPM
HR avg -
188
( 92%)
BPM
609
kcal
17.0
°C
Ultra Sport
Skoro świt dojeżdżamy, a jakże, na rowerze (dla uproszczenia kilometrów nie liczyłem) na Bielsko-Bialskie Błonia.
Najpierw objazd trasy dla młodzików (raz, że na rozgrzewkę, dwa, że nie wiedziałem jak na "dużą" pętlę trafić.
Później dopytuję się co i jak, okazuje się, że faktycznie, podjazd zielonym stał się faktem. A tam podjazd. Podejście :P
Najpierw traskę objeżdżam sam, później drugie kółko robimy w doborowej obsadzie - Ania, Dawid, Maciek, Michał, no i Marek. Po zgłoszeniu orgowi że w dość istotnym miejscu jest zerwana taśma, dostaję misję, żeby owy brak uzupełnić :) Czyn społeczny wręcz ;)
Szybko ustawiamy się na starcie w towarzystwie kobiet wszystkich stanów, no i mastersów płci męskiej. Niestety Michała gubię już wtedy, bo praktycznie spóźnił się na start.
Podjazd zielonym i już okazuje się gdzie jest moje miejsce. Minimalnie blokowany przez Przemka dojeżdżam do korzeni, na których nawet nie walczę. Niestety w górnej części, również przyblokowany przez podbiegającego, wpadam na mokry korzeń i ląduję profesjonalnie, na żółwia. Przeklnąłem szpetnie i ruszyłem dalej.
Stracone pozycje odrabiam szybko, część jeszcze na podjeździe, Przemka biorę przy nawrocie na tor DH, a ostatniego z "mojej" grupki na prostej tuż przed odbiciem w prawo. Zrobiłem to dość ciekawie, gdyż waliłem po niewyjeżdżonej części szlaku, co skutkowało dwoma wymuszonymi lotami nad korzeniami, i tragiczną pozycją na owym odbiciu (jedna strona była zjazdem, na drugiej były małe hopki, nie muszę mówić, na którą mnie wyrzuciło? :P ).
Dalej świetny singielek, przeskok na Horizona, kawałek asfaltu i kolejne kombinowanie w terenie.
Na drugie kółko wjeżdżam już w nieco lepszym stanie (jednak intensywność XC to nie moja bajka, ale emocje przednie :) ), jednak przy przeskoku przez korzenie zapycha mi się blok w lewym pedale, co utrudnia mi jazdę do końca.
Najpierw, jeszcze na korzeniach blokuję Juniorkę z MTB Silesii, z którą przyjdzie mi kończyć ścig. Później, chcąc na asfalcie nieco depnąć, znów wyrywam blok z pedału.
Jakoś tak nagle nastąpił finisz, no i koniec. Jechało się przyjemnie, wygrać zamiaru nie miałem, a przynajmniej poznałem fajne trasy w domowych warunkach. 7/11 Junior z czasem 0:35:45
Później w ramach rozrywki powysiłkowej, popełniłem kilka zdjęć z rundy Elity. A tu.
Najpierw objazd trasy dla młodzików (raz, że na rozgrzewkę, dwa, że nie wiedziałem jak na "dużą" pętlę trafić.
Później dopytuję się co i jak, okazuje się, że faktycznie, podjazd zielonym stał się faktem. A tam podjazd. Podejście :P
Najpierw traskę objeżdżam sam, później drugie kółko robimy w doborowej obsadzie - Ania, Dawid, Maciek, Michał, no i Marek. Po zgłoszeniu orgowi że w dość istotnym miejscu jest zerwana taśma, dostaję misję, żeby owy brak uzupełnić :) Czyn społeczny wręcz ;)
Szybko ustawiamy się na starcie w towarzystwie kobiet wszystkich stanów, no i mastersów płci męskiej. Niestety Michała gubię już wtedy, bo praktycznie spóźnił się na start.
