Wpisy archiwalne w kategorii
Sam
Dystans całkowity: | 1701.32 km (w terenie 196.30 km; 11.54%) |
Czas w ruchu: | 80:08 |
Średnia prędkość: | 21.23 km/h |
Maksymalna prędkość: | 51.00 km/h |
Maks. tętno maksymalne: | 209 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 196 (96 %) |
Suma kalorii: | 55005 kcal |
Liczba aktywności: | 46 |
Średnio na aktywność: | 36.99 km i 1h 44m |
Więcej statystyk |
d53 - Ekspresowy Cygański
Czwartek, 3 maja 2012
26.99
km
Teren -
10.50
km
Czas -
01:30
Średnia -
17.99
km/h
V max teren -
47.00
km/h
HR max -
209
(102%)
BPM
HR avg -
159
( 77%)
BPM
1388
kcal
20.0
°C
Ultra Sport
Dość późno, bo o 17:50 wskakuję na rower, by wykonać dzisiejsze interwały. Początkowo miała to być wspinaczka na Szyndzielnię, jednak relacja Dawida o ilości ludzi skutecznie mnie doń zniechęciła.
Pojechałem więc do Cygana, gdzie nieco zmodyfikowałem standardową pętlę pod kątem długości interwału.
Na zakończenie śmignąłem pod Dębowiec, by zobaczyć od drugiej strony jak wygląda wycinka pod "ośrodek narciarski":
Nie pamiętam kiedy to ostatni raz był tu śnieg nadający się do jazdy na deskach. Fuckin logic :/
Później obok Hali pod Dębowcem, gdzie grał Kult, a na zakończenie rozkręcająca rundka po centrum.
Skoro w transporcie na Turbacz z zacisku sztycy zeszła dość brzydko anoda, nie miałem oporów aby założyć taki, ułatwiający życie patent:
Już widać, że się przyda ;)
&hd=1
Pojechałem więc do Cygana, gdzie nieco zmodyfikowałem standardową pętlę pod kątem długości interwału.
Na zakończenie śmignąłem pod Dębowiec, by zobaczyć od drugiej strony jak wygląda wycinka pod "ośrodek narciarski":
Nie pamiętam kiedy to ostatni raz był tu śnieg nadający się do jazdy na deskach. Fuckin logic :/
Później obok Hali pod Dębowcem, gdzie grał Kult, a na zakończenie rozkręcająca rundka po centrum.
Skoro w transporcie na Turbacz z zacisku sztycy zeszła dość brzydko anoda, nie miałem oporów aby założyć taki, ułatwiający życie patent:
Już widać, że się przyda ;)
&hd=1
d49 - Przyziemienie
Czwartek, 26 kwietnia 2012
33.63
km
Teren -
12.50
km
Czas -
02:17
Średnia -
14.73
km/h
V max teren -
47.00
km/h
HR max -
194
( 95%)
BPM
HR avg -
154
( 75%)
BPM
2031
kcal
20.0
°C
Ultra Sport
Dzisiejszy trening techniczny pod wpływem książki B. Lopes'a i L. McCormack'a miał być przełamaniem się wewnątrz. Czy wyszło? Jakoś tak połowicznie.
Ależ pogoda...
Na maksa nakręcony na jazdę ruszyłem do Cygana, zacząłem od zjazdu szlakiem zielonym wzdłuż toru, tego z korzeniami ;)
Na pierwszy ogień postanowiłem dwukrotnie kulnąć się górną, jeżdżoną przeze mnie dopiero od tego sezonu częścią. Od razu zaczęło się wesoło, bo na jednym z zakrętów na wywiozło mnie z mojej linii na korzeniach i nie zdążyłem wrócić, rezultat był taki, że zatrzymałem się, na szczęście świadomie = wolno na pniaku ;) Podejście 20m, kolejna próba, nawet szybciej, już bez problemu.
Drugi zjazd, przedłużony do samych Błoni już bez problemu, dolna część z korzeniami przejechana bez podpórki :) Chwila rozmowy z napotkanym znajomym i śmignięcie znanym już od długiego czasu, fajnym singlem.
Później skierowałem się na killera, z którym mam niestety problemy - za pierwszym razem wilgotna gleba trzymała się kupy, niestety zjazd wysechł i każde dotknięcie klamki kończy się utratą kontroli i zjazdem bokiem. Niestety przekonałem się o tym na własnej skórze, boleśnie :/
Potem powrót do domu, przechwycenie mamuśki na damce i odprowadzenie jej na gimnastykę, powrót ogniem przez Stary Rynek.
Ależ pogoda...
