d107 - "Wpadniesz dzisiaj na snejka?"
Wtorek, 28 sierpnia 2012
23.96
km
Teren -
10.50
km
Czas -
01:23
Średnia -
17.32
km/h
V max teren -
46.00
km/h
HR max -
198
( 97%)
BPM
HR avg -
142
( 69%)
BPM
996
kcal
26.0
°C
Ultra Sport
Tytuł zdradza jak się historyja zakończy, ale co tam.
Dejv Grohl! Panie i Panowie, uprzejmie uprasza się o zrobienie ultra głośno!
Wsiadłszy na rower ze świadomością że mam równo 2 godziny brutto na obrócenie tam i nazad, zdecydowałem się na przejechanie singla z Dębowca i fragmentu niedzielnej pętli, żeby na (względnie) gorąco porównać małą z wielką kichą.
Najpierw trochę pointerwałowałech, ale jak mnie na Dębowcu zdjęło bolące od wczoraj kolano, to uznałem, że takiego wała, dzisiaj spokojnie.
Na singielku robiłem to, co potrafię najlepiej, czyli hamowałem. Ale nie tak jak zwykle, jak ostatnia piździpączka, tylko nie dotykając lewej klamki. Czemuż to? No bo tym co mnie zawsze poziomuje na trudniejszych fragmentach, jest przyblokowanie przedniego koła. Trening się przydał, kamienistą ściankę na koniec zjechałem od razu.
Dalej na Zaporę, oczywiście z singielkiem na koniec, na ściance wybieram największe korzenie. Niesamowitą motywację do jazdy dały mi te testy, pokazując przy okazji ile jestem w stanie zrobić jak się nie blokuję.
Później przeskok na drugą stronę gdzie dobijam dętkę. Na podjeździe... A konkretniej na fragmencie w którym przejeżdża się przez kamieniste korytko rzeczki. Zamiast objechać uskok tylnym kołem, zapędziłem się i nieświadomie z niego tymże kołem dupnąłem. W kamień. Czym to się skończyło, mówić nie muszę?
Dalej ścieżką przy płocie (niestety tu zjeżdżałem na SJ FSR, porównanie żadne :/) i jak najszybciej do domu, bo wydawało mię się, że łatana dętka którą wrzuciłem w zapasie, z lekka popuszcza wazducha.
Mam nadzieję że zła passa minie - od powrotu z Wawki praktycznie co wyjazd łatam. Najpierw pinezka, później ziarenko piasku, które wcisnęło się między dętkę a koło przy pinezkowej wymianie, teraz to przynajmniej wiem że to moja wina ;)
Dejv Grohl! Panie i Panowie, uprzejmie uprasza się o zrobienie ultra głośno!
Wsiadłszy na rower ze świadomością że mam równo 2 godziny brutto na obrócenie tam i nazad, zdecydowałem się na przejechanie singla z Dębowca i fragmentu niedzielnej pętli, żeby na (względnie) gorąco porównać małą z wielką kichą.
Najpierw trochę pointerwałowałech, ale jak mnie na Dębowcu zdjęło bolące od wczoraj kolano, to uznałem, że takiego wała, dzisiaj spokojnie.
Na singielku robiłem to, co potrafię najlepiej, czyli hamowałem. Ale nie tak jak zwykle, jak ostatnia piździpączka, tylko nie dotykając lewej klamki. Czemuż to? No bo tym co mnie zawsze poziomuje na trudniejszych fragmentach, jest przyblokowanie przedniego koła. Trening się przydał, kamienistą ściankę na koniec zjechałem od razu.
Dalej na Zaporę, oczywiście z singielkiem na koniec, na ściance wybieram największe korzenie. Niesamowitą motywację do jazdy dały mi te testy, pokazując przy okazji ile jestem w stanie zrobić jak się nie blokuję.
Później przeskok na drugą stronę gdzie dobijam dętkę. Na podjeździe... A konkretniej na fragmencie w którym przejeżdża się przez kamieniste korytko rzeczki. Zamiast objechać uskok tylnym kołem, zapędziłem się i nieświadomie z niego tymże kołem dupnąłem. W kamień. Czym to się skończyło, mówić nie muszę?
Dalej ścieżką przy płocie (niestety tu zjeżdżałem na SJ FSR, porównanie żadne :/) i jak najszybciej do domu, bo wydawało mię się, że łatana dętka którą wrzuciłem w zapasie, z lekka popuszcza wazducha.
Mam nadzieję że zła passa minie - od powrotu z Wawki praktycznie co wyjazd łatam. Najpierw pinezka, później ziarenko piasku, które wcisnęło się między dętkę a koło przy pinezkowej wymianie, teraz to przynajmniej wiem że to moja wina ;)