Wpisy archiwalne w kategorii
MTB
Dystans całkowity: | 2351.92 km (w terenie 797.80 km; 33.92%) |
Czas w ruchu: | 136:17 |
Średnia prędkość: | 17.26 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.00 km/h |
Suma podjazdów: | 11812 m |
Maks. tętno maksymalne: | 217 (106 %) |
Maks. tętno średnie: | 189 (92 %) |
Suma kalorii: | 105151 kcal |
Liczba aktywności: | 64 |
Średnio na aktywność: | 36.75 km i 2h 07m |
Więcej statystyk |
d75 - Luźno, niedzielne "górki"
Niedziela, 17 czerwca 2012
29.68
km
Teren -
7.00
km
Czas -
01:48
Średnia -
16.49
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
184
( 90%)
BPM
HR avg -
140
( 68%)
BPM
1344
kcal
29.0
°C
Ultra Sport
Dzisiejsze góry miały być Szyndzielnią, późnej Cygańskim, a skończyło się na 1,5x Przegibku podjeżdżanym terenem i zjeżdżanym asfaltem.
Może za dużo PSa, ale tylko tak da się oddać dzisiejszą temperaturę :)
Czemu asfaltem? Otóż odtłuszczone hample potrzebowały porządnego dotarcia. Czyli konkretnego, przehamowanego zjazdu. Najpierw 2 sekcje podjazdu, w dół do źródełka, na koniec tylko pierwsza, z trudnym podjazdem, który pierwszy raz prawie podjeżdżam. Tak blisko jeszcze nie było.
Na koniec przy źródełku pokombinowałem z ustawieniem klamek i manetek na kierownicy, żeby mieć klamki bardziej na jeden palec.
Kolejna nowo odkryta, tym razem nie samodzielnie, kapela:
Może za dużo PSa, ale tylko tak da się oddać dzisiejszą temperaturę :)
Czemu asfaltem? Otóż odtłuszczone hample potrzebowały porządnego dotarcia. Czyli konkretnego, przehamowanego zjazdu. Najpierw 2 sekcje podjazdu, w dół do źródełka, na koniec tylko pierwsza, z trudnym podjazdem, który pierwszy raz prawie podjeżdżam. Tak blisko jeszcze nie było.
Na koniec przy źródełku pokombinowałem z ustawieniem klamek i manetek na kierownicy, żeby mieć klamki bardziej na jeden palec.
Kolejna nowo odkryta, tym razem nie samodzielnie, kapela:
d71 2/2 - Serwisowo do Maćka
Niedziela, 10 czerwca 2012
11.45
km
Teren -
0.00
km
Czas -
00:31
Średnia -
22.16
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
16.0
°C
Ultra Sport
Do Maćka odpowietrzyć tylni hampel. Jajca jak berety z tego wyszły, hamuje lepiej niż było, ale brak odpowiednich bajerów do nowego patentu Shimano utrudnił całą procedurę. Powrót w deszczu po ćmoku.
d71 1/2 - Objętościowo z Dziadkiem
Niedziela, 10 czerwca 2012
36.85
km
Teren -
0.00
km
Czas -
01:51
Średnia -
19.92
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
188
( 92%)
BPM
HR avg -
130
( 63%)
BPM
1264
kcal
18.0
°C
Ultra Sport
Rundka po Wapienicy, połączona z uciekaniem przed deszczem. Najprawdopodobniej jeden z ostatnich treningów, na których jestem zmuszony śmigać KATem po asfalcie ;) Szoska już w domciu :)
d70 - Interwałowo po mieście
Sobota, 9 czerwca 2012
22.70
km
Teren -
0.00
km
Czas -
00:59
Średnia -
23.08
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
194
( 95%)
BPM
HR avg -
154
( 75%)
BPM
774
kcal
20.0
°C
Ultra Sport
Korzystając z sobotniego późnego popołudnia wyskoczyłem krótko poszosić. Jako że pora odpowiednia, a i Euro zatrzymało ludzi w domach, uznałem że pokręcę w mieście. I dobrze.