Na maksa nakręcony na jazdę ruszyłem do Cygana, zacząłem od zjazdu szlakiem zielonym wzdłuż toru, tego z korzeniami ;)
Na pierwszy ogień postanowiłem dwukrotnie kulnąć się górną, jeżdżoną przeze mnie dopiero od tego sezonu częścią. Od razu zaczęło się wesoło, bo na jednym z zakrętów na wywiozło mnie z mojej linii na korzeniach i nie zdążyłem wrócić, rezultat był taki, że zatrzymałem się, na szczęście świadomie = wolno na pniaku ;) Podejście 20m, kolejna próba, nawet szybciej, już bez problemu.
Drugi zjazd, przedłużony do samych Błoni już bez problemu, dolna część z korzeniami przejechana bez podpórki :) Chwila rozmowy z napotkanym znajomym i śmignięcie znanym już od długiego czasu, fajnym singlem.
Później skierowałem się na killera, z którym mam niestety problemy - za pierwszym razem wilgotna gleba trzymała się kupy, niestety zjazd wysechł i każde dotknięcie klamki kończy się utratą kontroli i zjazdem bokiem. Niestety przekonałem się o tym na własnej skórze, boleśnie :/
Potem powrót do domu, przechwycenie mamuśki na damce i odprowadzenie jej na gimnastykę, powrót ogniem przez Stary Rynek.
d41 - Deszczowo, technicznie
Czwartek, 5 kwietnia 2012
24.85
km
Teren -
8.00
km
Czas -
01:32
Średnia -
16.21
km/h
V max teren -
44.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
6.0
°C
Ultra Sport
Ten dzień przerwy w środę to dobra rzecz jest. Porządne naładowanie baterii, choć tylko na czwartek ;)
Niestety dzisiaj pogoda sprawiła, że do wyjścia nie wystarczyła naładowana biobateria, potrzeba było również niemało samozaparcia... Od rana szaruga na niebie, ale odłączenie prądu w domu (od soboty, kiedy drzewo walnęło na ulicę, ciągnąc za sobą druty i słupy, elektrycy coś tam dłubią) przekonało mnie, że nie mam tu nic do roboty, toteż wskoczyłem na KATa, aby wykonać planowy trening techniczny.
A jak techniczny, to... Cygan :D Na pierwsze szlify założyłem sobie, że raczej przypatrzę się podjazdom niż zjazdom, bo nie dość, że sezon jeszcze młody, to w dodatku rozoranie ochraniaczy przy podparciu się nie byłoby radosną wieścią.
Jedyny techniczny element ze zjazdów na dziś, to ta ścieżka w poprzek
Jak zaplanowałem, tak zrobiłem i śmigając w większości znanymi już ścieżkami przeskoczyłem pod wyciąg na Szyndzielnię, gdzie wyczaiłem całkiem fajną, szybką i techniczną ścieżkę. Do zapamiętania!
"Widok" z Dębowca
Później wspinaczka na Dębowiec, z którego Konnym (naprawili już dziurę) do Wapienicy już w konkretnej ulewie.
Na koniec do Twomarku/Speca po dętki dla Tomka i z toną wody w butach do domu. Wyszło krótko, ale intensywnie ;)
Muzycznie to w sumie Slash
Niestety dzisiaj pogoda sprawiła, że do wyjścia nie wystarczyła naładowana biobateria, potrzeba było również niemało samozaparcia... Od rana szaruga na niebie, ale odłączenie prądu w domu (od soboty, kiedy drzewo walnęło na ulicę, ciągnąc za sobą druty i słupy, elektrycy coś tam dłubią) przekonało mnie, że nie mam tu nic do roboty, toteż wskoczyłem na KATa, aby wykonać planowy trening techniczny.
A jak techniczny, to... Cygan :D Na pierwsze szlify założyłem sobie, że raczej przypatrzę się podjazdom niż zjazdom, bo nie dość, że sezon jeszcze młody, to w dodatku rozoranie ochraniaczy przy podparciu się nie byłoby radosną wieścią.
Jedyny techniczny element ze zjazdów na dziś, to ta ścieżka w poprzek
Jak zaplanowałem, tak zrobiłem i śmigając w większości znanymi już ścieżkami przeskoczyłem pod wyciąg na Szyndzielnię, gdzie wyczaiłem całkiem fajną, szybką i techniczną ścieżkę. Do zapamiętania!
"Widok" z Dębowca
Później wspinaczka na Dębowiec, z którego Konnym (naprawili już dziurę) do Wapienicy już w konkretnej ulewie.
Na koniec do Twomarku/Speca po dętki dla Tomka i z toną wody w butach do domu. Wyszło krótko, ale intensywnie ;)
Muzycznie to w sumie Slash
d40 - Pogoda!
