Wpisy archiwalne w kategorii
Sam
Dystans całkowity: | 1701.32 km (w terenie 196.30 km; 11.54%) |
Czas w ruchu: | 80:08 |
Średnia prędkość: | 21.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 51.00 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 209 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 196 (96 %) |
Suma kalorii: | 55005 kcal |
Liczba aktywności: | 46 |
Średnio na aktywność: | 36.99 km i 1h 44m |
Więcej statystyk |
d123 - Sunday Warrior
Niedziela, 14 października 2012
78.05
km
Teren -
0.00
km
Czas -
03:04
Średnia -
25.45
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
200
( 98%)
BPM
HR avg -
170
( 83%)
BPM
2863
kcal
11.0
°C
Tęczowy
Żyję, tyle że los weekendowego wojownika dopadł i mnie... Powodów wiele, od wewnętrznego lenia zaczynając ;) Zeszły weekend upłynął na kursowaniu po mieście (scentrowane koło w szosie okazało się być urwaną szprychą) i deszczowej niedzieli.
Wiedziałem, że tej niedzieli nie zamierzam rowerowo odpuścić. I tuż po 11 ruszyłem zrealizować dawno wymyślony plan.
Najpierwiej wspiąłem się na Przegibek, na którym odkryłem, że przedłużono odcinek nowego asfaltu! Teraz sięga aż do baru na szczycie, niestety po stronie Międzybrodzia nic się nie zmienia.
Po zjeździe skręcam w lewo na Porąbkę i robię foto-pauzę na Zaporze.
Że też mój teletubiś uchwycił te promienie... :)
Tęczowy bez zmian... do czasu :)
Zaraz za Zaporą lekko się gubię, jednak spojrzenie na znak "Czynne osuwisko" i konsultacja z mapą w telefonie i po chwili jadę tam gdzie trzeba.
W Porąbce odbijam na Wielką Puszczę. Dziwna ta droga, całyy czas pod górę, a jedzie się jakoś dziwnie. Jednak zgodnie z podejrzeniami, Targanice tak łatwo się nie poddały i na końcówkę zafundowały mi konkret podjazd, kolejny w ostatnim czasie, który zmusił mnie do trawersowania szosą.
Widoczek i zjazd zrekompensowały trudy podjazdu
Podjazd na Kocierz (pytanie który, Targanicki, Moszczanicki, czy Rychwałdzki pozostanie bez odpowiedzi :D ) idzie jak krew z nosa, mimo to zostałem wicekrólem góry w Stravie . Na górze zakręcam do karczmy, skąd robię foto widoczku i uciekam od tłumu ludu.
Zjazd wybrałem... tragiczny. Po za fragmentem (świetnych!) serpentyn, asfalt jest w kiepskim stanie. A emocji przy drifcie 0.5m od samochodu nic nie zastąpi. Gość jadący z dołu uznał, że trzymanie się prawej jest dla słabych, więc żeby zmieścić się na (dziurawej) skrajni jezdni musiałem mocno hamować. Mokre opony + kiepska nawierzchnia... wszystko :)
Coś tam dłubią...
Łękawica, Tresna, Międzybrodzie to chwila jazdy, jednak później trzeba wciągnąć się na Przegibek. Tu już wyraźnie widać 2 tygodnie absencji od dwóch kółek.
Zjazd jak zwykle przyjemny ;)
Generalnie czasu ultra mało, więc najprawdopodobniej ograniczę do minimum BikeStatsowanie, opierając się na wspomnianej Stravie. Konta nie usuwam, pokomentować trza :)
GPS
Wiedziałem, że tej niedzieli nie zamierzam rowerowo odpuścić. I tuż po 11 ruszyłem zrealizować dawno wymyślony plan.
Najpierwiej wspiąłem się na Przegibek, na którym odkryłem, że przedłużono odcinek nowego asfaltu! Teraz sięga aż do baru na szczycie, niestety po stronie Międzybrodzia nic się nie zmienia.