Na dzień dobry szybki tunel za Berlingo w centrum, później przeskakuję do Białej wyczaić hurtownię/sklep fabryczny Nutrenda, gdzie to. Następnie do Cygańskiego, podglądnąć Bielską strefę kibica na Rekordzie, gdzie dziś puchy:
Tam zaczyna padać, toteż najlepszą drogą uciekam do domu :)
Na dzień dobry szybki tunel za Berlingo w centrum, później przeskakuję do Białej wyczaić hurtownię/sklep fabryczny Nutrenda, gdzie to. Następnie do Cygańskiego, podglądnąć Bielską strefę kibica na Rekordzie, gdzie dziś puchy:
Tam zaczyna padać, toteż najlepszą drogą uciekam do domu :)
d69 - Salmopol z bbRiderz
Czwartek, 7 czerwca 2012
57.37
km
Teren -
2.50
km
Czas -
02:26
Średnia -
23.58
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
196
( 96%)
BPM
HR avg -
153
( 75%)
BPM
2135
kcal
19.0
°C
Ultra Sport
Punkt 9:00 spotykamy się pod Gemini. Na miejscu Dizel, Dawid, Grzesiu, Marco, Kuń, Maciek i Paweł na szosie, który opuścił nas, by jechać z Remikiem i Bartkiem.
Po krótkiej dyspucie gdzie jedziemy, gremium uznało, że jedziemy śladem szosowców, Pętlę Beskidzką, w wariancie only Poland.
Jako iż wiedziałem, że ja odpadam na Białym Krzyżu/Salmopolu do domu ze względów czasowych, kiedy tylko byłem na czole peletoniku, nadawałem tempo nieco mocniejsze niż wycieczkowe :) W Mesznej uznałem, że warto by sprawdzić, czy chłopaki będą gonić, czy poczekają aż padnę przy ucieczce. Czekali, tylko Dizel doszedł mnie przy Buczkowicach.
W Szczyrku równe, tempo uwzględniające dysputy o mijanych przedstawicielkach płci przeciwnej ;)
Pod Golgotą załączam stoper i nagle jakby ktoś wyjął wtyczkę. Średnia robi się relaksacyjna, nie ma się co dziwić - chłopaki mają w planach stówkę po górach :) Ja jednak plan miałem krótszy, toteż podjazd jechałem nieco agresywniej, by skończyć go z czasem 15:41, mając jakąś minutę przewagi. Miło.
Lekki korek? ;) Marco chowa różowe Lampre rękawki :P
Na górze spotykamy Pawła, który opuścił szosiarzy i po odczekaniu na resztę, chwile gadki, jedziemy każdy w swoją stronę. Ja nazad, oni dalej.
Do BB wpadam na procesję po procesji - najpierw w Szczyrku, którą udaje mi się, przez czyjeś podwórko objechać, później w Buczkowicach, przez którą muszę już istotnie nadkładać drogi. Ciekawie reagowali ludzie w Szczyrku, kiedy przejeżdżając koło nich, darłem się do tego:
Po krótkiej dyspucie gdzie jedziemy, gremium uznało, że jedziemy śladem szosowców, Pętlę Beskidzką, w wariancie only Poland.
Jako iż wiedziałem, że ja odpadam na Białym Krzyżu/Salmopolu do domu ze względów czasowych, kiedy tylko byłem na czole peletoniku, nadawałem tempo nieco mocniejsze niż wycieczkowe :) W Mesznej uznałem, że warto by sprawdzić, czy chłopaki będą gonić, czy poczekają aż padnę przy ucieczce. Czekali, tylko Dizel doszedł mnie przy Buczkowicach.
