Wpisy archiwalne w kategorii
Asfaltem
Dystans całkowity: | 5707.00 km (w terenie 260.30 km; 4.56%) |
Czas w ruchu: | 258:48 |
Średnia prędkość: | 22.05 km/h |
Maksymalna prędkość: | 51.00 km/h |
Suma podjazdów: | 7937 m |
Maks. tętno maksymalne: | 209 (102 %) |
Maks. tętno średnie: | 196 (96 %) |
Suma kalorii: | 102298 kcal |
Liczba aktywności: | 131 |
Średnio na aktywność: | 43.56 km i 1h 58m |
Więcej statystyk |
Goczałkowice standardem
Czwartek, 15 września 2011
37.44
km
Teren -
0.00
km
Czas -
01:20
Średnia -
28.08
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
20.0
°C
Roman
Z braku pomysłu na jakiś wypadzik, śmignąłem standardem na Goczałkowice, i również standardowo wróciłem.
Jednak atakowanie w stronę północną ma tę zajebiaszczą cechę, że po 10 minutach z miasta wyjeżdżam, a nie pakuję się w najgorszy korek/tłok/cokolwiek.
Dzisiejszy (wczorajszy) wpis sponsorowany przez:
Jednak atakowanie w stronę północną ma tę zajebiaszczą cechę, że po 10 minutach z miasta wyjeżdżam, a nie pakuję się w najgorszy korek/tłok/cokolwiek.
Dzisiejszy (wczorajszy) wpis sponsorowany przez:
Cóże to był za dzień
Poniedziałek, 12 września 2011
25.47
km
Teren -
0.00
km
Czas -
01:07
Średnia -
22.81
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
196
( 96%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
24.0
°C
Roman
Jaki by nie był, zdecydowanie nie był mój.
I czy była to kwestia trzydniowej pauzy, czy zmęczenia po wczorajszej "ściance", pierwszy raz odpuściłem Przegibek. Po prostu nie mogłem. Tętno jak szalone, lekkie depnięcie i już 180 na liczniku.
Podjechałem więc do TM na ploty, wróciłem z prezentami z Eurobike (Dzięki Bartek, jesteś wielki :D ) i nie mogłem roweru na strych wnieść. Nawet po ataku na życiówkę nie byłem tak wypruty jak po tych 25 km :/
Ale przynajmniej temperatura była przyjemna :D
I czy była to kwestia trzydniowej pauzy, czy zmęczenia po wczorajszej "ściance", pierwszy raz odpuściłem Przegibek. Po prostu nie mogłem. Tętno jak szalone, lekkie depnięcie i już 180 na liczniku.
Podjechałem więc do TM na ploty, wróciłem z prezentami z Eurobike (Dzięki Bartek, jesteś wielki :D ) i nie mogłem roweru na strych wnieść. Nawet po ataku na życiówkę nie byłem tak wypruty jak po tych 25 km :/
Ale przynajmniej temperatura była przyjemna :D
Z deszczem, pod wiatr
Czwartek, 8 września 2011
37.53
km
Teren -
0.00
km
Czas -
01:44
Średnia -
21.65
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
196
( 96%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
14.0
°C
Roman
Czyli Konrada recepta na to jak się bez celu umęcyć.
Kontynuując moje jakże bezcelowe (przecież i tak bajka numero uno nie posiadam) postanowienie codziennej jazdy, mimo ewidentnie zapowiadającej deszcz aury wyskoczyłem na rower, przezornie zakładając na grzbiet kurtałę, ocieplane 3/4 Endury (przedwczoraj było 28 stopni, sic!) i kondoniki Authora (chrzest bojowy) na kajaki.
Pojechałem więc dawno nie odwiedzaną traskę zakładającą przejazd do Jaworza, bodajże Nałęża, pod kościół i powrót przez Błonia, gdzie miał odbyć się przejazd trasą październikowych zawodów, czytaj chciałem nieco pobrylować w towarzystwie lokalnych bikerów.