Wtorek, 3 kwietnia 2012
59.52
km
Teren -
2.50
km
Czas -
02:36
Średnia -
22.89
km/h
V max teren -
28.50
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
12.0
°C
Ultra Sport
Jak ten 40 dzień szybko nadszedł :)
Dzisiaj jakoś łokropnie nie chciało mi się na ten rower iść, na całe szczęście, przy pomocy znajomych (pozdro!) jakoś się zmotywowałem i dobrze, bo to ponoć ostatni ładny dzień w tym tygodniu (w sumie to jednocześnie pierwszy...).
Kiedy wskoczyłem w obciski w wersji wiosennej, uznałem że trza by zapowiadane w niedzielę Ostre ściągnąć.
Jeszcze trochę, zejdą śniegi i się policzymy ;)
Kiedy przyszło do wyboru trasy, wsparłem się zaplanowanym na dziś treningiem, który zasugerował wariant przez Łodygowice, co w sumie jest logiczne - w tygodniu do Buczkowic o tej porze ciągną tłumy.
Także zaczynając od ścieżki do Wilkowic, następnie kawałek podjazdu, po czym duuużo zjazdu i tu następuje pierwszy machjąg z planem - zamiast jak niedawno skręcić na Kalną, sprawdziłem wariant dość oklepany, ale lepiej się w trening wpisujący, czyli Leśniankę.
Komin wkrótce zniknie, do oddania mam jeszcze jedną podkładkę i opaskę z bikepure.org. Chętny ktoś?
Kiedyż to wylądowałem w Lipowej pod sklepem, gdzie nieco poczarowałem z pozycją (przy okazji zorientowałem się, że z rozpędu założyłem kierunkowego HG-X na odwrót, co tłumaczy problemy z dostrojeniem napędu :D ), uznałem że takie tradycyjne ruszenie się do domu, to za mało jak na tak epicką aurę.
Toteż mimo całkiem fajnej średniej (aj, jakby to >26km/h ładnie wyglądało ;) ), postanowiłem wjechać głębiej w dolinę Zimnika (niedźwiedzia nie spotkałem) i pośmigać trochę na ścieżkach otaczających parking przy Leśnictwie - blisko, szybko, no i pewne, że sucho.
Nie wiedzieć czemu, k800i nie jest w stanie ogarnąć koloru tej owijki, który jest zdecydowanie bardziej pomarańczowy
Po nieudanych podejściach do zrobienia jakiegoś fajniejszego zdjęcia w akcji, jakie to udają się np. Jackowi, za co dziękuję 10s samowyzwalaczowi w telefonie, zawinąłem się nazad, po drodze wskakując w nogawki - zimno nie było, ale na kolanka już za późno ;)
Muzycznie rządzi i dzieli:
Dobre wieści od SIGMY - wczoraj posłali mi zwrotną paczkę, zobaczymy co w niej będzie, oby nie kartofle ;)
Dzisiaj jakoś łokropnie nie chciało mi się na ten rower iść, na całe szczęście, przy pomocy znajomych (pozdro!) jakoś się zmotywowałem i dobrze, bo to ponoć ostatni ładny dzień w tym tygodniu (w sumie to jednocześnie pierwszy...).
Kiedy wskoczyłem w obciski w wersji wiosennej, uznałem że trza by zapowiadane w niedzielę Ostre ściągnąć.
Jeszcze trochę, zejdą śniegi i się policzymy ;)
Kiedy przyszło do wyboru trasy, wsparłem się zaplanowanym na dziś treningiem, który zasugerował wariant przez Łodygowice, co w sumie jest logiczne - w tygodniu do Buczkowic o tej porze ciągną tłumy.
Także zaczynając od ścieżki do Wilkowic, następnie kawałek podjazdu, po czym duuużo zjazdu i tu następuje pierwszy machjąg z planem - zamiast jak niedawno skręcić na Kalną, sprawdziłem wariant dość oklepany, ale lepiej się w trening wpisujący, czyli Leśniankę.
Komin wkrótce zniknie, do oddania mam jeszcze jedną podkładkę i opaskę z bikepure.org. Chętny ktoś?
Kiedyż to wylądowałem w Lipowej pod sklepem, gdzie nieco poczarowałem z pozycją (przy okazji zorientowałem się, że z rozpędu założyłem kierunkowego HG-X na odwrót, co tłumaczy problemy z dostrojeniem napędu :D ), uznałem że takie tradycyjne ruszenie się do domu, to za mało jak na tak epicką aurę.
Toteż mimo całkiem fajnej średniej (aj, jakby to >26km/h ładnie wyglądało ;) ), postanowiłem wjechać głębiej w dolinę Zimnika (niedźwiedzia nie spotkałem) i pośmigać trochę na ścieżkach otaczających parking przy Leśnictwie - blisko, szybko, no i pewne, że sucho.