Po zjeździe skręcam w lewo na Porąbkę i robię foto-pauzę na Zaporze.
Że też mój teletubiś uchwycił te promienie... :)
Tęczowy bez zmian... do czasu :)
Zaraz za Zaporą lekko się gubię, jednak spojrzenie na znak "Czynne osuwisko" i konsultacja z mapą w telefonie i po chwili jadę tam gdzie trzeba.
W Porąbce odbijam na Wielką Puszczę. Dziwna ta droga, całyy czas pod górę, a jedzie się jakoś dziwnie. Jednak zgodnie z podejrzeniami, Targanice tak łatwo się nie poddały i na końcówkę zafundowały mi konkret podjazd, kolejny w ostatnim czasie, który zmusił mnie do trawersowania szosą.
Widoczek i zjazd zrekompensowały trudy podjazdu
Podjazd na Kocierz (pytanie który, Targanicki, Moszczanicki, czy Rychwałdzki pozostanie bez odpowiedzi :D ) idzie jak krew z nosa, mimo to zostałem wicekrólem góry w Stravie . Na górze zakręcam do karczmy, skąd robię foto widoczku i uciekam od tłumu ludu.
Zjazd wybrałem... tragiczny. Po za fragmentem (świetnych!) serpentyn, asfalt jest w kiepskim stanie. A emocji przy drifcie 0.5m od samochodu nic nie zastąpi. Gość jadący z dołu uznał, że trzymanie się prawej jest dla słabych, więc żeby zmieścić się na (dziurawej) skrajni jezdni musiałem mocno hamować. Mokre opony + kiepska nawierzchnia... wszystko :)
Coś tam dłubią...
Łękawica, Tresna, Międzybrodzie to chwila jazdy, jednak później trzeba wciągnąć się na Przegibek. Tu już wyraźnie widać 2 tygodnie absencji od dwóch kółek.
Zjazd jak zwykle przyjemny ;)
Generalnie czasu ultra mało, więc najprawdopodobniej ograniczę do minimum BikeStatsowanie, opierając się na wspomnianej Stravie. Konta nie usuwam, pokomentować trza :)
GPS
d121 - "Ból jest przemijający, a skutki rezygnacji pozostają na zawsze" vol. I
Sobota, 29 września 2012
55.60
km
Teren -
0.00
km
Czas -
02:06
Średnia -
26.48
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
205
(100%)
BPM
HR avg -
166
( 81%)
BPM
1624
kcal
19.0
°C
Tęczowy
Dziś o rezygnacji, na ból przyjdzie kolej jutro...
Świadom kiepskiej nogi po wrześniowym "trenowaniu" zrezygnowałem ze startu w Ystebnej, nie chcąc jechać na płatną wycieczkę.
Rozkręcając się przed jutrzejszym bbRiderzowym wypadem, pokręciłem się po okolicznych śmieciach na Tęczowej Strzale.
Najpierw, wręcz rozgrzewkowo podjazd do Bystrej, aż po (chyba już nieczynny?) hotel Magnus. Oj przypomniały się wyjazdy na basen za dzieciaka :)
Jakiś lokalny Time Trial? ;)
Dalej przelatuję przez Wilkowice, by przez Huciska (na podjeździe wyprzedzam jakiś gości na motorku, przyjemny kop motywacyjny :) ) i zjazd do Łodygowic.
Tam włączam się na Żywiecką, by po 500m zostać niemalże potrąconym - babeczka na 3go wyprzedzała, i z lekka straciła panowanie nad swym "wypasionym" 20letnim Audi ściąganym z Germanii. Brak słów...
Pogoda do południa była igła :)
Dalej Żywiecką, co było średnim pomysłem - droga reprezentuje polskie drogownictwo w pigułce - dziury, koleiny i duży ruch nieograniętych kierowców.
Później przez Olszówkę dojeżdżam nad Zaporę (nowiutki asfalt wyłożony aż do leśniczówki), gdzie spotykam się z rodzinką i powrót do domu.