Nim dojechałem do plaskatego podjazdu pod owy kościół, na górze odkręcili kurek, no i prysznic się zaczął. Szedł jak krew z nosa, mokra droga była dla mnie wystarczającą wymówką, aby nie szaleć. O tym że była to nie najgorsza decyzja przekonałem się próbując hamować do przystanku, coby wypić nieco maminego kompotu z bidonu.
Gumowe klocki trące o stalową obręcz : Konrad
1 : 0
Plan trasy został wykonany w 100%, jednak niestety nikt nie był aż tak szalony żeby pojawić się w taką pogodę na Błoniach. W sumie wcale się im nie dziwię :)
Kontynuując moje jakże bezcelowe (przecież i tak bajka numero uno nie posiadam) postanowienie codziennej jazdy, mimo ewidentnie zapowiadającej deszcz aury wyskoczyłem na rower, przezornie zakładając na grzbiet kurtałę, ocieplane 3/4 Endury (przedwczoraj było 28 stopni, sic!) i kondoniki Authora (chrzest bojowy) na kajaki.
Pojechałem więc dawno nie odwiedzaną traskę zakładającą przejazd do Jaworza, bodajże Nałęża, pod kościół i powrót przez Błonia, gdzie miał odbyć się przejazd trasą październikowych zawodów, czytaj chciałem nieco pobrylować w towarzystwie lokalnych bikerów.
Nim dojechałem do plaskatego podjazdu pod owy kościół, na górze odkręcili kurek, no i prysznic się zaczął. Szedł jak krew z nosa, mokra droga była dla mnie wystarczającą wymówką, aby nie szaleć. O tym że była to nie najgorsza decyzja przekonałem się próbując hamować do przystanku, coby wypić nieco maminego kompotu z bidonu.
Gumowe klocki trące o stalową obręcz : Konrad
1 : 0
Plan trasy został wykonany w 100%, jednak niestety nikt nie był aż tak szalony żeby pojawić się w taką pogodę na Błoniach. W sumie wcale się im nie dziwię :)
Nosz człowiek ma ochotę czasami...
Wtorek, 6 września 2011
45.26
km
Teren -
0.00
km
Czas -
01:44
Średnia -
26.11
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
192
( 94%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
25.0
°C
Roman
Standardowo BB-Lipowa, i byłoby prawie pięknie, korki na wyjeździe z BB, także luz do ronda w Buczkowicach względny, nazad też pięknie, że nawet gówną drogą sobie pozwoliłem jechać. No ale jak na dystansie dobrych 5-7 km minęło mnie może 20 samochodów w grupkach po 2-3, to co się mam katować, nomen omen kiepskiej jakości, ścieżką.
I ja rozumiem, jakby jakiś poirytowany drajwer za dychę raczyłby mnie strąbić, kiedym sę jechał równolegle do ścieżki. Rozumiem. Pomachałbym mu łapskiem i dałbym spokój.
Ale jak w centrum, przy ciągle nikłym ruchu, braku ścieżki, wolnym lewym pasie dziadzinka bierze mnie tak, że mało co nie zdarł mi owijki z autorskiego baranka, to mam ochotę komuś coś zrobić, a na pewno nie zamierzam odpuścić. Tak było i teraz.
Na dziadzinkowe nieszczęście chwilę po owym manewrze, złapało nas czerwone. Na taką okazję czekałem, dziadzinka okno miał otwarte, także mógł słyszeć wszystko, z Luxtorpedą w kaskowym zestawie Hi-Fi włącznie (cużem za cham, właściwie gościa nie słyszałem :P ).
-Przepraszam, bliżej wyprzedzić się już nie dało?
-Nie(czytałem z ruchu warg, no i kiwania pustym zapewne mózgowiem)
-To ja bym prosił na następny raz jeszcze bliżej, dobrze?
Tutaj się niestety rozmówki skończyły, zrobiło się zielone, dziadzio mnie puścił do przodu(sic!), po czym pięknie, przepisowo, drugim pasem wyprzedził.
Da się?
I ja rozumiem, jakby jakiś poirytowany drajwer za dychę raczyłby mnie strąbić, kiedym sę jechał równolegle do ścieżki. Rozumiem. Pomachałbym mu łapskiem i dałbym spokój.