W Szczyrku równe, tempo uwzględniające dysputy o mijanych przedstawicielkach płci przeciwnej ;)
Pod Golgotą załączam stoper i nagle jakby ktoś wyjął wtyczkę. Średnia robi się relaksacyjna, nie ma się co dziwić - chłopaki mają w planach stówkę po górach :) Ja jednak plan miałem krótszy, toteż podjazd jechałem nieco agresywniej, by skończyć go z czasem 15:41, mając jakąś minutę przewagi. Miło.
Lekki korek? ;) Marco chowa różowe Lampre rękawki :P
Na górze spotykamy Pawła, który opuścił szosiarzy i po odczekaniu na resztę, chwile gadki, jedziemy każdy w swoją stronę. Ja nazad, oni dalej.
Do BB wpadam na procesję po procesji - najpierw w Szczyrku, którą udaje mi się, przez czyjeś podwórko objechać, później w Buczkowicach, przez którą muszę już istotnie nadkładać drogi. Ciekawie reagowali ludzie w Szczyrku, kiedy przejeżdżając koło nich, darłem się do tego:
d68 - VIII Tour de UEK
Niedziela, 3 czerwca 2012
15.13
km
Teren -
15.00
km
Czas -
00:39
Średnia -
23.28
km/h
V max teren -
35.44
km/h
HR max -
209
(102%)
BPM
HR avg -
189
( 92%)
BPM
666
kcal
19.0
°C
Ultra Sport
Czyli krótka przypowieść o tym, że detkę mieć ze sobą należy zawsze, oraz o tym, ze kondycja kondycją, technika techniką, ale bez psychiki się nie obejdzie.
Po niemal tradycyjnym pobłądzeniu, 9:45 meldujemy się na kampusie UEKu, coby się prześcigać w ogórasie. Po zapoznaniu się z trasą, odebraniu imiennego numerka 47 i innych obrzędach przedstartowych, w czasie wyścigu kobiet, jadąc sobie zupełnie spokojnie, podglądając zawodniczki, dobijam tylnym kółkiem o krawężnik. Z początku wydaje się, że luz, Geax wytrzymał, jednak po dojechaniu do strefy startu wyrok jest jasny - pana. A że Konrad mądra głowa, dętki od niedzieli nie kupił, a co za tym idzie, nie posiadał. Na całe szczęście zawodnik AZS UEK poratował mnie dętką, a inny pompką. Tej też nie miałem ;)
Szybki check na ciśnienie w oponie. Niskie...
Ostry start, od razu pierwsza trójka
Na linii startu nie czułem się najpewniej - byłem najprawdopodobniej najmłodszy, a na pewno najmłodszy z pierwszej piątki. W związku z tym, kiedy po starcie wylądowałem w pierwszej trójce, psychika oszalała, po raz pierwszy dziś. Tym razem skończyło się na spadku o 1 pozycję, na której byłem później dość niefajnie blokowany - gość i tak odpadł, a dobre pół kółka musiałem się za nim wlec :/
Po wyprzedzeniu pacjenta na Superiorze, doszedłem do człowieka, który odpadł z uciekającej grupki. Dobre kółko wiozłem mu się na kole, coby zobaczyć co i jak, by wziąć go na kostkowej sekcji prawo-lewo od zewnętrznej.
Jeszcze przed...
... i już po
Tu niestety psycha raz drugi dała czadu. Po wyprzedzeniu gość odpadł, i zostałem sam. Ani nie goniłem, ani nie czułem jego oddechu na plerach. W takich sytuacjach robię najgłupszą z możliwych rzeczy - odpuszczam. W skutek tego, po paru kółkach ponownie wylądowałem na piatej lokacie. Wtedy włączył mi się goniec i gość mi nie uciekł, a na 7 kółku znów wróciłem na czwarte miejsce.
8, ostatnie kółko, przejechaliśmy takim tempem, że odrobiliśmy 5 z ~30 s straty do liderującej trójki, z której to ostatni złapał kapcia i biegł do mety. To było to co mnie dziś zgubiło.