Świadom kiepskiej nogi po wrześniowym "trenowaniu" zrezygnowałem ze startu w Ystebnej, nie chcąc jechać na płatną wycieczkę.
Rozkręcając się przed jutrzejszym bbRiderzowym wypadem, pokręciłem się po okolicznych śmieciach na Tęczowej Strzale.
Najpierw, wręcz rozgrzewkowo podjazd do Bystrej, aż po (chyba już nieczynny?) hotel Magnus. Oj przypomniały się wyjazdy na basen za dzieciaka :)
Jakiś lokalny Time Trial? ;)
Dalej przelatuję przez Wilkowice, by przez Huciska (na podjeździe wyprzedzam jakiś gości na motorku, przyjemny kop motywacyjny :) ) i zjazd do Łodygowic.
Tam włączam się na Żywiecką, by po 500m zostać niemalże potrąconym - babeczka na 3go wyprzedzała, i z lekka straciła panowanie nad swym "wypasionym" 20letnim Audi ściąganym z Germanii. Brak słów...
Pogoda do południa była igła :)
Dalej Żywiecką, co było średnim pomysłem - droga reprezentuje polskie drogownictwo w pigułce - dziury, koleiny i duży ruch nieograniętych kierowców.
Później przez Olszówkę dojeżdżam nad Zaporę (nowiutki asfalt wyłożony aż do leśniczówki), gdzie spotykam się z rodzinką i powrót do domu.
d117 - Pierwszy porządny techniczny?
Wtorek, 18 września 2012
28.57
km
Teren -
17.00
km
Czas -
02:15
Średnia -
12.70
km/h
V max teren -
43.00
km/h
HR max -
180
( 88%)
BPM
HR avg -
150
( 73%)
BPM
1877
kcal
20.0
°C
Ultra Sport
Na to wygląda, jednak żeby był progres, to trzeba przysiąść przy każdym fragmencie.
Z myślą o niedzielnym bielskim ścigu, którego mam nadzieję nie odpuszczę, postanowiłem przysiąść nad traską, którą w sumie nie raz nie dwa już przejeżdżałem.
Ale z pewnością siebie wspólnego wiele to nie miało :P
Toteż wiele mówić nie trzeba, wszystko na śladzie jest - najpierw ścieżka obok wiaty ogniskowej, ciekawa o tyle że ma dwa zakręty o 90stopni, z czego jeden przebiega po korzeniu, oraz mały uskok.
Dalej korzenie przy skoczni, najpierw solo, później dołączam ściankę.
Później podjazd trasą zawodów na zielony, na którym przyglądam się nieśmiertelnym korzeniom, by później dwukrotnie zjechać Horizona.
Na zakończenie powtórka zielonego z podjazdem torem.
No i to wszystko z półmetalikami Ashimy w miejsce ćwiczonych ostatnio organików. Znów mogę hamować :D
Z myślą o niedzielnym bielskim ścigu, którego mam nadzieję nie odpuszczę, postanowiłem przysiąść nad traską, którą w sumie nie raz nie dwa już przejeżdżałem.
Ale z pewnością siebie wspólnego wiele to nie miało :P
Toteż wiele mówić nie trzeba, wszystko na śladzie jest - najpierw ścieżka obok wiaty ogniskowej, ciekawa o tyle że ma dwa zakręty o 90stopni, z czego jeden przebiega po korzeniu, oraz mały uskok.
Dalej korzenie przy skoczni, najpierw solo, później dołączam ściankę.
Później podjazd trasą zawodów na zielony, na którym przyglądam się nieśmiertelnym korzeniom, by później dwukrotnie zjechać Horizona.
Na zakończenie powtórka zielonego z podjazdem torem.
No i to wszystko z półmetalikami Ashimy w miejsce ćwiczonych ostatnio organików. Znów mogę hamować :D
d116 - Witamy w piekle
Poniedziałek, 17 września 2012
36.68
km
Teren -
0.00
km
Czas -
01:25
Średnia -
25.89
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
190
( 93%)
BPM
HR avg -
155
( 75%)
BPM
1182
kcal
19.0
°C
Tęczowy
Dzisiejszy intensywny trening szosowy zaczynam od interwałowego ataku na Przegibek, najprawdopodobniej pobijając rekord, ale muszę przyglądnąć się trackowi na Endo, bo nie włączyłem stopera od razu.
Dalej jak zwykle przyjemny zjazd, pogadanka z gościem chcącym mnie przekonać, "że tak się nie jeździ, bo ktoś mnie PRZYPADKIEM potrąci" i wizyta w serwisie po klocki do Kata, bo żywiczne to jakaś masakra jest :)
Później przeskok Olszówka na lotnisko i do domu.
Dalej jak zwykle przyjemny zjazd, pogadanka z gościem chcącym mnie przekonać, "że tak się nie jeździ, bo ktoś mnie PRZYPADKIEM potrąci" i wizyta w serwisie po klocki do Kata, bo żywiczne to jakaś masakra jest :)
Później przeskok Olszówka na lotnisko i do domu.
d113 - Trzynaście to pech, a więc co ze sto-czynaście?
Poniedziałek, 10 września 2012
31.45
km
Teren -
0.00
km
Czas -
01:19
Średnia -
23.89
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
198
( 97%)
BPM
HR avg -
163
( 79%)
BPM
1143
kcal
26.0
°C
Tęczowy
To tzw. górsko-szosowy ogień z doopy.
W przerwie między szkołą a jazdami (drżyjcie Bielszczanie....), ruszyłem nadrobić zaległości po nie takim w sumie antyrowerowym weekendzie (o tym na razie sza ;) )
Czasu mało, toteż śmigamy na krótkie interwały.
A że ja dalej głodnym szosowych zjazdów (taa, do pierwszego szlifu :P ), no i lubię interwałować sobie pod kuń-kretne góreczki, obieram kurs na Przegibek.
Ogień w łydkach przy pierwszych seriach był mocny, dalej paliło cały czas - uroki kasety 23-13 :) Na zjazdach oczywiście z dużą dozą ostrożności wchodziłem w zakręty, trzeba w całości dojechać do końca sezonu, nie? :P
W przerwie między szkołą a jazdami (drżyjcie Bielszczanie....), ruszyłem nadrobić zaległości po nie takim w sumie antyrowerowym weekendzie (o tym na razie sza ;) )
Czasu mało, toteż śmigamy na krótkie interwały.
A że ja dalej głodnym szosowych zjazdów (taa, do pierwszego szlifu :P ), no i lubię interwałować sobie pod kuń-kretne góreczki, obieram kurs na Przegibek.
Ogień w łydkach przy pierwszych seriach był mocny, dalej paliło cały czas - uroki kasety 23-13 :) Na zjazdach oczywiście z dużą dozą ostrożności wchodziłem w zakręty, trzeba w całości dojechać do końca sezonu, nie? :P
d111 - Czuć już jesień...
Czwartek, 6 września 2012
18.46
km
Teren -
4.50
km
Czas -
01:09
Średnia -
16.05
km/h
V max teren -
34.00
km/h
HR max -
188
( 92%)
BPM
HR avg -
149
( 73%)
BPM
999
kcal
18.0
°C
Ultra Sport
Na dzisiejszy, krótki trening techniczny wybrałem plan "Nowe trasy, nowe bodźce, nowy fun" :D
Jako że czas ograniczony, ruszyłem na czerwony pod Gaiki, którego trudność poznałem jakiś rok temu [1]
Jadąc asfaltem do Straconki zastanawiało mnie, ile się zmieniło w mojej jeździe przez ten rok i miesiąc. Oceniać sam siebie nie będę, ale chyba jest lepiej.
Cierwony wygląda o tak. Fajny :)
Po umęceniu się na podjeździe, gdzie zastajemy full wypas - kamienie, korzenie, kilka nie do podjechania dla mnie, staję na górze, czyli na stokóweczce.