Ale jak w centrum, przy ciągle nikłym ruchu, braku ścieżki, wolnym lewym pasie dziadzinka bierze mnie tak, że mało co nie zdarł mi owijki z autorskiego baranka, to mam ochotę komuś coś zrobić, a na pewno nie zamierzam odpuścić. Tak było i teraz.
Na dziadzinkowe nieszczęście chwilę po owym manewrze, złapało nas czerwone. Na taką okazję czekałem, dziadzinka okno miał otwarte, także mógł słyszeć wszystko, z Luxtorpedą w kaskowym zestawie Hi-Fi włącznie (cużem za cham, właściwie gościa nie słyszałem :P ).
-Przepraszam, bliżej wyprzedzić się już nie dało?
-Nie(czytałem z ruchu warg, no i kiwania pustym zapewne mózgowiem)
-To ja bym prosił na następny raz jeszcze bliżej, dobrze?
Tutaj się niestety rozmówki skończyły, zrobiło się zielone, dziadzio mnie puścił do przodu(sic!), po czym pięknie, przepisowo, drugim pasem wyprzedził.
Da się?
Salmopol
Poniedziałek, 5 września 2011
52.33
km
Teren -
0.00
km
Czas -
02:07
Średnia -
24.72
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
30.0
°C
Roman
Rozpoczynając wielki plan pod tytułem 7 dni tygodnia, 6 wyjść na rower >50km, ruszyłem Rometa na Salmopol.
Nie każcie mi proszę opisywać "kultury" jaką zostałem potraktowany przez kilku palantów, bo kiedy Blase odwiedził by mego bloga, zamknąłby go szybciej niż zdążylibyście powiedzieć "jakjeździszbaraniemożejeszczebliżej?"
Czas na Salmopol od ronda niezbyt szałowy, 45:21 to wolniej niż referencyjny (nie mierzyłem jeszcze tu czasu) Daro, na swoje usprawiedliwienie mogę jedynie powiedzieć, że obluzowała mi się korba, a przy lekkim spięciu się na ostatnich metrach, łańcuch spadł za wolnobieg ;)
Oczywiście, jako że posiadam wreszcie telefon, nie obyło się bez foty :)
A tu fota autorskiego gięcia baranka w wykonaniu mego dziadka, oraz mocowanie manetek, niezbyt praktyczne, zwłaszcza przy światłach :/
Nie każcie mi proszę opisywać "kultury" jaką zostałem potraktowany przez kilku palantów, bo kiedy Blase odwiedził by mego bloga, zamknąłby go szybciej niż zdążylibyście powiedzieć "jakjeździszbaraniemożejeszczebliżej?"
Czas na Salmopol od ronda niezbyt szałowy, 45:21 to wolniej niż referencyjny (nie mierzyłem jeszcze tu czasu) Daro, na swoje usprawiedliwienie mogę jedynie powiedzieć, że obluzowała mi się korba, a przy lekkim spięciu się na ostatnich metrach, łańcuch spadł za wolnobieg ;)
Oczywiście, jako że posiadam wreszcie telefon, nie obyło się bez foty :)
A tu fota autorskiego gięcia baranka w wykonaniu mego dziadka, oraz mocowanie manetek, niezbyt praktyczne, zwłaszcza przy światłach :/
Szosen, szosen
Niedziela, 4 września 2011
70.00
km
Teren -
0.00
km
Czas -
02:45
Średnia -
25.45
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
190
( 93%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
28.0
°C
Roman
Ostatni wpis na oko, dzięki Maćkowi doposażyłem się w licznik, dzięki man :)
Najpierw Przegibek, później do Tresnej coby zwinąć strzałkę z TDP, następnie powrót przez Porąbkę (prześcigamy 4 szosowców na Focusach i innych Carbonach ;P ).
Najpierw Przegibek, później do Tresnej coby zwinąć strzałkę z TDP, następnie powrót przez Porąbkę (prześcigamy 4 szosowców na Focusach i innych Carbonach ;P ).
Wreszcie w SPD :D
Sobota, 3 września 2011
64.10
km
Teren -
0.00
km
Czas -
02:32
Średnia -
25.30
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
199
( 97%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
25.0
°C
Roman
WRESZCIE jakiś wypad.
Rankiem podjechałem do TM, w którym niestety okazało się że nie ma sztycy o którą od dłuższego czasu pytałem, pojechałem więc do konkurencji. Cóż, wolny rynek ;)
Tam okazało się, że tam sztycy 25,0 nie dostanę w budżetowej, stalowej wersji, kupiłem więc alu od Accenta, szkoda że czarną :/
Po złożeniu wszystkiego do kupy zussamen, ruszyłem w sprawdzoną pętlę Przegibkową.
Po okropnym wdrapaniu się na Przegibek (14 min, toż na Saguaro mi szybciej idzie :D ) porozciągałem się nieco, bo mięśnie głębokie się przez ostatni miesiąc u mnie konkretnie zastały i ruszyłem w dół. A tam? POEZJA!!! Rower jest tak zajebiaszczy w zakrętach że to szok. Nie mam co prawda zbyt wielkiego porównania, ale jechało mi się niesamowicie.
Później ściganko z kolarzem/ką w drodze do Tresnej (na koszulce miał/a numer z Road Matahonu, bodaj K2 25, pozdrawiam :) ) Żeby nie było wątpliwości, Roman stary ale jary, odjechałem :P
Potem wyjątkowo luźno przejechana Leśnianka (brak licznika, ale na oko koło 28-30 km/h utrzymywałem) i do domu.
Na gorąco o Romanie:
-jakieś sensowniejsze podjazdy (Przegibek) idą jak krew z nosa (wina ciężkich kół, nie są wiele lżejsze od KTMowych, przez co zmiany prędkości żrą dużo energii oraz miejmy nadzieję mojej "formy");
-dłuższe, mniej nachylone podjazdy (Leśnianka) idą zadziwiająco sprawnie, utrzymywanie stałej prędkości dużo daje;
-zjazdy, zwłaszcza zakrętasy, są boskie :)
Rankiem podjechałem do TM, w którym niestety okazało się że nie ma sztycy o którą od dłuższego czasu pytałem, pojechałem więc do konkurencji. Cóż, wolny rynek ;)
Tam okazało się, że tam sztycy 25,0 nie dostanę w budżetowej, stalowej wersji, kupiłem więc alu od Accenta, szkoda że czarną :/
Po złożeniu wszystkiego do kupy zussamen, ruszyłem w sprawdzoną pętlę Przegibkową.
Po okropnym wdrapaniu się na Przegibek (14 min, toż na Saguaro mi szybciej idzie :D ) porozciągałem się nieco, bo mięśnie głębokie się przez ostatni miesiąc u mnie konkretnie zastały i ruszyłem w dół. A tam? POEZJA!!! Rower jest tak zajebiaszczy w zakrętach że to szok. Nie mam co prawda zbyt wielkiego porównania, ale jechało mi się niesamowicie.
Później ściganko z kolarzem/ką w drodze do Tresnej (na koszulce miał/a numer z Road Matahonu, bodaj K2 25, pozdrawiam :) ) Żeby nie było wątpliwości, Roman stary ale jary, odjechałem :P
Potem wyjątkowo luźno przejechana Leśnianka (brak licznika, ale na oko koło 28-30 km/h utrzymywałem) i do domu.
Na gorąco o Romanie:
-jakieś sensowniejsze podjazdy (Przegibek) idą jak krew z nosa (wina ciężkich kół, nie są wiele lżejsze od KTMowych, przez co zmiany prędkości żrą dużo energii oraz miejmy nadzieję mojej "formy");
-dłuższe, mniej nachylone podjazdy (Leśnianka) idą zadziwiająco sprawnie, utrzymywanie stałej prędkości dużo daje;
-zjazdy, zwłaszcza zakrętasy, są boskie :)
Tour de Pologne - etap IV
Środa, 3 sierpnia 2011
80.91
km
Teren -
0.80
km
Czas -
03:30
Średnia -
23.12
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
188
( 92%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
20.0
°C
Ultra Flite
Pojechałem z nadzieją zobaczenia czegokolwiek do Cieszyna na finisz etapu.
Droga do zleciała nawet, nawet, choć zmiana pogody lekko mnie ścięła i dopiero po 20-30 km zacząłem jechać swoje.
Kiedy znalazłem sobie wreszcie miejsce, z którego widać było metę, wszystko obróciło się przeciwko mnie. Możnaby wręcz rzec, że wszechświat nie chciał abym tam stał. No bo jak inaczej wytłumaczyć:
-tatuśka sadzającego sobie na barana córkę (10 zdjęć do wywalenia)
-jego syna podnoszącego na rękach brata (tylko 2 w plecy)
-2 gości mierzących no, ze 2 metry (oboje o głowę ode mnie wyżsi, a swoje 184 cm mam)
-nie wspominając o cudownym wzmożeniu ruchu kiedy akurat przejeżdżali kolarze :P
Suma summarum, zostały mi 4 fajne foty, no i papierowa łapa ze Skandii :P
Zwycięzca
Kiedy się zbieraliśmy (Paweł po robocie czekał na mnie), podeszła do nas babka, na oko 60tka, z wnuczką i się mnie pyta:
"A czy mogłabym zrobić wnusi z panem zdjęcie?"
-No ale.. ale ja nie startowałem, tylko oglądam
"Nieważne"
<W tym momencie Paweł nie wytrzymał i odstawił banana od ucha do ucha>
"A to z panem też bym mogła?"
No i figurujemy teraz w czyimś albumie :)
Powrót przez Ustroń, wizyta z Kuniem w KFC i do domu.
Droga do zleciała nawet, nawet, choć zmiana pogody lekko mnie ścięła i dopiero po 20-30 km zacząłem jechać swoje.
Kiedy znalazłem sobie wreszcie miejsce, z którego widać było metę, wszystko obróciło się przeciwko mnie. Możnaby wręcz rzec, że wszechświat nie chciał abym tam stał. No bo jak inaczej wytłumaczyć:
-tatuśka sadzającego sobie na barana córkę (10 zdjęć do wywalenia)
-jego syna podnoszącego na rękach brata (tylko 2 w plecy)
-2 gości mierzących no, ze 2 metry (oboje o głowę ode mnie wyżsi, a swoje 184 cm mam)
-nie wspominając o cudownym wzmożeniu ruchu kiedy akurat przejeżdżali kolarze :P
Suma summarum, zostały mi 4 fajne foty, no i papierowa łapa ze Skandii :P
Zwycięzca
Kiedy się zbieraliśmy (Paweł po robocie czekał na mnie), podeszła do nas babka, na oko 60tka, z wnuczką i się mnie pyta:
"A czy mogłabym zrobić wnusi z panem zdjęcie?"
-No ale.. ale ja nie startowałem, tylko oglądam
"Nieważne"
<W tym momencie Paweł nie wytrzymał i odstawił banana od ucha do ucha>
"A to z panem też bym mogła?"
No i figurujemy teraz w czyimś albumie :)
Powrót przez Ustroń, wizyta z Kuniem w KFC i do domu.
Pętla z BBriderZ
Wtorek, 2 sierpnia 2011
64.40
km
Teren -
0.00
km
Czas -
02:45
Średnia -
23.42
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
188
( 92%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
20.0
°C
Ultra Flite
Z Dawidem i Pawłem pętelka Brenna - Skoczów - jakieś kosmiczne dziury - Jaworze. Sporo jechaliśmy w 3 osobowym obciągu. Dobra sprawa, choć z przodu pewnie się nie czuję.
Bielsko - Kraków
Niedziela, 31 lipca 2011
29.58
km
Teren -
0.00
km
Czas -
01:21
Średnia -
21.91
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
14.0
°C
Ultra Flite
Miało być :) Niestety deszcz nas przegonił, pokręciliśmy się więc po BB.