Podjazd zielonym i już okazuje się gdzie jest moje miejsce. Minimalnie blokowany przez Przemka dojeżdżam do korzeni, na których nawet nie walczę. Niestety w górnej części, również przyblokowany przez podbiegającego, wpadam na mokry korzeń i ląduję profesjonalnie, na żółwia. Przeklnąłem szpetnie i ruszyłem dalej.
Stracone pozycje odrabiam szybko, część jeszcze na podjeździe, Przemka biorę przy nawrocie na tor DH, a ostatniego z "mojej" grupki na prostej tuż przed odbiciem w prawo. Zrobiłem to dość ciekawie, gdyż waliłem po niewyjeżdżonej części szlaku, co skutkowało dwoma wymuszonymi lotami nad korzeniami, i tragiczną pozycją na owym odbiciu (jedna strona była zjazdem, na drugiej były małe hopki, nie muszę mówić, na którą mnie wyrzuciło? :P ).
Dalej świetny singielek, przeskok na Horizona, kawałek asfaltu i kolejne kombinowanie w terenie.
Na drugie kółko wjeżdżam już w nieco lepszym stanie (jednak intensywność XC to nie moja bajka, ale emocje przednie :) ), jednak przy przeskoku przez korzenie zapycha mi się blok w lewym pedale, co utrudnia mi jazdę do końca.
Najpierw, jeszcze na korzeniach blokuję Juniorkę z MTB Silesii, z którą przyjdzie mi kończyć ścig. Później, chcąc na asfalcie nieco depnąć, znów wyrywam blok z pedału.
Jakoś tak nagle nastąpił finisz, no i koniec. Jechało się przyjemnie, wygrać zamiaru nie miałem, a przynajmniej poznałem fajne trasy w domowych warunkach. 7/11 Junior z czasem 0:35:45
Później w ramach rozrywki powysiłkowej, popełniłem kilka zdjęć z rundy Elity. A tu.
d118 - Dlaczego ja?
Piątek, 21 września 2012
18.23
km
Teren -
7.00
km
Czas -
01:31
Średnia -
12.02
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
147
( 72%)
BPM
HR avg -
105
( 51%)
BPM
645
kcal
17.0
°C
Ultra Sport
Jako iż Młoda została doposażona w górala, z okazji wolnego piątkowego popołudnia, pojechalimy do Cygańskiego.
Najpierw zahaczyliśmy o Remika, gdzie Ewa zakupiła licznik, a ja po niekrótkich bojach go zamontowałem. W Cyganie zaczynamy od singla równoległego do ścieżki, gdzie męczymy się dłuugo.
Dalej przeskakujemy na Horizonowy singiel. Na pierwszej ściance chcąc pokazać Młodej jak ma jechać, wdepnąłem w gniazdo os i zostałem upitolony raz pierwszy.
Chwilę później, goniąc ją do zjazdu upierdzieliła mnie osa numer dwa. Oby dwie kostki miałem trafione. Szczęściem, uczulony nie jestem, ale kręciło się trudno.
Klasycznie...
Najpierw zahaczyliśmy o Remika, gdzie Ewa zakupiła licznik, a ja po niekrótkich bojach go zamontowałem. W Cyganie zaczynamy od singla równoległego do ścieżki, gdzie męczymy się dłuugo.
Dalej przeskakujemy na Horizonowy singiel. Na pierwszej ściance chcąc pokazać Młodej jak ma jechać, wdepnąłem w gniazdo os i zostałem upitolony raz pierwszy.
Chwilę później, goniąc ją do zjazdu upierdzieliła mnie osa numer dwa. Oby dwie kostki miałem trafione. Szczęściem, uczulony nie jestem, ale kręciło się trudno.
Klasycznie...
d117 - Pierwszy porządny techniczny?
Wtorek, 18 września 2012
28.57
km
Teren -
17.00
km
Czas -
02:15
Średnia -
12.70
km/h
V max teren -
43.00
km/h
HR max -
180
( 88%)
BPM
HR avg -
150
( 73%)
BPM
1877
kcal
20.0
°C
Ultra Sport
Na to wygląda, jednak żeby był progres, to trzeba przysiąść przy każdym fragmencie.
Z myślą o niedzielnym bielskim ścigu, którego mam nadzieję nie odpuszczę, postanowiłem przysiąść nad traską, którą w sumie nie raz nie dwa już przejeżdżałem.
Ale z pewnością siebie wspólnego wiele to nie miało :P
Toteż wiele mówić nie trzeba, wszystko na śladzie jest - najpierw ścieżka obok wiaty ogniskowej, ciekawa o tyle że ma dwa zakręty o 90stopni, z czego jeden przebiega po korzeniu, oraz mały uskok.
Dalej korzenie przy skoczni, najpierw solo, później dołączam ściankę.
Później podjazd trasą zawodów na zielony, na którym przyglądam się nieśmiertelnym korzeniom, by później dwukrotnie zjechać Horizona.
Na zakończenie powtórka zielonego z podjazdem torem.
No i to wszystko z półmetalikami Ashimy w miejsce ćwiczonych ostatnio organików. Znów mogę hamować :D
Z myślą o niedzielnym bielskim ścigu, którego mam nadzieję nie odpuszczę, postanowiłem przysiąść nad traską, którą w sumie nie raz nie dwa już przejeżdżałem.
Ale z pewnością siebie wspólnego wiele to nie miało :P
Toteż wiele mówić nie trzeba, wszystko na śladzie jest - najpierw ścieżka obok wiaty ogniskowej, ciekawa o tyle że ma dwa zakręty o 90stopni, z czego jeden przebiega po korzeniu, oraz mały uskok.
Dalej korzenie przy skoczni, najpierw solo, później dołączam ściankę.
Później podjazd trasą zawodów na zielony, na którym przyglądam się nieśmiertelnym korzeniom, by później dwukrotnie zjechać Horizona.
Na zakończenie powtórka zielonego z podjazdem torem.
No i to wszystko z półmetalikami Ashimy w miejsce ćwiczonych ostatnio organików. Znów mogę hamować :D
d116 - Witamy w piekle
Poniedziałek, 17 września 2012
36.68
km
Teren -
0.00
km
Czas -
01:25
Średnia -
25.89
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
190
( 93%)
BPM
HR avg -
155
( 75%)
BPM
1182
kcal
19.0
°C
Tęczowy
Dzisiejszy intensywny trening szosowy zaczynam od interwałowego ataku na Przegibek, najprawdopodobniej pobijając rekord, ale muszę przyglądnąć się trackowi na Endo, bo nie włączyłem stopera od razu.
Dalej jak zwykle przyjemny zjazd, pogadanka z gościem chcącym mnie przekonać, "że tak się nie jeździ, bo ktoś mnie PRZYPADKIEM potrąci" i wizyta w serwisie po klocki do Kata, bo żywiczne to jakaś masakra jest :)
Później przeskok Olszówka na lotnisko i do domu.
Dalej jak zwykle przyjemny zjazd, pogadanka z gościem chcącym mnie przekonać, "że tak się nie jeździ, bo ktoś mnie PRZYPADKIEM potrąci" i wizyta w serwisie po klocki do Kata, bo żywiczne to jakaś masakra jest :)
Później przeskok Olszówka na lotnisko i do domu.
d115 - Jest nadzieja w narodzie
Niedziela, 16 września 2012
64.93
km
Teren -
15.00
km
Czas -
03:51
Średnia -
16.86
km/h
V max teren -
46.00
km/h
HR max -
201
( 98%)
BPM
HR avg -
146
( 71%)
BPM
3462
kcal
16.0
°C
Ultra Sport
Czyli o tym, jak zmieniły się me poglądy na przyszłość naszej ukochanej dyscypliny sportu (bynajmniej nie piłki kopanej).
Otóż siostra ma wykombinowała w sieci, że pewien lokalny klub okołosportowy (kryptoreklamy cisnąć nie zamierzam mimo całej mej sympatii do idei) organizuje rowerowe wypady w okoliczne górki dla dzieciaków podstawówkowo-gimnazjalnym. A że młoda nakręcona na rower przez moje ściganko jest niemożebnie, mimo posiadania 28calowego trekkinga, zawzięła się w sobie i pojechała na Skrzyczne z ową ekipą.
Ale gdzie tu mój udział?
Otóż nie dość że wstałem tylko minimalnie później niż ranne zorze, odprowadziłem rowerowo wraz z tatką młodego pacjenta na Błonia, to postanowiłem ekipie towarzyszyć. Oczywiście nie transportowałem się do Ostrego samochodem, a zostawiłem dzieciaki wraz z opiekunem w trakcie pakowania się i samotnie ruszyłem na południe.
Już w drodze miałem zapowiedź czekającej nas mgły
Jakież było moje zdziwienie, kiedy po przeskoku (wcale nie takim znów szybkim) do Ostrego (w Godziszce wylali nowy asfalt, miodzio na szosencję będzie :) ), zobaczyłem że ekipa dopiero zbiera się do odjazdu. Nie pasowało mi to o tyle, że planowałem dojechać ich gdzieś w trakcie podjazdu, żeby sobie troszkę pocisnąć pod górę. A tak to wypadało się kulać razem z nimi. W sumie, nie żałuję.
Takiego zacięcia jak na twarzach tych dzieciaków, to nie widuję często nawet w okolicy mojego wesołego, setnego miejsca OPEN na ścigach. A co się działo, kiedy wyprzedził nas gość z SCS OSOZ, po czym odpuścił sobie gonienie, a dzieciaki wyczuły okazję do wyprzedzenia go :D Gdyby nie różnica potencjału wynikająca z wieku, gość nie miałby nawet okazji napatrzeć się im na plecy :) Po za tym, byłem pod wrażeniem ilości dzieciaków, które śmigały pod górę. Świadom problemów ze zorganizowaniem większej ekipy wśród "dużych" bielszczan, widok dobrej dziesiątki "małych" górali niskopiennych napawał optymizmem :)
Na górze przerwa w zamglonym schronisku i rozjeżdżamy się, ekipa zjeżdża szutrówą do Ostrego, ja nie chcąc tracić choć odrobiny trudności na zjeździe, atakuję stary jak świat zjazd do Szczyrku przez Jaworzynę i Czyrną. Na zjazd ten przeniesiono chyba wszystkie kamienie usunięte z tej szutróweczki (na szosówce 60% do podjechania), a na dokładkę awaryjnie wsadzone żywiczne klocki z tyłu, więc staczam się jeszcze wolniej niż zwykle.
Każdy walczył jak mógł, ale nawet podchodzenie odbywało się z werwą :)
W Szczyrku obczajam trasę narciarsko-biegową będącą latem "crossowym torem rowerowym" i lecę ogniem na Błonia, gdzie jestem dobre 20min przed młodzieżą.
Razem z Ewką wracamy do domu śmieszką.
Kończąc te wypociny dwa ogłoszenia parafialne:
I. Życzenia szybkiego powrotu do zdrowia, a dalej na dwa kółka dla kontuzjowanej Mamby
II. Dalej się wyprzedaję, już tuż tuż i wrzucę tam Kata, także zapraszam do licytowania :)
Otóż siostra ma wykombinowała w sieci, że pewien lokalny klub okołosportowy (kryptoreklamy cisnąć nie zamierzam mimo całej mej sympatii do idei) organizuje rowerowe wypady w okoliczne górki dla dzieciaków podstawówkowo-gimnazjalnym. A że młoda nakręcona na rower przez moje ściganko jest niemożebnie, mimo posiadania 28calowego trekkinga, zawzięła się w sobie i pojechała na Skrzyczne z ową ekipą.
Ale gdzie tu mój udział?
Otóż nie dość że wstałem tylko minimalnie później niż ranne zorze, odprowadziłem rowerowo wraz z tatką młodego pacjenta na Błonia, to postanowiłem ekipie towarzyszyć. Oczywiście nie transportowałem się do Ostrego samochodem, a zostawiłem dzieciaki wraz z opiekunem w trakcie pakowania się i samotnie ruszyłem na południe.
Już w drodze miałem zapowiedź czekającej nas mgły
Jakież było moje zdziwienie, kiedy po przeskoku (wcale nie takim znów szybkim) do Ostrego (w Godziszce wylali nowy asfalt, miodzio na szosencję będzie :) ), zobaczyłem że ekipa dopiero zbiera się do odjazdu. Nie pasowało mi to o tyle, że planowałem dojechać ich gdzieś w trakcie podjazdu, żeby sobie troszkę pocisnąć pod górę. A tak to wypadało się kulać razem z nimi. W sumie, nie żałuję.
Takiego zacięcia jak na twarzach tych dzieciaków, to nie widuję często nawet w okolicy mojego wesołego, setnego miejsca OPEN na ścigach. A co się działo, kiedy wyprzedził nas gość z SCS OSOZ, po czym odpuścił sobie gonienie, a dzieciaki wyczuły okazję do wyprzedzenia go :D Gdyby nie różnica potencjału wynikająca z wieku, gość nie miałby nawet okazji napatrzeć się im na plecy :) Po za tym, byłem pod wrażeniem ilości dzieciaków, które śmigały pod górę. Świadom problemów ze zorganizowaniem większej ekipy wśród "dużych" bielszczan, widok dobrej dziesiątki "małych" górali niskopiennych napawał optymizmem :)
Na górze przerwa w zamglonym schronisku i rozjeżdżamy się, ekipa zjeżdża szutrówą do Ostrego, ja nie chcąc tracić choć odrobiny trudności na zjeździe, atakuję stary jak świat zjazd do Szczyrku przez Jaworzynę i Czyrną. Na zjazd ten przeniesiono chyba wszystkie kamienie usunięte z tej szutróweczki (na szosówce 60% do podjechania), a na dokładkę awaryjnie wsadzone żywiczne klocki z tyłu, więc staczam się jeszcze wolniej niż zwykle.
Każdy walczył jak mógł, ale nawet podchodzenie odbywało się z werwą :)
W Szczyrku obczajam trasę narciarsko-biegową będącą latem "crossowym torem rowerowym" i lecę ogniem na Błonia, gdzie jestem dobre 20min przed młodzieżą.
Razem z Ewką wracamy do domu śmieszką.
Kończąc te wypociny dwa ogłoszenia parafialne:
I. Życzenia szybkiego powrotu do zdrowia, a dalej na dwa kółka dla kontuzjowanej Mamby
II. Dalej się wyprzedaję, już tuż tuż i wrzucę tam Kata, także zapraszam do licytowania :)
d114 - Rekreacyjnie
Piątek, 14 września 2012
51.40
km
Teren -
0.00
km
Czas -
02:39
Średnia -
19.40
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
191
( 93%)
BPM
HR avg -
130
( 63%)
BPM
1738
kcal
15.0
°C
Tęczowy
Najpierw przez Sarni Stok na Mazańcowice, gdzie po zjeździe kieruję się na Międzyrzecze, skracając drogę i nie zjeżdżając do Dolnego, wylatuję w Górnym prawie w Bielsku, gdzie kieruję się do Dziadka na działkę. Wszystko z ogniem w nogach, żeby się przepalić.
Już z seniorem na Biery (zapomniałem odpauzować GPSa, więc trochę dziura jest), do Nałęża i po przełajowemu do Górek.
850 km :)
Tam pauza na kawencję i powrót tą samą drogą, z tym że rozstajemy się w Wapienicy i każdy w swoją stronę przy lekkim zmroku wraca.
Hmmmm... Dziwne? :D
Już z seniorem na Biery (zapomniałem odpauzować GPSa, więc trochę dziura jest), do Nałęża i po przełajowemu do Górek.
850 km :)
Tam pauza na kawencję i powrót tą samą drogą, z tym że rozstajemy się w Wapienicy i każdy w swoją stronę przy lekkim zmroku wraca.
Hmmmm... Dziwne? :D