W dół jadę spokojnie, skupiając się na tym by zjechać bez podpórki, ale w całości :) No i stan przednich klocków nie napawał optymizmem jeśli o moc hamowania chodzi ;)
Wszystkie nowości na jednej focie - pompeczka Speca, Explorer na tyle i suport accenta
Po zjeździe (całość w siodle, a właściwie za siodłem :P ) kieruję się na bulwary nad Straconką, gdzie hopsam sobie wesoło na wszędobylskich góreczkach i wracam do domu.
Niestety powietrze już zdecydowanie jesienne w czuciu...
Jako że czas ograniczony, ruszyłem na czerwony pod Gaiki, którego trudność poznałem jakiś rok temu [1]
Jadąc asfaltem do Straconki zastanawiało mnie, ile się zmieniło w mojej jeździe przez ten rok i miesiąc. Oceniać sam siebie nie będę, ale chyba jest lepiej.
Cierwony wygląda o tak. Fajny :)
Po umęceniu się na podjeździe, gdzie zastajemy full wypas - kamienie, korzenie, kilka nie do podjechania dla mnie, staję na górze, czyli na stokóweczce.
W dół jadę spokojnie, skupiając się na tym by zjechać bez podpórki, ale w całości :) No i stan przednich klocków nie napawał optymizmem jeśli o moc hamowania chodzi ;)
Wszystkie nowości na jednej focie - pompeczka Speca, Explorer na tyle i suport accenta
Po zjeździe (całość w siodle, a właściwie za siodłem :P ) kieruję się na bulwary nad Straconką, gdzie hopsam sobie wesoło na wszędobylskich góreczkach i wracam do domu.
Niestety powietrze już zdecydowanie jesienne w czuciu...
d110-Szybko przez Ligotę
Wtorek, 4 września 2012
40.00
km
Teren -
0.00
km
Czas -
01:25
Średnia -
28.24
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
188
( 92%)
BPM
HR avg -
155
( 75%)
BPM
1153
kcal
23.0
°C
Tęczowy
Dzisiejszy szosowy trening zaczynam jakoś bez werwy - szosę lubię raczej epicką, a ograniczony czas nie pozwalał zaszaleć.
Mimo tego, dzisiejsze serie szły mi nadzwyczaj dobrze.
Miłym zaskoczeniem był nowy asfalt przed Ligotą, od razu lepiej się leci niż po tym syfie który był.
Podjazd pod Rudzicę masakra, jakby opona przyklejona do asfaltu. W ostatniej chwili zmieniam trasę i zamiast śmigać na Międzyrzecze, kieruję się prosto, na Jasienicę, fajnym, zwłaszcza na tego typu trening pagórkowatym terenem.
Później przez Wapienicę i lotnisko do domu.
Mimo tego, dzisiejsze serie szły mi nadzwyczaj dobrze.
Miłym zaskoczeniem był nowy asfalt przed Ligotą, od razu lepiej się leci niż po tym syfie który był.
Podjazd pod Rudzicę masakra, jakby opona przyklejona do asfaltu. W ostatniej chwili zmieniam trasę i zamiast śmigać na Międzyrzecze, kieruję się prosto, na Jasienicę, fajnym, zwłaszcza na tego typu trening pagórkowatym terenem.
Później przez Wapienicę i lotnisko do domu.
d108 - Kolejny dzień, kolejny snejk
Czwartek, 30 sierpnia 2012
31.52
km
Teren -
10.00
km
Czas -
01:59
Średnia -
15.89
km/h
V max teren -
48.00
km/h
HR max -
186
( 91%)
BPM
HR avg -
148
( 72%)
BPM
1590
kcal
23.0
°C
Ultra Sport
Łocipieję z tym Explorerem. Na Zawoję idzie na przód, a po weekendzie zalewam go mlekiem i hulaj dusza, piekła nie ma.
Najpierw do Gemmy, coby zaopatrzyć się nowiutkie, nie łatane (dziękuję Mr. Explorer ;) ) dęteczki na sobotę. Później do Nutrenda, zaopaczyć się w żeliki. Również na sobotę. A że przy okazji spróbowałem koncentratu na izotonik nie zalewając go wodą, to... zupełnie inna para kaloszy ;)
Dalej siup do Cygana, gdzie śmigam dolną część zielonego oraz korzenie i ściankę przy skoczni.
Na Dębowiec transportuję się asfaltem, coby trochę sobie pofolgować.
Dalej ruszam singlem do Wapienicy i co? Cytując amerykańskiego klasyka - "Yep!" Węża łapię. Ale czemu to nie wiem. Ścieżka bez jakichkolwiek luźnych kamieni, jeden korzonek, przejechałem przezeń nie czując go właściwie wcale i co? Wozi mnie jak pijany koń woźnicę. Najciekawszy był ponadprzeciętny rozmiar dziury - we wtorek, mimo że przywaliłem na prawdę solidnie, była jak nic raz mniejsza. Ehh...
Oczywiście wybity z rytmu nie zjeżdżam kamieni, łapiąc rogiem krzak. Dalej nowym singlem pod Zaporę, do Twomarku sprawdzić ciśnienie w Reconie - trzyma ładnie, super, więc kom bak home.
Kradziej ze mnie straszny, ale chyba Che się nie obrazi ;)
Najpierw do Gemmy, coby zaopatrzyć się nowiutkie, nie łatane (dziękuję Mr. Explorer ;) ) dęteczki na sobotę. Później do Nutrenda, zaopaczyć się w żeliki. Również na sobotę. A że przy okazji spróbowałem koncentratu na izotonik nie zalewając go wodą, to... zupełnie inna para kaloszy ;)
Dalej siup do Cygana, gdzie śmigam dolną część zielonego oraz korzenie i ściankę przy skoczni.
Na Dębowiec transportuję się asfaltem, coby trochę sobie pofolgować.
Dalej ruszam singlem do Wapienicy i co? Cytując amerykańskiego klasyka - "Yep!" Węża łapię. Ale czemu to nie wiem. Ścieżka bez jakichkolwiek luźnych kamieni, jeden korzonek, przejechałem przezeń nie czując go właściwie wcale i co? Wozi mnie jak pijany koń woźnicę. Najciekawszy był ponadprzeciętny rozmiar dziury - we wtorek, mimo że przywaliłem na prawdę solidnie, była jak nic raz mniejsza. Ehh...
Oczywiście wybity z rytmu nie zjeżdżam kamieni, łapiąc rogiem krzak. Dalej nowym singlem pod Zaporę, do Twomarku sprawdzić ciśnienie w Reconie - trzyma ładnie, super, więc kom bak home.
Kradziej ze mnie straszny, ale chyba Che się nie obrazi ;)
d107 - "Wpadniesz dzisiaj na snejka?"
Wtorek, 28 sierpnia 2012
23.96
km
Teren -
10.50
km
Czas -
01:23
Średnia -
17.32
km/h
V max teren -
46.00
km/h
HR max -
198
( 97%)
BPM
HR avg -
142
( 69%)
BPM
996
kcal
26.0
°C
Ultra Sport
Tytuł zdradza jak się historyja zakończy, ale co tam.
Dejv Grohl! Panie i Panowie, uprzejmie uprasza się o zrobienie ultra głośno!
Wsiadłszy na rower ze świadomością że mam równo 2 godziny brutto na obrócenie tam i nazad, zdecydowałem się na przejechanie singla z Dębowca i fragmentu niedzielnej pętli, żeby na (względnie) gorąco porównać małą z wielką kichą.
Najpierw trochę pointerwałowałech, ale jak mnie na Dębowcu zdjęło bolące od wczoraj kolano, to uznałem, że takiego wała, dzisiaj spokojnie.
Na singielku robiłem to, co potrafię najlepiej, czyli hamowałem. Ale nie tak jak zwykle, jak ostatnia piździpączka, tylko nie dotykając lewej klamki. Czemuż to? No bo tym co mnie zawsze poziomuje na trudniejszych fragmentach, jest przyblokowanie przedniego koła. Trening się przydał, kamienistą ściankę na koniec zjechałem od razu.
Dalej na Zaporę, oczywiście z singielkiem na koniec, na ściance wybieram największe korzenie. Niesamowitą motywację do jazdy dały mi te testy, pokazując przy okazji ile jestem w stanie zrobić jak się nie blokuję.
Później przeskok na drugą stronę gdzie dobijam dętkę. Na podjeździe... A konkretniej na fragmencie w którym przejeżdża się przez kamieniste korytko rzeczki. Zamiast objechać uskok tylnym kołem, zapędziłem się i nieświadomie z niego tymże kołem dupnąłem. W kamień. Czym to się skończyło, mówić nie muszę?
Dalej ścieżką przy płocie (niestety tu zjeżdżałem na SJ FSR, porównanie żadne :/) i jak najszybciej do domu, bo wydawało mię się, że łatana dętka którą wrzuciłem w zapasie, z lekka popuszcza wazducha.
Mam nadzieję że zła passa minie - od powrotu z Wawki praktycznie co wyjazd łatam. Najpierw pinezka, później ziarenko piasku, które wcisnęło się między dętkę a koło przy pinezkowej wymianie, teraz to przynajmniej wiem że to moja wina ;)
Dejv Grohl! Panie i Panowie, uprzejmie uprasza się o zrobienie ultra głośno!
Wsiadłszy na rower ze świadomością że mam równo 2 godziny brutto na obrócenie tam i nazad, zdecydowałem się na przejechanie singla z Dębowca i fragmentu niedzielnej pętli, żeby na (względnie) gorąco porównać małą z wielką kichą.
Najpierw trochę pointerwałowałech, ale jak mnie na Dębowcu zdjęło bolące od wczoraj kolano, to uznałem, że takiego wała, dzisiaj spokojnie.
Na singielku robiłem to, co potrafię najlepiej, czyli hamowałem. Ale nie tak jak zwykle, jak ostatnia piździpączka, tylko nie dotykając lewej klamki. Czemuż to? No bo tym co mnie zawsze poziomuje na trudniejszych fragmentach, jest przyblokowanie przedniego koła. Trening się przydał, kamienistą ściankę na koniec zjechałem od razu.
Dalej na Zaporę, oczywiście z singielkiem na koniec, na ściance wybieram największe korzenie. Niesamowitą motywację do jazdy dały mi te testy, pokazując przy okazji ile jestem w stanie zrobić jak się nie blokuję.
Później przeskok na drugą stronę gdzie dobijam dętkę. Na podjeździe... A konkretniej na fragmencie w którym przejeżdża się przez kamieniste korytko rzeczki. Zamiast objechać uskok tylnym kołem, zapędziłem się i nieświadomie z niego tymże kołem dupnąłem. W kamień. Czym to się skończyło, mówić nie muszę?
Dalej ścieżką przy płocie (niestety tu zjeżdżałem na SJ FSR, porównanie żadne :/) i jak najszybciej do domu, bo wydawało mię się, że łatana dętka którą wrzuciłem w zapasie, z lekka popuszcza wazducha.
Mam nadzieję że zła passa minie - od powrotu z Wawki praktycznie co wyjazd łatam. Najpierw pinezka, później ziarenko piasku, które wcisnęło się między dętkę a koło przy pinezkowej wymianie, teraz to przynajmniej wiem że to moja wina ;)
d104 2/2 - Pętelka przy Zaporze
Czwartek, 23 sierpnia 2012
30.21
km
Teren -
16.00
km
Czas -
01:43
Średnia -
17.60
km/h
V max teren -
51.00
km/h
HR max -
191
( 93%)
BPM
HR avg -
160
( 78%)
BPM
kcal
29.0
°C
Ultra Sport
Wyposażony w nowy kask, nie mogłem oprzeć się jakiejś testowej jeździe, no i malowanie skończone, więc wreszcie miałem czas na dwa kółka.
Najpierw przez lotnisko zjazd zwózkową pod Zaporę, ale pod koniec z ciekawości uciekam w ścieżkę biegnącą na południe. Świetna to była decyzja, jest to ścieżka jakiej szukałem od dawna, szkoda że tak krótka. Przyjemnie wąska, 99% przewidywalnej nawierzchni przerywanej pojedynczymi kamieniami, korzeniami, czy jakimś strumyczkiem. Czyli idealna na przełamanie się z prędkością w terenie.
Tak to wygląda na żywo
Kończy się to przy jakimś źródełku, ławki, stoły, full wypas :D No i na do widzenia przyjemna ścianka z przynajmniej trzema opcjami na zjazd, korzenie, zawijas i "chicken way", do wyboru, do koloru.
Dalej odbijam w lewo, jednak sprawdzenie GPSa utwierdza mnie, że nie tej drogi szukam - tu przyjadę jeszcze na pewno, może coś fajnego się wykroi. Wracam i jadę na pętlę atakując ją od drugiej strony, żeby ominąć rozwalony most, który widzieliśmy jakiś czas temu.
Na górze okazuje się, że most jest przejezdny, jednak nie rezygnuję ze zjazdu z powrotem, drogą, która jest po prostu trudniejsza od tej po stronie wschodniej.
Dalej powrót na nową ścieżkę i trochę zabawy na kończącej ją ściance, trochę kombinowania na czymś w stylu paru naturalnych pumptrackowych górek, podejście do górnej części traski Endurowców (mam wrażenie, że nawet prostsza niż zielony w Cyganie, ale zobaczę jeszcze kiedyś resztę) i do domu.
Propero na głowie nie czuć prawie wcale, suuuper jest :)
Mam parę gratów na sprzedaż, bardzo very much tanio, coś jeszcze tam dojdzie, tylko znajdę czas na foty. O tu
Najpierw przez lotnisko zjazd zwózkową pod Zaporę, ale pod koniec z ciekawości uciekam w ścieżkę biegnącą na południe. Świetna to była decyzja, jest to ścieżka jakiej szukałem od dawna, szkoda że tak krótka. Przyjemnie wąska, 99% przewidywalnej nawierzchni przerywanej pojedynczymi kamieniami, korzeniami, czy jakimś strumyczkiem. Czyli idealna na przełamanie się z prędkością w terenie.
Tak to wygląda na żywo
Kończy się to przy jakimś źródełku, ławki, stoły, full wypas :D No i na do widzenia przyjemna ścianka z przynajmniej trzema opcjami na zjazd, korzenie, zawijas i "chicken way", do wyboru, do koloru.
Dalej odbijam w lewo, jednak sprawdzenie GPSa utwierdza mnie, że nie tej drogi szukam - tu przyjadę jeszcze na pewno, może coś fajnego się wykroi. Wracam i jadę na pętlę atakując ją od drugiej strony, żeby ominąć rozwalony most, który widzieliśmy jakiś czas temu.
Na górze okazuje się, że most jest przejezdny, jednak nie rezygnuję ze zjazdu z powrotem, drogą, która jest po prostu trudniejsza od tej po stronie wschodniej.
Dalej powrót na nową ścieżkę i trochę zabawy na kończącej ją ściance, trochę kombinowania na czymś w stylu paru naturalnych pumptrackowych górek, podejście do górnej części traski Endurowców (mam wrażenie, że nawet prostsza niż zielony w Cyganie, ale zobaczę jeszcze kiedyś resztę) i do domu.
Propero na głowie nie czuć prawie wcale, suuuper jest :)
Mam parę gratów na sprzedaż, bardzo very much tanio, coś jeszcze tam dojdzie, tylko znajdę czas na foty. O tu