Tuż przed metą - prosta, nawrót, prosta, 90o w prawo i meta, organizatorzy przygotowali jedyną techniczną (po za skakaniem po krawężnikach) atrakcję:
Zjazd sam w sobie był całkiem przyjemny, ot taka hopka, ale zaczynał się wysokim, 15 cm krawężnikiem. Normalnie nic trudnego, przerzucamy przód, tył i wio. Ale kiedy chwilę przed nim, mając na plecach gościa na Cannondale'u usłyszałem od taty "Konrad, jest szansa na pudło, DAJESZ!!" to zgłupiałem. Z jednej strony, chciałem przejechać tam nieco defensywnie, by przyblokować gościa i uciec mu na nawrocie, który szedł mi świetnie, z drugiej strony, uznałem, że przeskoczenie przez krawężnik, co wcześniej dwukrotnie uskuteczniłem to dobry pomysł. Niestety, dwa pomysły, jeden rower, to za dużo. Za słabo podrzuciłem przód, złapał mnie na krawężniku po czym wylądowałem na piachu i żwirze z przechylonym rowerem. Rezultat? Szybki szlif :/ No i strata 4 miejsca. Na szczęście mieliśmy tak dużą przewagę, że zdążyłem się pozbierać i już z nogi na nogę, dokręcić do mety na 5 miejscu.
Na koniec reszta zdjęć (zbiory własne i foty oficjalne):
Po niemal tradycyjnym pobłądzeniu, 9:45 meldujemy się na kampusie UEKu, coby się prześcigać w ogórasie. Po zapoznaniu się z trasą, odebraniu imiennego numerka 47 i innych obrzędach przedstartowych, w czasie wyścigu kobiet, jadąc sobie zupełnie spokojnie, podglądając zawodniczki, dobijam tylnym kółkiem o krawężnik. Z początku wydaje się, że luz, Geax wytrzymał, jednak po dojechaniu do strefy startu wyrok jest jasny - pana. A że Konrad mądra głowa, dętki od niedzieli nie kupił, a co za tym idzie, nie posiadał. Na całe szczęście zawodnik AZS UEK poratował mnie dętką, a inny pompką. Tej też nie miałem ;)
Szybki check na ciśnienie w oponie. Niskie...
Ostry start, od razu pierwsza trójka
Na linii startu nie czułem się najpewniej - byłem najprawdopodobniej najmłodszy, a na pewno najmłodszy z pierwszej piątki. W związku z tym, kiedy po starcie wylądowałem w pierwszej trójce, psychika oszalała, po raz pierwszy dziś. Tym razem skończyło się na spadku o 1 pozycję, na której byłem później dość niefajnie blokowany - gość i tak odpadł, a dobre pół kółka musiałem się za nim wlec :/
Po wyprzedzeniu pacjenta na Superiorze, doszedłem do człowieka, który odpadł z uciekającej grupki. Dobre kółko wiozłem mu się na kole, coby zobaczyć co i jak, by wziąć go na kostkowej sekcji prawo-lewo od zewnętrznej.
Jeszcze przed...
... i już po
Tu niestety psycha raz drugi dała czadu. Po wyprzedzeniu gość odpadł, i zostałem sam. Ani nie goniłem, ani nie czułem jego oddechu na plerach. W takich sytuacjach robię najgłupszą z możliwych rzeczy - odpuszczam. W skutek tego, po paru kółkach ponownie wylądowałem na piatej lokacie. Wtedy włączył mi się goniec i gość mi nie uciekł, a na 7 kółku znów wróciłem na czwarte miejsce.
8, ostatnie kółko, przejechaliśmy takim tempem, że odrobiliśmy 5 z ~30 s straty do liderującej trójki, z której to ostatni złapał kapcia i biegł do mety. To było to co mnie dziś zgubiło.
Tuż przed metą - prosta, nawrót, prosta, 90o w prawo i meta, organizatorzy przygotowali jedyną techniczną (po za skakaniem po krawężnikach) atrakcję:
Zjazd sam w sobie był całkiem przyjemny, ot taka hopka, ale zaczynał się wysokim, 15 cm krawężnikiem. Normalnie nic trudnego, przerzucamy przód, tył i wio. Ale kiedy chwilę przed nim, mając na plecach gościa na Cannondale'u usłyszałem od taty "Konrad, jest szansa na pudło, DAJESZ!!" to zgłupiałem. Z jednej strony, chciałem przejechać tam nieco defensywnie, by przyblokować gościa i uciec mu na nawrocie, który szedł mi świetnie, z drugiej strony, uznałem, że przeskoczenie przez krawężnik, co wcześniej dwukrotnie uskuteczniłem to dobry pomysł. Niestety, dwa pomysły, jeden rower, to za dużo. Za słabo podrzuciłem przód, złapał mnie na krawężniku po czym wylądowałem na piachu i żwirze z przechylonym rowerem. Rezultat? Szybki szlif :/ No i strata 4 miejsca. Na szczęście mieliśmy tak dużą przewagę, że zdążyłem się pozbierać i już z nogi na nogę, dokręcić do mety na 5 miejscu.
Na koniec reszta zdjęć (zbiory własne i foty oficjalne):
d67- Serwisowo
Czwartek, 31 maja 2012
22.22
km
Teren -
6.50
km
Czas -
01:08
Średnia -
19.61
km/h
V max teren -
44.00
km/h
HR max -
186
( 91%)
BPM
HR avg -
150
( 73%)
BPM
861
kcal
18.0
°C
Ultra Sport
Do Maćka na serwis. Przez lotnisko, podjazd konnym na Dębowiec.
Z Dębowca przeskakuję do Cygana, przez który dojeżdżam do Maćka. Powrót przy lekkim kapuśniaku.
Z Dębowca przeskakuję do Cygana, przez który dojeżdżam do Maćka. Powrót przy lekkim kapuśniaku.
d66 - Pszczyna
Wtorek, 29 maja 2012
71.81
km
Teren -
3.00
km
Czas -
03:21
Średnia -
21.44
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
182
( 89%)
BPM
HR avg -
134
( 65%)
BPM
2220
kcal
23.0
°C
Ultra Sport
Dzisiejsze kompensacyjne kulanko wycelowałem w Pszczynę.
Na dzień dobry dojazd na Goczałkowice, gdzie robię chwilową przerwę, głównie po to by rozprostować kości - 18 km w I i II strefie nie wymusiło nic więcej :)
Następnie kieruję się na północ zaporą, by po chwili wskoczyć na drogę. Po paru kilometrach ukazuje mi się tablica:
Dzisiaj cały czas kręciłem się wzdłuż/obok WTR
Przecinam główną i nim się zorientowałem, wylądowałem na rynku:
Z niego kieruję się do Parku Zamkowego, by pokręcić w mega atrakcyjnych okolicznościach przyrody:
Po chwili oddechu wracam na Zaporę tą samą drogą i włączam tryb błądzenia :) Czyli plan pt. wracamy przez Międzyrzecze, wpadamy do Wapienicy, coby dokręcić nieco czasu, no i nie robić z trasy klasycznej "parówy".
Trasa teoretycznie powinna być mi znana, ale jak nią jechałem, to albo w grupie, albo z drugiej strony, toteż było mocno na czuja.
W BB klasycznie, Wapienica-lotnisko-rynek-centrum-dom.
&
Na dzień dobry dojazd na Goczałkowice, gdzie robię chwilową przerwę, głównie po to by rozprostować kości - 18 km w I i II strefie nie wymusiło nic więcej :)
Następnie kieruję się na północ zaporą, by po chwili wskoczyć na drogę. Po paru kilometrach ukazuje mi się tablica:
Dzisiaj cały czas kręciłem się wzdłuż/obok WTR
Przecinam główną i nim się zorientowałem, wylądowałem na rynku:
Z niego kieruję się do Parku Zamkowego, by pokręcić w mega atrakcyjnych okolicznościach przyrody:
Po chwili oddechu wracam na Zaporę tą samą drogą i włączam tryb błądzenia :) Czyli plan pt. wracamy przez Międzyrzecze, wpadamy do Wapienicy, coby dokręcić nieco czasu, no i nie robić z trasy klasycznej "parówy".
Trasa teoretycznie powinna być mi znana, ale jak nią jechałem, to albo w grupie, albo z drugiej strony, toteż było mocno na czuja.
W BB klasycznie, Wapienica-lotnisko-rynek-centrum-dom.
&
d65 - Czesko-polska wyrypa
Sobota, 26 maja 2012
109.26
km
Teren -
44.00
km
Czas -
06:11
Średnia -
17.67
km/h
V max teren -
51.00
km/h
HR max -
146
( 71%)
BPM
HR avg -
186
( 91%)
BPM
4703
kcal
20.0
°C
Ultra Sport
Punkt 9:00 spotykam się z Maćkiem i Grzesiem na lotnisku. Szybkie przywitanie i decyzja o kierunku jazdy - Czantoria i dalej, po czym ruszamy nieco zmodyfikowaną trasą do Górek, gdzie wskakujemy na Wisłostradę.
W Ustroniu pauza w sklepie, i ruszamy w stronę Czeskiej granicy. Po przecięciu dwupasmówki wjeżdżamy w teren, którego przez dłuższy czas nie opuścimy.
Będzie trudno :D
Do granicy przebijamy się, jak widać "bardzo trudną" rowerówką. Tak, to był szuter :) No może na końcu trochę kolein od traktorów w błotku, ale to wszystko ;)
Widoki przez duże W towarzyszyły nam cały dzień
Fragment rowerówki po stronie polskiej
Po stronie czeskiej zjazd asfaltem, po którym zaczyna się, chyba najgorszy dziś, podjazd pod Czantorię. Bez chwili na oddech, chyba że przy robieniu zdjęć.
Bo drętwym się jest, a nie bywa - krótko odnośnie mej "Stylówy" ;)
Maćko z Bogdańca śmiga pod Czantorię - jeszcze asfaltem
Ze szczytu uciekamy gdzie pieprz rośnie, bo tłumy istotne. Czyli jedziemy wzdłuż granicy (nieustannie mijane słupy graniczne nie pozwalały tego nie zauważyć :) ). Zjazd ostry, kamerdolce w ilościach hurtowych. Na końcu zaliczam mały szlif, kiedy awaryjnie kładę rower przed zakrętem, bo tylni, zatłuszczony, hampel zupełnie nie hamował.
fot. Maciek
Później mykamy na Soszów, a następnie na Cieślar, gdzie siadamy na krótki popas.
Były też pokazy alpinistyczne - nigdy nie róbcie tego bez kasku :D
fot. Maciek
Z Cieślara tracimy wysokość na Mały Stożek, z którego podjeżdżamy pod Stożek Właściwy. Mimo zmęczenia i chęci oddechu, po krótkiej naradzie uciekamy od tłumów na Kiczory. Tam popas fotograficzny i jedziemy w kierunku Kubalonki.
Nie wiem dlaczego się tu śmieję. To zupełnie nie jest śmieszne!
fot. Maciek
Przed Kubalonką dobijam tylną oponkę, także nasze lekko już ujechane mięśnie mają dodatkową okazję na odpoczynek.
Prawie jak technika
fot. Maciek
Artystyczne foto Maćka, a ja w tle zmieniam dętkę
fot. Maciek
Na przełęczy decydujemy się zjechać obok Zamku Przezesa do Wisły, a później wylądować w Brennej na grochówie. Plan wykonany, trochę tylko zacząłem umierać i się pogubiłem :/
Po grochówie i zapiekance nogi przez krótki czas odżyły, ale oczywistym było, że przekroczyłem Rubikon i będzie tylko gorzej. Tak było...
Tak dzisiaj było!
Mimo to do domu wróciłem o własnych siłach :)
W Ustroniu pauza w sklepie, i ruszamy w stronę Czeskiej granicy. Po przecięciu dwupasmówki wjeżdżamy w teren, którego przez dłuższy czas nie opuścimy.
Będzie trudno :D
Do granicy przebijamy się, jak widać "bardzo trudną" rowerówką. Tak, to był szuter :) No może na końcu trochę kolein od traktorów w błotku, ale to wszystko ;)
Widoki przez duże W towarzyszyły nam cały dzień
Fragment rowerówki po stronie polskiej
Po stronie czeskiej zjazd asfaltem, po którym zaczyna się, chyba najgorszy dziś, podjazd pod Czantorię. Bez chwili na oddech, chyba że przy robieniu zdjęć.
Bo drętwym się jest, a nie bywa - krótko odnośnie mej "Stylówy" ;)
Maćko z Bogdańca śmiga pod Czantorię - jeszcze asfaltem
Ze szczytu uciekamy gdzie pieprz rośnie, bo tłumy istotne. Czyli jedziemy wzdłuż granicy (nieustannie mijane słupy graniczne nie pozwalały tego nie zauważyć :) ). Zjazd ostry, kamerdolce w ilościach hurtowych. Na końcu zaliczam mały szlif, kiedy awaryjnie kładę rower przed zakrętem, bo tylni, zatłuszczony, hampel zupełnie nie hamował.
fot. Maciek
Później mykamy na Soszów, a następnie na Cieślar, gdzie siadamy na krótki popas.
Były też pokazy alpinistyczne - nigdy nie róbcie tego bez kasku :D
fot. Maciek
Z Cieślara tracimy wysokość na Mały Stożek, z którego podjeżdżamy pod Stożek Właściwy. Mimo zmęczenia i chęci oddechu, po krótkiej naradzie uciekamy od tłumów na Kiczory. Tam popas fotograficzny i jedziemy w kierunku Kubalonki.
Nie wiem dlaczego się tu śmieję. To zupełnie nie jest śmieszne!
fot. Maciek
Przed Kubalonką dobijam tylną oponkę, także nasze lekko już ujechane mięśnie mają dodatkową okazję na odpoczynek.
Prawie jak technika
fot. Maciek
Artystyczne foto Maćka, a ja w tle zmieniam dętkę
fot. Maciek
Na przełęczy decydujemy się zjechać obok Zamku Przezesa do Wisły, a później wylądować w Brennej na grochówie. Plan wykonany, trochę tylko zacząłem umierać i się pogubiłem :/
Po grochówie i zapiekance nogi przez krótki czas odżyły, ale oczywistym było, że przekroczyłem Rubikon i będzie tylko gorzej. Tak było...
Tak dzisiaj było!
Mimo to do domu wróciłem o własnych siłach :)
d64 - Czasówka na Przegib, vol.II
Środa, 23 maja 2012
25.98
km
Teren -
1.20
km
Czas -
01:18
Średnia -
19.98
km/h
V max teren -
34.00
km/h
HR max -
204
(100%)
BPM
HR avg -
147
( 72%)
BPM
1085
kcal
24.0
°C
Ultra Sport
Posiadacze kierownic z bajerami, których nazwa pochodzi od pewnego Amerykańskiego kolarza zapewne za tytuł by mnie powiesili, za poślednie ziebro ;) Ale na moich, MTBowych warunkach, zwie się to czasówką, ba nawet czasówką, na której patrzę sobie na postęp. :)
W wyniku międzynarodowego spisku zapomniałem zrobić sobie taki sprawdzianik w kwietniu, więc zamiast miesięcznej przerwy od poprzedniego, minęły miesiące 2. Kajam się pokornie przed samym sobą. :/
Dzisiaj dzięki pokręconemu zbiegowi okoliczności ze szkoły wybyłem punkt 11. No i chwila zastanowienia. Środa niby wolna, ale 6 godzin wolnych przed angielskim, kolejny poniedziałek z rzędu musiałem odpuścić - nie zaszkodzi mi dodatkowa jazda :) Zaraz podjąłem decyzję o kierunku dzisiejszej jazdy - trza w końcu zobaczyć, czy to kręcenie coś daje, czy jedynym jej efektem jest potęgowanie rolniczej opalenizny.
Dojazd szybciutko, po 12 minutach melduję się na Orlenie. Chwila rozgrzewki, załączenie nakręcającej muzy na mp3, blokada Recona i wio. Z racji tego, że tym razem miałem pulsaka, pamiętałem by włączyć międzyczas przy tabliczce "koniec zabudowań" by mieć odniesienie do pomiarów z wakacji 2011. Do owej tabliczki podjazd jest bardzo łagodny, średnia 25km/h mówi sama za siebie ;)
Później lekki kryzys, ale po jakiś 2 minutach siły znów przyszły.
No ale, gadu gadu, jak mi to w ogóle poszło? Zajewybornie :) 1:55 krócej niż ostatnio to prawie 10% poprawa :) Czas 20:50 na tym podjeździe dał mi średnią 21,6 km/h co oznacza, że muszę przykalibrować licznik, bo na szczycie mierzona tylko dla tego odcinka wynosiła 21,1.
90% zjazdu tak wyglądało...
Zjazd znalezioną jakiś czas temu ścieżką, skończył się jazdą po tarcze w liściach po kamieniach i patykach, czyli nieprzyjemnie.
Nowa płytka jest bardzo, bardzo :)
W wyniku międzynarodowego spisku zapomniałem zrobić sobie taki sprawdzianik w kwietniu, więc zamiast miesięcznej przerwy od poprzedniego, minęły miesiące 2. Kajam się pokornie przed samym sobą. :/
Dzisiaj dzięki pokręconemu zbiegowi okoliczności ze szkoły wybyłem punkt 11. No i chwila zastanowienia. Środa niby wolna, ale 6 godzin wolnych przed angielskim, kolejny poniedziałek z rzędu musiałem odpuścić - nie zaszkodzi mi dodatkowa jazda :) Zaraz podjąłem decyzję o kierunku dzisiejszej jazdy - trza w końcu zobaczyć, czy to kręcenie coś daje, czy jedynym jej efektem jest potęgowanie rolniczej opalenizny.
Dojazd szybciutko, po 12 minutach melduję się na Orlenie. Chwila rozgrzewki, załączenie nakręcającej muzy na mp3, blokada Recona i wio. Z racji tego, że tym razem miałem pulsaka, pamiętałem by włączyć międzyczas przy tabliczce "koniec zabudowań" by mieć odniesienie do pomiarów z wakacji 2011. Do owej tabliczki podjazd jest bardzo łagodny, średnia 25km/h mówi sama za siebie ;)
Później lekki kryzys, ale po jakiś 2 minutach siły znów przyszły.
No ale, gadu gadu, jak mi to w ogóle poszło? Zajewybornie :) 1:55 krócej niż ostatnio to prawie 10% poprawa :) Czas 20:50 na tym podjeździe dał mi średnią 21,6 km/h co oznacza, że muszę przykalibrować licznik, bo na szczycie mierzona tylko dla tego odcinka wynosiła 21,1.
90% zjazdu tak wyglądało...
Zjazd znalezioną jakiś czas temu ścieżką, skończył się jazdą po tarcze w liściach po kamieniach i patykach, czyli nieprzyjemnie.
Nowa płytka jest bardzo, bardzo :)