Wpisy archiwalne w kategorii

Malinowska Skała

Dystans całkowity:174.24 km (w terenie 68.00 km; 39.03%)
Czas w ruchu:12:15
Średnia prędkość:14.22 km/h
Maksymalna prędkość:54.45 km/h
Maks. tętno maksymalne:193 (94 %)
Liczba aktywności:2
Średnio na aktywność:87.12 km i 6h 07m
Więcej statystyk

Skrzyczne "Nie dla idiotów"


Niedziela, 17 lipca 2011


88.01

km

Teren -

28.00

km

Czas -

06:00

Średnia -

14.67

km/h

V max teren -

49.00

km/h

HR max -

193

( 94%)
BPM

HR avg -

(%)
BPM

kcal

28.0

°C

Ultra Flite

Dojadając już na rowerze śniadanie (mniam, kromki z kieszonki koszulki) pojechałem na 8:30 pod Gemini, by spotkać się tam z Dawidem, Grześkiem, Koniem, no i Pawłem. Oczywiście, choć byłem o 8:40, dzięki Koniowi, który pojawił się dobre parę minut po mnie, nie byłem ostatni.

Następnie pokierowaliśmy się do Ostrego, jadąc przeróżnymi skrótami wybranymi przez Dawida do spóły z Pawłem. Po cholerę GPS jak z takimi ludźmi się jeździ?

W Ostrym krótka przerwa, na batona i "coś" więcej, no i zaczęliśmy mozolną, choć w takich warunkach przyrody przyjemną, wędrówkę na Skrzyczne.


W trakcie podjazdu wychlałem resztkę Gatorade z Camelbaka (nomen omen, polecam zastanowić się nad tym izo. Tak jak w bidonie, tak w bukłaku barwi niemiłosiernie :/ Po Powerade w bidonie kolorów brak, zobaczymy jak wyjdzie w bukłaku), także w schronisku zapłaciłem frycowe 3zł za 0,3 zimnej Pepsi, oraz dolałem kranówy/zakupionej w Buczkowicach wody do plecaka. Niestety na zjeździe trzymana w koszyku na bidon (na raz następny biorę bidon właśnie w takich celach) buteleczka kranówki wyleciała w kosmos, no i nawet jej nie szukałem.

Następnie zjechaliśmy szlakiem zielonym, którym swego czasu już jechałem i chwaliłem. Niestety wydaje mi się, że przez ostatni rok powyłaziło sporo luźnych kamieni, więc zjazd był trudniejszy, ale ciągle fajny. Zrobiliśmy na nim oczywiście kilka sesji zdjęciowych :D

Oczywiście od zeszłego lata góry się nie wypłaszczyły, więc zaliczyliśmy z buta te 4 podejścia, które były by podjazdami genialnymi, ale jakby nie było na nich kamieni :(

Kiedy na Magurce Wiślańskiej odbiliśmy na szlak czerwony prowadzący na Magurkę Radziechowską, a następnie do Węgierskiej Górki. Opcja zjazdu ponoć nie najgorsza, ale wymogłem na ekipie trzymanie się pierwotnego planu, zakładającego zjazd do Ostrego szlakiem zielonym. Sorry chłopaki, ale wiecie, malowanie :)

Fragment czerwonego również nie oszczędził nam okazji do robienia zdjęć, jak i deptania z buta :)

Po osiągnięci Magurki Radziechowskiej ruszyliśmy zielonym do Ostrego, no i początek pokazał nam jak będą wyglądały najbliższe 2 godziny. Około 200 metrów kamienistego singla, usłanego także sporymi 30-40 cm kamieniami. Grzecznie podziękowaliśmy, jedynie Paweł, naczelny technik, przejechał to bez zawahania.

Później poziom trudności/nieprzejeżdżalności nieco zmalał, na tyle, że byliśmy z Dawidem w stanie jechać na tyle szybko, że nie zauważyliśmy znaku oznaczającego szlak. To że przy poziomie oznaczeń w tamtej okolicy nie było to trudne, to rzecz oczywista :) Zjechaliśmy więc kawałek kamienistą drogą zwózkową, która okazała się najmniejszym dzisiejszym problemem.

Kiedy już ustaliliśmy nasze położenie, powiadomiliśmy resztę ekipy, żeśmy się zgubili, oraz ustalili miejsce zbiórki, ruszyliśmy do góry. Wtedy po raz kolejny skończył mi się Camel. Było wrócić po tą butelcynę, było.

Po dotarciu do właściwego szlaku, pokulaliśmy się we właściwą stronę, jednak po jakimś pół kilometra "kulanie się" to nie było najlepsze określenie. Wpadliśmy na małą wyprzedaż telewizorów, jednak w sumie dość przyjemną do przejechania.

Kiedy uporaliśmy się z RTV, dość przyjemny fragment czekał na nas z otwartymi rękami. Miał te ręce jednak dość krótkie, ponieważ dość szybko powitała nas kolejna promocja. I to taka naprawdę, chyba likwidacja sklepu nie dla idiotów.

Ostatnie, myślę koło 3-5 km szlaku pokonaliśmy z Dawidem w przeróżnych pozycjach. Ja w tym przodowałem, Dawid nawet fason trzymał. W dodatku mniej więcej w połowie dopadło mnie mini odwodnienie, więc skupienie się na jeździe/prowadzeniu/czymkolwiek było dość trudne.

Doczłapaliśmy jednak do Ostrego, walcząc o każdy metr. Kiedy można było osiągnąć jakąkolwiek prędkość, która powodowała ruch powietrza wokół ciała, życie mi wróciło, no i dojechaliśmy do hotelu, gdzie reszta ekipy siedziała na browarku. A to Kanalie, nie? Zmotywowaliśmy ich do ruszenia się do sklepu po jakieś picie, ja jednak odłączyłem się od ekipy, chcąc wpaść jeszcze do znajomej, atakując po drodze stację w celu zakupienia wody i ciepłej Coli.

Wracając próbowałem pojechać tymi ścieżkami, którymi jechaliśmy, ale najwidoczniej pomyliłem strony Białki i wylądowałem na budowie obwodnicy. Dobrze że dziś niedziela, to nawet nie miał mnie kto zauważyć :)

Część trasy(dzwoniąc do Pawła, przypadkowo wyłączyłem Endomondo

Do zaś BBRiderz!

Pasmo Skrzycznego


Poniedziałek, 12 lipca 2010


86.23

km

Teren -

40.00

km

Czas -

06:15

Średnia -

13.80

km/h

V max teren -

54.45

km/h

HR max -

(%)
BPM

HR avg -

(%)
BPM

kcal

30.0

°C

Ultra Flite

Z Maćkiem zaczęliśmy nasz upaaalny wyjazd od wspięcia się na Dębowiec, na którym pod pozorem regulacji przerzutki spędziliśmy jakieś 45 min :D
Regulowanie przerzutki przez Kondzia © maciek01

Po dojechaniu na Klimczok, skierowaliśmy się zielonym do Szczyrku. Widoczki urywały łeb:
Widok na Skrzyczne © maciek01

Jednak nie wszystko złoto co się błyszczy i kilka minut później na bardziej technicznym fragmencie zjazdu przednie koło wjeżdża mi pod kamień i wyskakuję z roweru jak sarenka. Mimo tego że obyło się bez poważniejszych strat, jest to zapowiedź dalszych przyjemności :/
TU BĘDZIE ZDJĘCIE JAK MI JE MACIEK WRESZCIE PODEŚLE :D
Po zjeździe do Szczyrku (BB5 i Shimano się paliły w rękach) wpadamy na wyciąg na Skrzyczne, który jak to w Polsce jest zajebiście oznakowany i wejście dla rowerów to 20 cm szpara obok bramek. Lokalesi może o niej wiedzą, ja nie wiedziałem, więc jak ostatni kretyn (upał był, wybaczcie) wlazłem z rowerem w bramkę. KTMik zablokował się w niej, a jakże zajebiście inteligenty i kulturalny pan z obsługi klnąc na mnie, jakby to On mi płacił, przerysował mi ramkę pchając rower na siłę. Bez komentarza to pozostawię, tak jak półgodzinne czekanie na 2 etap wyjazdu na górę. Widać że do cywilizowanych krajów nam duużo brakuje.

Po wjeździe na szczyt, cylnęliśmy się z nieco bardziej rozeznaną w temacie parą bikerów. Podkreślam słowo PARĄ, miło zobaczyć kobietę na rowerze i to nie na holedrze :D
Ledwo zdążyłem do zdjęcia © maciek01

Potem pojechaliśmy zielonym szlakiem, który z całą pewnością jest najbardziej widokowym szlakiem w okolicy, a następnie po kilku okropnych podejściach zaczęliśmy zjeżdżać żółtym do Wisły.
Skałeczka :D © maciek01

Z początku jechało się dość standardowo, pomijając wypłukane przez wodę/zniszczone przez wodę na których miałem okazję zawieść się na przyczepności poprzecznej Conti RK :( Jednak to co potem się ukazało zrekompensowało cały ból z tego wyjazdu:
piękna droga © maciek01

Szczena opadła zarówno mi jak i Maćkowi-1,5km równej, ziemnej drogi na wysokości ~1000m i to w Polsce. Nie ma co, świetny kawałek który później niestety znów wrócił do typowego Polskiego szlaku.

To zdjęcie wykonał Maciek tuż przed moją epicką glebą, którą wykonałem na szutrowym końcu żółtego szlaku. Szuter ten aspirował do miana drogi, więc był wysypany nie równo z ziemią, a jakieś 10 cm nad jej poziom. Oczywiście jego krańce były luźne. Jednak przy zjeździe z wiatrem we włosach wcale mi to nie przeszkadzało i nie wyrabiając się w zakręcie, zjechałem z takiego krańca i wyrżnąłem jak długi-efekt łokcie i kolano rozorane, tu wielkie dzięki ode mnie dla Maćka, który wpadł na pomysł zabrania wody utlenionej i plastrów.

Wróciliśmy ekspresowo wzdłuż Wisły przez Górki do miasta.

BB-Dębowiec-Szyndzielnia-Klimczok-Szczyrk-Skrzyczne-Małe Skrzyczne-Malinowska Skała-Zielony Kopiec-Wisła-Ustroń-Górki-Jaworze-BB