Nie wiedzieć czemu, k800i nie jest w stanie ogarnąć koloru tej owijki, który jest zdecydowanie bardziej pomarańczowy
Po nieudanych podejściach do zrobienia jakiegoś fajniejszego zdjęcia w akcji, jakie to udają się np. Jackowi, za co dziękuję 10s samowyzwalaczowi w telefonie, zawinąłem się nazad, po drodze wskakując w nogawki - zimno nie było, ale na kolanka już za późno ;)
Muzycznie rządzi i dzieli:
Dobre wieści od SIGMY - wczoraj posłali mi zwrotną paczkę, zobaczymy co w niej będzie, oby nie kartofle ;)
d39 - Poranne śmiganie
Poniedziałek, 2 kwietnia 2012
17.41
km
Teren -
1.50
km
Czas -
00:58
Średnia -
18.01
km/h
V max teren -
17.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
2.0
°C
Ultra Sport
Kiedy okazało się, że w skutek zwolnienia z dwóch polskich (nieodżałowane godziny :D ) do szkoły mam na 10:10, uznałem, że wartoby spróbować śmignąć na rower rańcem.
Lotnisko rankiem
Jak pomyślałem, tak zrobiłem i guzdrząc się, przecież to poniedziałek, o 7:40 wpinałem już zatrzaski pod domem. Jako że bezpieczną godziną powrotu, umożliwiającą spokojne ogarnięcie się, była 9, toteż szybko w głowie ułożyłem plan - najpierw koło szkoły, coby na podjeździe się rozgrzać, bo ciepło nie jest, a potem na lotnisko, trochę terenu u Pawła na osiedlu i powrót znów przez centrum (ostatnio dużo lepiej mi się tamtędy wraca, no i dokładam te 2 km ;) )
Lotnisko rankiem
Jak pomyślałem, tak zrobiłem i guzdrząc się, przecież to poniedziałek, o 7:40 wpinałem już zatrzaski pod domem. Jako że bezpieczną godziną powrotu, umożliwiającą spokojne ogarnięcie się, była 9, toteż szybko w głowie ułożyłem plan - najpierw koło szkoły, coby na podjeździe się rozgrzać, bo ciepło nie jest, a potem na lotnisko, trochę terenu u Pawła na osiedlu i powrót znów przez centrum (ostatnio dużo lepiej mi się tamtędy wraca, no i dokładam te 2 km ;) )
d38 - Prima aprilisowa pogoda
Niedziela, 1 kwietnia 2012
22.01
km
Teren -
1.50
km
Czas -
01:02
Średnia -
21.30
km/h
V max teren -
24.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
3.0
°C
Ultra Sport
Ja tam nie chcę nic mówić, ale ktoś kto steruje pogodą ma z nas aktualnie niezły ubaw, jak widzi ludzi starających się zmieścić swój pobyt na zewnątrz między kolejnymi opadami gradu/śniegu.
Po wczorajszym luźnym kręceniu miałem niesamowity głód jazdy na góralu, toteż po obiedzie, kiedy tylko pojawiły się pierwsze promienie słońca, wyskoczyłem na rower.
Nim zdążyłem ogarnąć się z toną ciuchów jakiej temperatura rzędu 3 stopni wymaga, śniegograd począł padać znów, ale miałem nadzieję, że opady ustąpią. Ustąpiły dopiero po jakiś 5 km, kiedy skręcałem na ścieżkę do Wilkowic, którą jakiś czas temu pokazali mi Paweł i Dawid.
Po wyjechaniu z niej, padać zaczęło znów, ze zdwojoną siłą. A że plan zakładał jazdę do drugich opadów, miast kręcić dalej (planowo Ostre), skręciłem w lewo, skąd Żywiecką przemieściłem się do miasta, w którym pokręciłem się trochę po centrum i wróciłem.
Muzycznie nihil novi:
Po wczorajszym luźnym kręceniu miałem niesamowity głód jazdy na góralu, toteż po obiedzie, kiedy tylko pojawiły się pierwsze promienie słońca, wyskoczyłem na rower.
Nim zdążyłem ogarnąć się z toną ciuchów jakiej temperatura rzędu 3 stopni wymaga, śniegograd począł padać znów, ale miałem nadzieję, że opady ustąpią. Ustąpiły dopiero po jakiś 5 km, kiedy skręcałem na ścieżkę do Wilkowic, którą jakiś czas temu pokazali mi Paweł i Dawid.
Po wyjechaniu z niej, padać zaczęło znów, ze zdwojoną siłą. A że plan zakładał jazdę do drugich opadów, miast kręcić dalej (planowo Ostre), skręciłem w lewo, skąd Żywiecką przemieściłem się do miasta, w którym pokręciłem się trochę po centrum i wróciłem.
Muzycznie nihil novi: