d2 - stacjonarka my love :)
Wtorek, 3 stycznia 2012
0.00
km
Teren -
0.00
km
Czas -
Średnia -
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
149
( 73%)
BPM
HR avg -
133
( 65%)
BPM
1161
kcal
°C
Stacioneiro
Czas - 2:01:27
Kolejny dzień przewidziany przez plan na trening, tym razem na szosę lub stacjonarny. Pora o której do domu dotarłem dyskwalifikowała jazdę po szosce, pozostało mi więc zaznajomienie się ze stacjonarnym.
Poszło zadziwiająco znośnie - pierwsza godzina z"How I Met Your Mother"i świeżutkim "Californication" druga zaś rozpoczęta świetną (Samuraj, padam na kolana, kilkukrotnie przestawałem pedałować odruchowo, czy próbowałem hamować :D ) relacją z Sellarondy i dokończona lekturą "Kordiana" - żeby nieco nadrobić czas który straciłem łażąc po BB za baterią do paska. No i udało mi się w 99% trzymać założonych stref :)
Muzyki dzisiaj nie wiele, ale od dłuuugiego czasu za mną chodzi:
Kolejny dzień przewidziany przez plan na trening, tym razem na szosę lub stacjonarny. Pora o której do domu dotarłem dyskwalifikowała jazdę po szosce, pozostało mi więc zaznajomienie się ze stacjonarnym.
Poszło zadziwiająco znośnie - pierwsza godzina z"How I Met Your Mother"i świeżutkim "Californication" druga zaś rozpoczęta świetną (Samuraj, padam na kolana, kilkukrotnie przestawałem pedałować odruchowo, czy próbowałem hamować :D ) relacją z Sellarondy i dokończona lekturą "Kordiana" - żeby nieco nadrobić czas który straciłem łażąc po BB za baterią do paska. No i udało mi się w 99% trzymać założonych stref :)
Muzyki dzisiaj nie wiele, ale od dłuuugiego czasu za mną chodzi:
Komentarze 0
03.01.2012
W górę
d1- Marszobieging - początek przygotowań do sezonu 2012
Poniedziałek, 2 stycznia 2012
0.00
km
Teren -
0.00
km
Czas -
Średnia -
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
179
( 87%)
BPM
HR avg -
137
( 67%)
BPM
1433
kcal
8.0
°C
Na BS wrzucać będę tylko marszobiegi oraz stacjonarki, no i oczywiście rower :) Siłkę i basen pominę, bo tam nawet wskazania pulsaka średnio się przydadzą.
Czas - 2:22:45 (planowo 2:30, ale słaba bakteria w pasku rozłączała co jakiś czas sygnał, skutkiem tego jest również przekłamany puls z ostatniej ~godziny)
Z wielkim bólem (nienawidzę biegania i jak się okazało marszobiegów również :P ) zrealizowałem pierwszy dzień treningów w 2012. Czyli przespacerowałem się w pobliskim parku Słowackiego (po części terenowo, po części Orlikowo).
Założenia były piękne, 10 min w strefie I, 10 w II i tak dalej. Niestety, roztrenowanie + inne kosmiczne czynniki sprawiły że kiedy wychodziłem na trening mój puls oscylował w okolicy granicy między strefami, skutkiem czego w I strefie truptałem tylko 17 min :/ Miejmy nadzieję że będzie lepiej :)
Po za tym ciepło prze niemożliwie - dresy na nogach, na górę thermo + koszulka kolarska (użyteczność kieszonek), dodatkowo po zmroku cienki Buff na głowę i dla komfortu psychicznego (do dyskomfortu fizycznego było daleeeko) cienkie polarówki na ręce i było momentami za ciepło, a w gruncie rzeczy spacerowałem :)
Pomysł na następny marszobieg- audiobook jakiś po Angielsku - przyjemne i pożyteczne :D
Muzycznie dzisiaj przeróżnie, ale w sumie po godzinie wyłączyłem się kompletnie i muza leciała absolutnie w tle.
Czas - 2:22:45 (planowo 2:30, ale słaba bakteria w pasku rozłączała co jakiś czas sygnał, skutkiem tego jest również przekłamany puls z ostatniej ~godziny)
Z wielkim bólem (nienawidzę biegania i jak się okazało marszobiegów również :P ) zrealizowałem pierwszy dzień treningów w 2012. Czyli przespacerowałem się w pobliskim parku Słowackiego (po części terenowo, po części Orlikowo).
Założenia były piękne, 10 min w strefie I, 10 w II i tak dalej. Niestety, roztrenowanie + inne kosmiczne czynniki sprawiły że kiedy wychodziłem na trening mój puls oscylował w okolicy granicy między strefami, skutkiem czego w I strefie truptałem tylko 17 min :/ Miejmy nadzieję że będzie lepiej :)
Po za tym ciepło prze niemożliwie - dresy na nogach, na górę thermo + koszulka kolarska (użyteczność kieszonek), dodatkowo po zmroku cienki Buff na głowę i dla komfortu psychicznego (do dyskomfortu fizycznego było daleeeko) cienkie polarówki na ręce i było momentami za ciepło, a w gruncie rzeczy spacerowałem :)
Pomysł na następny marszobieg- audiobook jakiś po Angielsku - przyjemne i pożyteczne :D
Muzycznie dzisiaj przeróżnie, ale w sumie po godzinie wyłączyłem się kompletnie i muza leciała absolutnie w tle.
Szczęśliwego nowego roooku :D
Sobota, 31 grudnia 2011
0.00
km
Teren -
0.00
km
Czas -
Średnia -
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
°C
Ultra Sport
Żegnam Państwa w tym roku, świętując Bikestatsowego sylwestra wg czasu w Saipan
Zaktualizowałem i przełożyłem z Polskiego na nasze fragmenty Podsumowania a.d 2011
No i w ogóle przekroczyłem 4 tysiące ostatnio :)
Zdrowia w nowym, oby jak najbardziej rowerowym, roku; żeby superlekkie części się nie psuły i nie drenowały kieszeni :) No i sukcesów wszystkim!
Do zobaczenia na szlaku,
Konrad
Zaktualizowałem i przełożyłem z Polskiego na nasze fragmenty Podsumowania a.d 2011
No i w ogóle przekroczyłem 4 tysiące ostatnio :)
Zdrowia w nowym, oby jak najbardziej rowerowym, roku; żeby superlekkie części się nie psuły i nie drenowały kieszeni :) No i sukcesów wszystkim!
Do zobaczenia na szlaku,
Konrad
Komentarze 0
31.12.2011
W górę
Spalanie Świąt :)
Wtorek, 27 grudnia 2011
66.40
km
Teren -
0.00
km
Czas -
02:58
Średnia -
22.38
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
202
( 99%)
BPM
HR avg -
167
( 81%)
BPM
2983
kcal
5.0
°C
Roman
Chcąc przepalić kalorie, o których dostawę martwiłem się przez ostatnie 3 dni, ruszyłem na, w zamierzeniu luźny szosing, ostatni nieskrępowany rygorem planu treningowego.
Za trasę przyjąłem dobrze mi znaną pętlę Przegibek-Pietrzykowice-Lipowa-Buczkowice.
Od początku dawał we znaki się okres przerwy, skutkujący bijącym rekordy pulsem uniemożliwiającym jakąkolwiek walkę z podjazdami.
Na Przegibku resztki śniegu
Zjazd z Przegiba mokry, także dość spokojnie w zakrętach, żeby nie zaliczyć asfaltu.
Brak opadów daje się mocno we znaki ( normalnie widać tam samą wodę )
Po dojechaniu do krajówki w Pietrzykowicach okazało się że tłok nań niesamowity, ale co zrobić? Szosą nie przedostałbym się inaczej, chyba że naokoło Żywieckiego.
Beskid Żywiecki
Następnie walka z samym sobą na Leśniance (druga godzina bez żarełka a na śniadanie tylko owsianka, ale jak tu jeść jak jeszcze Święta trzymają za żołądek? :) ) zakończona wizytą w sklepie i prawie półgodzinnym popasem.
Następnie ekspresem do Buczkowic, gdzie chcąc skręcić w lewo na batona wyciąłem orła na asfalcie - przyblokowane przednie kółko pociągnęło mnie momentalnie w dół :/ Szczęśliwie bez strat w sprzęcie, skończyło się na siniakach.
Na koniec szybciutki odcinek do domu.
Muzycznie dziś Eluveitie, Rammstein i SuperHeavy. Kawałek na dziś:
Za trasę przyjąłem dobrze mi znaną pętlę Przegibek-Pietrzykowice-Lipowa-Buczkowice.
Od początku dawał we znaki się okres przerwy, skutkujący bijącym rekordy pulsem uniemożliwiającym jakąkolwiek walkę z podjazdami.
Na Przegibku resztki śniegu
Zjazd z Przegiba mokry, także dość spokojnie w zakrętach, żeby nie zaliczyć asfaltu.
Brak opadów daje się mocno we znaki ( normalnie widać tam samą wodę )
Po dojechaniu do krajówki w Pietrzykowicach okazało się że tłok nań niesamowity, ale co zrobić? Szosą nie przedostałbym się inaczej, chyba że naokoło Żywieckiego.
Beskid Żywiecki
Następnie walka z samym sobą na Leśniance (druga godzina bez żarełka a na śniadanie tylko owsianka, ale jak tu jeść jak jeszcze Święta trzymają za żołądek? :) ) zakończona wizytą w sklepie i prawie półgodzinnym popasem.
Następnie ekspresem do Buczkowic, gdzie chcąc skręcić w lewo na batona wyciąłem orła na asfalcie - przyblokowane przednie kółko pociągnęło mnie momentalnie w dół :/ Szczęśliwie bez strat w sprzęcie, skończyło się na siniakach.
Na koniec szybciutki odcinek do domu.
Muzycznie dziś Eluveitie, Rammstein i SuperHeavy. Kawałek na dziś:
Tytuł wpisu
Wtorek, 6 grudnia 2011
0.00
km
Teren -
0.00
km
Czas -
Średnia -
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
180
( 88%)
BPM
HR avg -
129
( 63%)
BPM
143
kcal
21.0
°C
Stacioneiro
Czas - 0:16:05
Zaimportowawszy do pokoju stacjonarkę kisnącą na strychu od czerwca, uznałem że wartałoby przetestować jak to wygląda nim otworzę zielony kapowniczek z napisem 2012 :) Czyli nim na trwale zaznajomię się z powtórkami z TdF, TdP innych Giro, nie Giro. Czyli nim zacznę na stacjonarce spędzać nieco więcej czasu ;)
Siadłem więc na wielgachnym siodle i wskoczyłem pokręcić trochu w strefie numero uno, z dwoma krótkimi depnięciami.
Muzycznie nakręca mnie ostatnimi czasy Jagger i spółka:
&t=45s
Zaimportowawszy do pokoju stacjonarkę kisnącą na strychu od czerwca, uznałem że wartałoby przetestować jak to wygląda nim otworzę zielony kapowniczek z napisem 2012 :) Czyli nim na trwale zaznajomię się z powtórkami z TdF, TdP innych Giro, nie Giro. Czyli nim zacznę na stacjonarce spędzać nieco więcej czasu ;)
Siadłem więc na wielgachnym siodle i wskoczyłem pokręcić trochu w strefie numero uno, z dwoma krótkimi depnięciami.
Muzycznie nakręca mnie ostatnimi czasy Jagger i spółka:
&t=45s
Odebrać plan treningów a.d. 2012
Niedziela, 27 listopada 2011
18.20
km
Teren -
0.00
km
Czas -
00:49
Średnia -
22.29
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
5.0
°C
Roman
Czas jakiś temu dostałem cynk od Maćka (któremu w tym miejscu serdeczne podziękowania przekazuję), że ukończył skrobanie mi pierwszej części planu na rok najbliższy, no i żebym wpadł i ogarnął co i jak no i go sobie zabrał.
Tak też uczyniłem i wyciągając przykurzoną nieco szosę pomknąłem przy zachodzie słońca, który dość szybko przemienił się w czarną noc ;)
Ciepłoooo :)
Tak też uczyniłem i wyciągając przykurzoną nieco szosę pomknąłem przy zachodzie słońca, który dość szybko przemienił się w czarną noc ;)
Ciepłoooo :)
Podsumowanie a.d. 2011
Niedziela, 20 listopada 2011
0.00
km
Teren -
0.00
km
Czas -
Średnia -
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
°C
Podsumowanie nie oznacza że jeździć przestaję. Wręcz przeciwnie, tylko będą to może 2, 3 wypady, ponieważ grudzień będę miał rozjazdowy, a po za tym dziś mam stanowczo za dużo czasu wolnego, także naszło mnie na wspominki :)
Podsumowanie wypada zacząć listą zrealizowanych założeń, nie?
Także oto co założyłem sobie na ten sezon:
- podwoić całkowity dystans z tego sezonu,
- wystartować w więcej niż jednym maratonie (na oku mam BikeMaraton i cykl GP Euroregionu Silesia),
- jakiś wypad w góry na co najmniej 2 dni,
- wypad poza okolicę, najchętniej w Sudety,
- podciągnięcie baardzo słabych szybkościowo podjazdów, (???)
- kupno jakiegoś świecidła, zapewne będzie to Bocialara,
Po kolei. Dystans to absolutne novum - 1760 km a 4039 to spora różnica, przekraczająca założoną dwukrotność. Nomen omen, w połowie października byłem pewien że do 4000 dobić się nie uda, tymczasem dzięki wyjątkowo pięknej jesieni udało się to zrealizować :)
Starty. Hmm, tu nie mogę być z siebie zadowolony. Pierwszy, przejechany po tygodniu na nartach i świętach był ewidentnym rozeznaniem co i jak. Niestety drugi nie skończył się dla mnie najlepiej. Przy okazji podkopał moją pewność siebie w terenie, czego żniwo zbieram po dziś dzień. W dodatku był powodem niekończących się dysput o tym żebym już się nie ścigał, w związku z tym nie postartowałem :/ Kiedy motywacja do dawania po garach wróciła, rower sprzedał się za niespodziewaną kwotę i możliwości nie było zupełnie.
Także powiedzmy że cel niewypełniony. Nie dość że zaliczyłem 1,5 startu, to w dodatku w XC, nie maratonie.
Wypad w góry na 2 dni. Tu nie ma co się tłumaczyć, z wyżej wymienionych powodów zero motywacji miałem do tego typu akcji.
Jazda poza okolicą. Wypad w Sudety był zaplanowany, ustawiony i w ogóle, ale przeszkodziła nam pogoda, ale w sumie start w Bohuminie i Wodzisławiu to w sumie już nie okolica, nie? :D
Podjazdy. Brak danych :D Motywacji do napierania ciągle brakowało, za to zdecydowanie lepiej idą mi kwestie techniczne.
Lampka. Kupiłem. A i owszem. Moc Bocialary to to nie jest, ale światło mojego CatEye'a w zupełności pozwala śmigać wieczorami po szosach, czyli spełnia idealnie swoje zadanie.
I tyle. Zadowolony być nie powinienem, ale jestem :D
Sezon 2011 miesiąc po miesiącu:
Styczeń - 4 wypady i 101 km. Choć sporą zasługę ma tu konkretna odwilż, to tak czy owak, piździło :P
Luty - wypadów mniej, "tylko" 3, w dodatku praktycznie jednakową trasą, ale 115 km to 115 km :D
Marzec - i tu robi się ciekawiej. 300 km, w tym konkretna górzysta życiówka (do czasu :P), no i pierwszy teren.
Kwiecień - zmiana laczków na Geaxy, które do dziś się za mną ciągną, pierwsze góry, niestety tydzień wycięty przez narty, także dystans mizerny.
Maj - pierwszy, niesamowity start w Czechach, asfaltowy wypad nastawiony na pobicie życiówki, a to wszystko w zawalonym nauką miesiącu.
Czerwiec - miesiąc naznaczony wypadkiem w Wodzisławiu, 2 tygodnie absencji (i tak krócej niż przewidywał to lekarz) i deszczowa pogoda na obozie :/
Lipiec - top of the tops tego roku - 850 km; nienajeżdżony po obozie, wykorzystywałem każdą możliwą okazję żeby pokręcić, grupowy wypad na Skrzyczne i... spieprzenie się pogody, trwające bodaj do początku sierpnia.
Sierpień - kolejny dół na wielkiej sinusoidzie sezonu 2011; wizyta na finiszu TdP; zamiast wyjazdu w Sudety, dwa tygodnie bez roweru u dziadków, po czym roweru sprzedaż i przyjście Romana
Wrzesień - miesiąc pod znakiem stalowego Pegaza; podjęcie dość kluczowych decyzji odnośnie sezonu 2012 i to właściwie tyle.
Październik - przeminął pod znakiem techniki i zaznajamiania się z nowym rowerem
Listopad - kręcenie się w okołozerowych temperaturach, odebranie "Planu treningowego na rok pański 2K12" :)
Grudzień - miesiąc absolutnie przesiedziany w oczekiwaniu na śnieg, przerwany wyjazdem na narty, a później na świąteczne spotkanie z rodzinką. Z jasnych stron pierwsze szlify tyłkiem o asfalt na szosie, no i wkręcenie stacjonarki do mojego lokum :)
Sezon ten nie obfitował (niestety) w epickie wypady, ale coś ciekawszego się znalazło, także w sekcji "The Best Of" wylądują na pewno:
Duża Pętla Beskidzka
Życióweczkę raz, proszę
Skrzyczne "Nie dla idiotów"
Jesień, Jesień
i bankowo pierwsze śmiganko po górach w śniegu, o ile zdążę je uczynić jeszcze w tym roku ;)
I na koniec, to co tygryski lubią najbardziej, czyli "The Best Of Photos 2011" (po raz kolejny przepraszam użytkowników wolniejszych łącz :P )
Wielkie dzięki dla wszystkich fotografów!!! Zwłaszcza Dawidowi za chęć wożenia lustra :D
Podsumowanie wypada zacząć listą zrealizowanych założeń, nie?
Także oto co założyłem sobie na ten sezon:
- podwoić całkowity dystans z tego sezonu,
- podciągnięcie baardzo słabych szybkościowo podjazdów, (???)
- kupno jakiegoś świecidła, zapewne będzie to Bocialara,
Po kolei. Dystans to absolutne novum - 1760 km a 4039 to spora różnica, przekraczająca założoną dwukrotność. Nomen omen, w połowie października byłem pewien że do 4000 dobić się nie uda, tymczasem dzięki wyjątkowo pięknej jesieni udało się to zrealizować :)
Starty. Hmm, tu nie mogę być z siebie zadowolony. Pierwszy, przejechany po tygodniu na nartach i świętach był ewidentnym rozeznaniem co i jak. Niestety drugi nie skończył się dla mnie najlepiej. Przy okazji podkopał moją pewność siebie w terenie, czego żniwo zbieram po dziś dzień. W dodatku był powodem niekończących się dysput o tym żebym już się nie ścigał, w związku z tym nie postartowałem :/ Kiedy motywacja do dawania po garach wróciła, rower sprzedał się za niespodziewaną kwotę i możliwości nie było zupełnie.
Także powiedzmy że cel niewypełniony. Nie dość że zaliczyłem 1,5 startu, to w dodatku w XC, nie maratonie.
Wypad w góry na 2 dni. Tu nie ma co się tłumaczyć, z wyżej wymienionych powodów zero motywacji miałem do tego typu akcji.
Jazda poza okolicą. Wypad w Sudety był zaplanowany, ustawiony i w ogóle, ale przeszkodziła nam pogoda, ale w sumie start w Bohuminie i Wodzisławiu to w sumie już nie okolica, nie? :D
Podjazdy. Brak danych :D Motywacji do napierania ciągle brakowało, za to zdecydowanie lepiej idą mi kwestie techniczne.
Lampka. Kupiłem. A i owszem. Moc Bocialary to to nie jest, ale światło mojego CatEye'a w zupełności pozwala śmigać wieczorami po szosach, czyli spełnia idealnie swoje zadanie.
I tyle. Zadowolony być nie powinienem, ale jestem :D
Sezon 2011 miesiąc po miesiącu:
Styczeń - 4 wypady i 101 km. Choć sporą zasługę ma tu konkretna odwilż, to tak czy owak, piździło :P
Luty - wypadów mniej, "tylko" 3, w dodatku praktycznie jednakową trasą, ale 115 km to 115 km :D
Marzec - i tu robi się ciekawiej. 300 km, w tym konkretna górzysta życiówka (do czasu :P), no i pierwszy teren.
Kwiecień - zmiana laczków na Geaxy, które do dziś się za mną ciągną, pierwsze góry, niestety tydzień wycięty przez narty, także dystans mizerny.
Maj - pierwszy, niesamowity start w Czechach, asfaltowy wypad nastawiony na pobicie życiówki, a to wszystko w zawalonym nauką miesiącu.
Czerwiec - miesiąc naznaczony wypadkiem w Wodzisławiu, 2 tygodnie absencji (i tak krócej niż przewidywał to lekarz) i deszczowa pogoda na obozie :/
Lipiec - top of the tops tego roku - 850 km; nienajeżdżony po obozie, wykorzystywałem każdą możliwą okazję żeby pokręcić, grupowy wypad na Skrzyczne i... spieprzenie się pogody, trwające bodaj do początku sierpnia.
Sierpień - kolejny dół na wielkiej sinusoidzie sezonu 2011; wizyta na finiszu TdP; zamiast wyjazdu w Sudety, dwa tygodnie bez roweru u dziadków, po czym roweru sprzedaż i przyjście Romana
Wrzesień - miesiąc pod znakiem stalowego Pegaza; podjęcie dość kluczowych decyzji odnośnie sezonu 2012 i to właściwie tyle.
Październik - przeminął pod znakiem techniki i zaznajamiania się z nowym rowerem
Listopad - kręcenie się w okołozerowych temperaturach, odebranie "Planu treningowego na rok pański 2K12" :)
Grudzień - miesiąc absolutnie przesiedziany w oczekiwaniu na śnieg, przerwany wyjazdem na narty, a później na świąteczne spotkanie z rodzinką. Z jasnych stron pierwsze szlify tyłkiem o asfalt na szosie, no i wkręcenie stacjonarki do mojego lokum :)
Sezon ten nie obfitował (niestety) w epickie wypady, ale coś ciekawszego się znalazło, także w sekcji "The Best Of" wylądują na pewno:
Duża Pętla Beskidzka
Życióweczkę raz, proszę
Skrzyczne "Nie dla idiotów"
Jesień, Jesień
i bankowo pierwsze śmiganko po górach w śniegu, o ile zdążę je uczynić jeszcze w tym roku ;)
I na koniec, to co tygryski lubią najbardziej, czyli "The Best Of Photos 2011" (po raz kolejny przepraszam użytkowników wolniejszych łącz :P )
Wielkie dzięki dla wszystkich fotografów!!! Zwłaszcza Dawidowi za chęć wożenia lustra :D
Komentarze 6
20.11.2011
W górę
Kończąc sezon
Niedziela, 20 listopada 2011
30.46
km
Teren -
10.00
km
Czas -
01:54
Średnia -
16.03
km/h
V max teren -
39.00
km/h
HR max -
208
(101%)
BPM
HR avg -
166
( 81%)
BPM
1921
kcal
-1.0
°C
Ultra Sport
Na góralu oczywiście :) Z powodów w notce wymienionych następny wypad będzie albo na szosce lub jeśli spadnie fajny śnieg to na zimówce.
Zniszczenia po zeszłorocznej powodzi
Korzystając z nie najgorszej pogody wskoczyłem (heh, brzmi to ironicznie na termo, ciuchy rowerowe, nogawki i kurtałę :D ) w ciuchy i zasiadłem na delikatnie przeczyszczonego Kata (czyszczenie pomogło, ale po jakiejś godzinie napęd głośno upominał się o smarowanie :/) i ruszyłem na Zaporę.
Zapora w pełnej krasie
Tam odnalazłem kolejną świetną ścieżkę, później objechałem samą Zaporę, na której prowadzono jakieś roboty, wylewki betonowe czy cosik.
Przyjemny singiel, nie? :D
Później walcząc z co rusz wkręcającymi się w napęd liśćmi, przez Dębowiec śmignąłem pod oddaną niedawno obwodnicę, chcąc wkręcić się na jakiś nieoddany fragment, co się jednak nie udało.
Na zjeździe z Dębowca cosik odwaliło Reconowi (powietrze nie działa najlepiej w tego typu temperaturach :/) i zapadł się na zero :D Na jego szczęście, po podniesieniu koła nad ziemię, wszystko wróciło do normy. W ogóle coś dzisiaj pracował niecodziennie, z początku wykorzystywał cały skok (wcześniej nieosiągalne przy minimalnych ciśnieniach, nawet rzędu 40 PSI), by po owym zjeździe tkwić w SAGu rzędu 40-50% i chodzić tylko na większych dziurach.
Trza sprawdzić ciśnienie może? I tak muszę rower na gwarancyjny odstawić, także to ich brocha będzie :P
Ktoś chciał na gapę się kulnąć :P
Później chcąc, nie chcąc wróciłem do domu :)
Zniszczenia po zeszłorocznej powodzi
Korzystając z nie najgorszej pogody wskoczyłem (heh, brzmi to ironicznie na termo, ciuchy rowerowe, nogawki i kurtałę :D ) w ciuchy i zasiadłem na delikatnie przeczyszczonego Kata (czyszczenie pomogło, ale po jakiejś godzinie napęd głośno upominał się o smarowanie :/) i ruszyłem na Zaporę.
Zapora w pełnej krasie
Tam odnalazłem kolejną świetną ścieżkę, później objechałem samą Zaporę, na której prowadzono jakieś roboty, wylewki betonowe czy cosik.
Przyjemny singiel, nie? :D
Później walcząc z co rusz wkręcającymi się w napęd liśćmi, przez Dębowiec śmignąłem pod oddaną niedawno obwodnicę, chcąc wkręcić się na jakiś nieoddany fragment, co się jednak nie udało.
Na zjeździe z Dębowca cosik odwaliło Reconowi (powietrze nie działa najlepiej w tego typu temperaturach :/) i zapadł się na zero :D Na jego szczęście, po podniesieniu koła nad ziemię, wszystko wróciło do normy. W ogóle coś dzisiaj pracował niecodziennie, z początku wykorzystywał cały skok (wcześniej nieosiągalne przy minimalnych ciśnieniach, nawet rzędu 40 PSI), by po owym zjeździe tkwić w SAGu rzędu 40-50% i chodzić tylko na większych dziurach.
Trza sprawdzić ciśnienie może? I tak muszę rower na gwarancyjny odstawić, także to ich brocha będzie :P
Ktoś chciał na gapę się kulnąć :P
Później chcąc, nie chcąc wróciłem do domu :)
"Siedzę na koniu..."
Sobota, 12 listopada 2011
33.39
km
Teren -
6.50
km
Czas -
02:04
Średnia -
16.16
km/h
V max teren -
31.00
km/h
HR max -
200
( 98%)
BPM
HR avg -
170
( 83%)
BPM
2119
kcal
3.0
°C
Ultra Sport
Po tygodniu lekkiego chorowania wreszcie poskładałem się do kupy i siadłem na rower.
Pierwszy plan zakładał wspięcie się na Magurkę czerwonym szlakiem a następnie zjazd przez Przegibek do Bielska.
Pozostałości po szpitalu Stalowniku
Po kilku metrach wycofałem się z tego pomysłu, bo czerwony zapowiadał się kamieniście, a liście dodatkowo utrudniały rozpoznanie terenu. Szkoda było mi również ochraniaczy rozwalanych przy każdym wypięciu, także wykonałem taktyczny odwrót na szlak czarny.
Mrozy pełną gębą :)
Po kilometrze walki z samym sobą (tydzień przerwy) i terenem (ciągle było dość kamieniście) poddałem się. Stoczyłem się do Wilkowic i przeskoczyłem do konkurencyjnego Beskidu :) Czyli Cygański i poszukiwania skoczni, zakończone sukcesem :)
Korzystając z niebrzydkiej pogody obfociłem KATa porządnie, tu widać efekty :)
Pierwszy plan zakładał wspięcie się na Magurkę czerwonym szlakiem a następnie zjazd przez Przegibek do Bielska.
Pozostałości po szpitalu Stalowniku
Po kilku metrach wycofałem się z tego pomysłu, bo czerwony zapowiadał się kamieniście, a liście dodatkowo utrudniały rozpoznanie terenu. Szkoda było mi również ochraniaczy rozwalanych przy każdym wypięciu, także wykonałem taktyczny odwrót na szlak czarny.
Mrozy pełną gębą :)
Po kilometrze walki z samym sobą (tydzień przerwy) i terenem (ciągle było dość kamieniście) poddałem się. Stoczyłem się do Wilkowic i przeskoczyłem do konkurencyjnego Beskidu :) Czyli Cygański i poszukiwania skoczni, zakończone sukcesem :)
Korzystając z niebrzydkiej pogody obfociłem KATa porządnie, tu widać efekty :)
Złota Polska Jesień w natarciu :)
Czwartek, 3 listopada 2011
22.86
km
Teren -
7.50
km
Czas -
01:24
Średnia -
16.33
km/h
V max teren -
42.50
km/h
HR max -
205
(100%)
BPM
HR avg -
159
( 77%)
BPM
1261
kcal
13.0
°C
Ultra Sport
W ramach jednego z ostatnich śródtygdniowo-poszkolnego wypadu (zmrok mnie załatwia :/) ruszyłem się standardowo do Cygana.
A tam jesień pełną gębą. Liści na ścieżkach ilość niemożebna, w związku z czym trakcja dzisiaj zdecydowanie in minus. Po za tym byłem dzisiaj jakoś niemożebnie nieżywy, także zjazd wzdłuż toru saneczkowego wyglądał prześmiesznie, podpórek było ze 3 :/
Na zakończenie wylądowałem na poligonie samochodowym, gdzie pocykałem trochę KTMa. Wiosną z aparatem tam dobrzebyłoby się kulnąć, bo tło wybitne :)
A tam jesień pełną gębą. Liści na ścieżkach ilość niemożebna, w związku z czym trakcja dzisiaj zdecydowanie in minus. Po za tym byłem dzisiaj jakoś niemożebnie nieżywy, także zjazd wzdłuż toru saneczkowego wyglądał prześmiesznie, podpórek było ze 3 :/
Na zakończenie wylądowałem na poligonie samochodowym, gdzie pocykałem trochę KTMa. Wiosną z aparatem tam dobrzebyłoby się kulnąć, bo tło wybitne :)