Wpisy archiwalne w kategorii
Teren
Dystans całkowity: | 2926.85 km (w terenie 1132.60 km; 38.70%) |
Czas w ruchu: | 181:35 |
Średnia prędkość: | 16.12 km/h |
Maksymalna prędkość: | 67.00 km/h |
Suma podjazdów: | 13710 m |
Maks. tętno maksymalne: | 217 (106 %) |
Maks. tętno średnie: | 189 (92 %) |
Suma kalorii: | 104873 kcal |
Liczba aktywności: | 76 |
Średnio na aktywność: | 38.51 km i 2h 23m |
Więcej statystyk |
No i po zawodach ;)
Czwartek, 20 października 2011
11.85
km
Teren -
5.00
km
Czas -
01:00
Średnia -
11.85
km/h
V max teren -
13.00
km/h
HR max -
195
( 95%)
BPM
HR avg -
157
( 76%)
BPM
kcal
10.0
°C
Ultra Sport
Chcąc ogarnąć sobie traskę sobotnich zawodów organizowanych przez JBG, wyciągnąłem dziadka coby mnie do Ustronia podwiózł, bo z czasem krucho.
Dobrze że się przejechałem, teraz wiem, że w sobotę to co najwyżej pokibicuję przełajowcom :P
Niestety, trasa sama w sobie nie jest prosta ( z cyklu dobrego wyzwania ) ale w takich warunkach jakie są tam aktualnie ( błoto, glina, łyse korzenie ) nie widzę tam siebie, zwłaszcza że na przejeździe testowym zgubiłem rower dobre 5 razy, z czego raz poleciałem na twarz w kamienie :/
Tak wyglądała opona po zdecydowanie lepszej części trasy, trochę dalej zamieniała się w pełnego slicka :/
Szkoda że pogoda sprawiła że warunki są jakie są, ale nie chciałbym żeby finisz był taki jak w Wodzisławiu ;)
Dobrze że się przejechałem, teraz wiem, że w sobotę to co najwyżej pokibicuję przełajowcom :P
Niestety, trasa sama w sobie nie jest prosta ( z cyklu dobrego wyzwania ) ale w takich warunkach jakie są tam aktualnie ( błoto, glina, łyse korzenie ) nie widzę tam siebie, zwłaszcza że na przejeździe testowym zgubiłem rower dobre 5 razy, z czego raz poleciałem na twarz w kamienie :/
Tak wyglądała opona po zdecydowanie lepszej części trasy, trochę dalej zamieniała się w pełnego slicka :/
Szkoda że pogoda sprawiła że warunki są jakie są, ale nie chciałbym żeby finisz był taki jak w Wodzisławiu ;)
Dla odmiany... Cygański :)
Wtorek, 18 października 2011
25.57
km
Teren -
9.00
km
Czas -
01:36
Średnia -
15.98
km/h
V max teren -
44.00
km/h
HR max -
199
( 97%)
BPM
HR avg -
159
( 77%)
BPM
1508
kcal
11.0
°C
Ultra Sport
Najpierw do Twomarku, dopompować Recona, który w dalszym ciągu uporczywie składał się na zjazdach, mimo dobicia doń zalecanych dla mojej wagi 80 a nawet 85psi. Jest 90 i jakby odzyskał nieco wigor w pracy przy zjeździe.
Później do Cygana, najpierw podjazd-zjazd wzdłuż toru saneczkowego (chyba lepsza opcja niż dojazd na około, przy okazji podjeżdżanie po korzeniach ogarnę :D ). Potem chwila mocniejszego depnięcia z myślą o sobotnich zawodach (może Majkę namierzę? :D ) i kolejne stromsze zjazdy i śmignięcie na szybkiego, Horizonowego singielka i do doma :)
Później do Cygana, najpierw podjazd-zjazd wzdłuż toru saneczkowego (chyba lepsza opcja niż dojazd na około, przy okazji podjeżdżanie po korzeniach ogarnę :D ). Potem chwila mocniejszego depnięcia z myślą o sobotnich zawodach (może Majkę namierzę? :D ) i kolejne stromsze zjazdy i śmignięcie na szybkiego, Horizonowego singielka i do doma :)
Ścieżki w okolicy
Niedziela, 16 października 2011
32.23
km
Teren -
20.00
km
Czas -
02:12
Średnia -
14.65
km/h
V max teren -
40.00
km/h
HR max -
199
( 97%)
BPM
HR avg -
167
( 81%)
BPM
1991
kcal
8.0
°C
Ultra Sport
Testując nogawki Northwave (zajebiaszcze, ciepłe, oddychają i nie zjeżdżają z nogi) ruszyłem się z kawał czasu nie widzianym na wspólnym rowerowaniu Pawłem.
Zaczęliśmy od "odpytania" mnie z rowerowania w Cygańskim, z którego w magiczny sposób przeteleportowaliśmy się na Dębowiec, z którego wyskoczyliśmy do Wapienicy, gdzie wodowałem przy przejeździe przez rzekę ;) Na całe szczęście tylko nogą, ale tak czy owak jazdy był to koniec :)
Był to kolejny wyjazd pod znakiem zwariowanego pulsu. Przez pierwszą godzinę wysiłku miałem avg 179, by skończyło się na tym co widać. Dziwy, dziwy.
Zaczęliśmy od "odpytania" mnie z rowerowania w Cygańskim, z którego w magiczny sposób przeteleportowaliśmy się na Dębowiec, z którego wyskoczyliśmy do Wapienicy, gdzie wodowałem przy przejeździe przez rzekę ;) Na całe szczęście tylko nogą, ale tak czy owak jazdy był to koniec :)
Był to kolejny wyjazd pod znakiem zwariowanego pulsu. Przez pierwszą godzinę wysiłku miałem avg 179, by skończyło się na tym co widać. Dziwy, dziwy.
Feel the power ;)
Piątek, 14 października 2011
22.86
km
Teren -
7.50
km
Czas -
01:32
Średnia -
14.91
km/h
V max teren -
35.50
km/h
HR max -
191
( 93%)
BPM
HR avg -
156
( 76%)
BPM
1201
kcal
8.0
°C
Ultra Sport
Czyli kolejny wypadzik z cyklu "teren => technika".
Kolejne eksperymenty z ustawieniem się na rowerku (0 podkładek pod mostkiem) chyba udane, jeździło mi się świetnie, wreszcie za pierwszym razem przejechałem jedną z tarek z korzeni (jeszcze jedna i będzie super :D ), sterowność niespotykana, zobaczymy jak z wygodą będzie.
No i wreszcie wskazania pulsometru przestały być przedziwne, przestałem spędzać >50% czasu w Sigmowej Power Zone (>163 BPM), tym razem równą połowę spędziłem w Fitness Zone (>143 BPM).
Powrót po ćmoku :)
Kolejne eksperymenty z ustawieniem się na rowerku (0 podkładek pod mostkiem) chyba udane, jeździło mi się świetnie, wreszcie za pierwszym razem przejechałem jedną z tarek z korzeni (jeszcze jedna i będzie super :D ), sterowność niespotykana, zobaczymy jak z wygodą będzie.
No i wreszcie wskazania pulsometru przestały być przedziwne, przestałem spędzać >50% czasu w Sigmowej Power Zone (>163 BPM), tym razem równą połowę spędziłem w Fitness Zone (>143 BPM).
Powrót po ćmoku :)
Jeden dzień, a dwa wypady
Czwartek, 13 października 2011
81.34
km
Teren -
9.00
km
Czas -
03:52
Średnia -
21.04
km/h
V max teren -
35.00
km/h
HR max -
194
( 95%)
BPM
HR avg -
163
( 79%)
BPM
2166
kcal
7.0
°C
Ultra Sport
Najpierw korzystając ze zwolnienia z dwóch pierwszych lekcji śmignąłem do Cygańskiego na szybkie przeoranie znanych kawałków, włączając tym razem stromszy zjeździk, na którym nie tak dawno kręciłem się z Maćkiem. Od tego czasu popadało, no i spadły liście, czego świadomy niby byłem, ale w momencie w którym rower wyjechał mi spod tyłka, przekonanie to na nic mi się nie zdało.
Potem po lekcjach śmiganie na południe, skończone w Węgierskiej, a i tak od Buczkowic jazda po ćmoku. Nienawidzę jak tak szybko robi się ciemno :/
Potem po lekcjach śmiganie na południe, skończone w Węgierskiej, a i tak od Buczkowic jazda po ćmoku. Nienawidzę jak tak szybko robi się ciemno :/
Lepiej być nie mogło :D
Czwartek, 6 października 2011
26.94
km
Teren -
10.00
km
Czas -
01:39
Średnia -
16.33
km/h
V max teren -
36.00
km/h
HR max -
186
( 91%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
°C
Ultra Sport
No bo jak inaczej nazwać techniczne śmiganko, będące testem zarówno dla rowerka, minimalnych zmian w pozycji na nim, oraz zupełnie nowych opon, podczas którego odwaliłem podręcznikowe OTB? Sam miodzik :)
Otóż nie dalej jak wczoraj zostałem właścicielem kompletu opon Geax Barro Marathon 2,1 zwijanych, z dumnym prefiksem "High Performance" ważących równiutkie 1 200g komplet.
Chcąc oponki przetestować, śmignąłem do Cygana, łącząc znane mi ścieżki, z tymi poznanymi w niedzielę wycinając (może na szczęście?) najstromszy zjazd, na którym kręciliśmy, godne Świętego Lasu filmy.
Cudowne, makro fotki sprzętu ;)
No ale jak się ma kręcenie filmów, robienie artystycznych zdjęć, do odwalania OTB? A ma.
Otóż po pokręceniu się po kilku ciekawych miejscach, sprawdzeniu trudniejszych podjazdów, zjazdów, ogólnie radowaniu się dobrze dobranym rowerem, ruszyłem do domu.
A jak Bielszczanie wiedzą, na Błoniach znajduje się "poligon" dla terenówek, w którym znajdują się 3 takie fajne górki jedna za drugą - pumptrack dla Land Roverów. No i uznałem, że jak LR tam przejedzie, to ja nie dam rady?
No i nie dałem.
Myślę że powyższe zdjęcia mówią wszystko. Kompletnie zlekceważone błotko, zapadnięty przód, OTB i znów na lewą stronę się poobjałem, no i na Camelu pojawił się odcisk nowej oponki z tyłu :)
Otóż nie dalej jak wczoraj zostałem właścicielem kompletu opon Geax Barro Marathon 2,1 zwijanych, z dumnym prefiksem "High Performance" ważących równiutkie 1 200g komplet.
Chcąc oponki przetestować, śmignąłem do Cygana, łącząc znane mi ścieżki, z tymi poznanymi w niedzielę wycinając (może na szczęście?) najstromszy zjazd, na którym kręciliśmy, godne Świętego Lasu filmy.
Cudowne, makro fotki sprzętu ;)
No ale jak się ma kręcenie filmów, robienie artystycznych zdjęć, do odwalania OTB? A ma.
Otóż po pokręceniu się po kilku ciekawych miejscach, sprawdzeniu trudniejszych podjazdów, zjazdów, ogólnie radowaniu się dobrze dobranym rowerem, ruszyłem do domu.
A jak Bielszczanie wiedzą, na Błoniach znajduje się "poligon" dla terenówek, w którym znajdują się 3 takie fajne górki jedna za drugą - pumptrack dla Land Roverów. No i uznałem, że jak LR tam przejedzie, to ja nie dam rady?
No i nie dałem.
Myślę że powyższe zdjęcia mówią wszystko. Kompletnie zlekceważone błotko, zapadnięty przód, OTB i znów na lewą stronę się poobjałem, no i na Camelu pojawił się odcisk nowej oponki z tyłu :)
Podjazdy
Niedziela, 7 sierpnia 2011
62.44
km
Teren -
5.20
km
Czas -
03:07
Średnia -
20.03
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
189
( 92%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
20.0
°C
Ultra Flite
Najpierw 3x Przegibek zielonym szlakiem, później pętelka do Tresnej i powrót przez Kozy, od Porąbki na pół flaku, gdyż łatka do opony ParkToola przetarła mi dętkę, której nie łatałem, bo wydawało mi się, że do domu nieco bliżej.
Okolice BB
Piątek, 5 sierpnia 2011
32.93
km
Teren -
10.00
km
Czas -
01:58
Średnia -
16.74
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
21.0
°C
Ultra Flite
Z Dawidem najpierw jedziemy w stronę Przegibka, gdzie przekonuję go do zjazdu zielonym nazad do Straconki, bo szykuje się ulewa.
Po drodze nieco kombinujemy, trafiając w końcu na kamieniołom, gdzie robimy krótką przerwę na fotosy.
Następnie zachęceni poprawiającą się pogodą mykamy do Cygańskiego, by się tam nieco pokręcić.
(Alem zachrzaniał, nie? )
Potem do domu i niestety kolo 20 zaczęło padać :/
Po drodze nieco kombinujemy, trafiając w końcu na kamieniołom, gdzie robimy krótką przerwę na fotosy.
Następnie zachęceni poprawiającą się pogodą mykamy do Cygańskiego, by się tam nieco pokręcić.
(Alem zachrzaniał, nie? )
Potem do domu i niestety kolo 20 zaczęło padać :/
Gaiki z Maćkiem
Czwartek, 4 sierpnia 2011
26.85
km
Teren -
10.00
km
Czas -
01:53
Średnia -
14.26
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
190
( 93%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
20.0
°C
Ultra Flite
Podjazd na Gaiki czerwonym z pod kościoła (Maciek wsparł mnie chłodnym okiem jeśli o trudniejsze podjazdy chodzi, pomogło :) ), później w stronę Hrobaczej.
Następnie zjazd czarnym do BB.
Nienawidzę kamieni.
Skrzyczne "Nie dla idiotów"
Niedziela, 17 lipca 2011
88.01
km
Teren -
28.00
km
Czas -
06:00
Średnia -
14.67
km/h
V max teren -
49.00
km/h
HR max -
193
( 94%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
28.0
°C
Ultra Flite
Dojadając już na rowerze śniadanie (mniam, kromki z kieszonki koszulki) pojechałem na 8:30 pod Gemini, by spotkać się tam z Dawidem, Grześkiem, Koniem, no i Pawłem. Oczywiście, choć byłem o 8:40, dzięki Koniowi, który pojawił się dobre parę minut po mnie, nie byłem ostatni.
Następnie pokierowaliśmy się do Ostrego, jadąc przeróżnymi skrótami wybranymi przez Dawida do spóły z Pawłem. Po cholerę GPS jak z takimi ludźmi się jeździ?
W Ostrym krótka przerwa, na batona i "coś" więcej, no i zaczęliśmy mozolną, choć w takich warunkach przyrody przyjemną, wędrówkę na Skrzyczne.
W trakcie podjazdu wychlałem resztkę Gatorade z Camelbaka (nomen omen, polecam zastanowić się nad tym izo. Tak jak w bidonie, tak w bukłaku barwi niemiłosiernie :/ Po Powerade w bidonie kolorów brak, zobaczymy jak wyjdzie w bukłaku), także w schronisku zapłaciłem frycowe 3zł za 0,3 zimnej Pepsi, oraz dolałem kranówy/zakupionej w Buczkowicach wody do plecaka. Niestety na zjeździe trzymana w koszyku na bidon (na raz następny biorę bidon właśnie w takich celach) buteleczka kranówki wyleciała w kosmos, no i nawet jej nie szukałem.
Następnie zjechaliśmy szlakiem zielonym, którym swego czasu już jechałem i chwaliłem. Niestety wydaje mi się, że przez ostatni rok powyłaziło sporo luźnych kamieni, więc zjazd był trudniejszy, ale ciągle fajny. Zrobiliśmy na nim oczywiście kilka sesji zdjęciowych :D
Oczywiście od zeszłego lata góry się nie wypłaszczyły, więc zaliczyliśmy z buta te 4 podejścia, które były by podjazdami genialnymi, ale jakby nie było na nich kamieni :(
Kiedy na Magurce Wiślańskiej odbiliśmy na szlak czerwony prowadzący na Magurkę Radziechowską, a następnie do Węgierskiej Górki. Opcja zjazdu ponoć nie najgorsza, ale wymogłem na ekipie trzymanie się pierwotnego planu, zakładającego zjazd do Ostrego szlakiem zielonym. Sorry chłopaki, ale wiecie, malowanie :)
Fragment czerwonego również nie oszczędził nam okazji do robienia zdjęć, jak i deptania z buta :)
Po osiągnięci Magurki Radziechowskiej ruszyliśmy zielonym do Ostrego, no i początek pokazał nam jak będą wyglądały najbliższe 2 godziny. Około 200 metrów kamienistego singla, usłanego także sporymi 30-40 cm kamieniami. Grzecznie podziękowaliśmy, jedynie Paweł, naczelny technik, przejechał to bez zawahania.
Później poziom trudności/nieprzejeżdżalności nieco zmalał, na tyle, że byliśmy z Dawidem w stanie jechać na tyle szybko, że nie zauważyliśmy znaku oznaczającego szlak. To że przy poziomie oznaczeń w tamtej okolicy nie było to trudne, to rzecz oczywista :) Zjechaliśmy więc kawałek kamienistą drogą zwózkową, która okazała się najmniejszym dzisiejszym problemem.
Kiedy już ustaliliśmy nasze położenie, powiadomiliśmy resztę ekipy, żeśmy się zgubili, oraz ustalili miejsce zbiórki, ruszyliśmy do góry. Wtedy po raz kolejny skończył mi się Camel. Było wrócić po tą butelcynę, było.
Po dotarciu do właściwego szlaku, pokulaliśmy się we właściwą stronę, jednak po jakimś pół kilometra "kulanie się" to nie było najlepsze określenie. Wpadliśmy na małą wyprzedaż telewizorów, jednak w sumie dość przyjemną do przejechania.
Kiedy uporaliśmy się z RTV, dość przyjemny fragment czekał na nas z otwartymi rękami. Miał te ręce jednak dość krótkie, ponieważ dość szybko powitała nas kolejna promocja. I to taka naprawdę, chyba likwidacja sklepu nie dla idiotów.
Ostatnie, myślę koło 3-5 km szlaku pokonaliśmy z Dawidem w przeróżnych pozycjach. Ja w tym przodowałem, Dawid nawet fason trzymał. W dodatku mniej więcej w połowie dopadło mnie mini odwodnienie, więc skupienie się na jeździe/prowadzeniu/czymkolwiek było dość trudne.
Doczłapaliśmy jednak do Ostrego, walcząc o każdy metr. Kiedy można było osiągnąć jakąkolwiek prędkość, która powodowała ruch powietrza wokół ciała, życie mi wróciło, no i dojechaliśmy do hotelu, gdzie reszta ekipy siedziała na browarku. A to Kanalie, nie? Zmotywowaliśmy ich do ruszenia się do sklepu po jakieś picie, ja jednak odłączyłem się od ekipy, chcąc wpaść jeszcze do znajomej, atakując po drodze stację w celu zakupienia wody i ciepłej Coli.
Wracając próbowałem pojechać tymi ścieżkami, którymi jechaliśmy, ale najwidoczniej pomyliłem strony Białki i wylądowałem na budowie obwodnicy. Dobrze że dziś niedziela, to nawet nie miał mnie kto zauważyć :)
Część trasy(dzwoniąc do Pawła, przypadkowo wyłączyłem Endomondo
Do zaś BBRiderz!
Następnie pokierowaliśmy się do Ostrego, jadąc przeróżnymi skrótami wybranymi przez Dawida do spóły z Pawłem. Po cholerę GPS jak z takimi ludźmi się jeździ?
W Ostrym krótka przerwa, na batona i "coś" więcej, no i zaczęliśmy mozolną, choć w takich warunkach przyrody przyjemną, wędrówkę na Skrzyczne.
W trakcie podjazdu wychlałem resztkę Gatorade z Camelbaka (nomen omen, polecam zastanowić się nad tym izo. Tak jak w bidonie, tak w bukłaku barwi niemiłosiernie :/ Po Powerade w bidonie kolorów brak, zobaczymy jak wyjdzie w bukłaku), także w schronisku zapłaciłem frycowe 3zł za 0,3 zimnej Pepsi, oraz dolałem kranówy/zakupionej w Buczkowicach wody do plecaka. Niestety na zjeździe trzymana w koszyku na bidon (na raz następny biorę bidon właśnie w takich celach) buteleczka kranówki wyleciała w kosmos, no i nawet jej nie szukałem.
Następnie zjechaliśmy szlakiem zielonym, którym swego czasu już jechałem i chwaliłem. Niestety wydaje mi się, że przez ostatni rok powyłaziło sporo luźnych kamieni, więc zjazd był trudniejszy, ale ciągle fajny. Zrobiliśmy na nim oczywiście kilka sesji zdjęciowych :D
Oczywiście od zeszłego lata góry się nie wypłaszczyły, więc zaliczyliśmy z buta te 4 podejścia, które były by podjazdami genialnymi, ale jakby nie było na nich kamieni :(
Kiedy na Magurce Wiślańskiej odbiliśmy na szlak czerwony prowadzący na Magurkę Radziechowską, a następnie do Węgierskiej Górki. Opcja zjazdu ponoć nie najgorsza, ale wymogłem na ekipie trzymanie się pierwotnego planu, zakładającego zjazd do Ostrego szlakiem zielonym. Sorry chłopaki, ale wiecie, malowanie :)
Fragment czerwonego również nie oszczędził nam okazji do robienia zdjęć, jak i deptania z buta :)
Po osiągnięci Magurki Radziechowskiej ruszyliśmy zielonym do Ostrego, no i początek pokazał nam jak będą wyglądały najbliższe 2 godziny. Około 200 metrów kamienistego singla, usłanego także sporymi 30-40 cm kamieniami. Grzecznie podziękowaliśmy, jedynie Paweł, naczelny technik, przejechał to bez zawahania.
Później poziom trudności/nieprzejeżdżalności nieco zmalał, na tyle, że byliśmy z Dawidem w stanie jechać na tyle szybko, że nie zauważyliśmy znaku oznaczającego szlak. To że przy poziomie oznaczeń w tamtej okolicy nie było to trudne, to rzecz oczywista :) Zjechaliśmy więc kawałek kamienistą drogą zwózkową, która okazała się najmniejszym dzisiejszym problemem.
Kiedy już ustaliliśmy nasze położenie, powiadomiliśmy resztę ekipy, żeśmy się zgubili, oraz ustalili miejsce zbiórki, ruszyliśmy do góry. Wtedy po raz kolejny skończył mi się Camel. Było wrócić po tą butelcynę, było.
Po dotarciu do właściwego szlaku, pokulaliśmy się we właściwą stronę, jednak po jakimś pół kilometra "kulanie się" to nie było najlepsze określenie. Wpadliśmy na małą wyprzedaż telewizorów, jednak w sumie dość przyjemną do przejechania.
Kiedy uporaliśmy się z RTV, dość przyjemny fragment czekał na nas z otwartymi rękami. Miał te ręce jednak dość krótkie, ponieważ dość szybko powitała nas kolejna promocja. I to taka naprawdę, chyba likwidacja sklepu nie dla idiotów.
Ostatnie, myślę koło 3-5 km szlaku pokonaliśmy z Dawidem w przeróżnych pozycjach. Ja w tym przodowałem, Dawid nawet fason trzymał. W dodatku mniej więcej w połowie dopadło mnie mini odwodnienie, więc skupienie się na jeździe/prowadzeniu/czymkolwiek było dość trudne.
Doczłapaliśmy jednak do Ostrego, walcząc o każdy metr. Kiedy można było osiągnąć jakąkolwiek prędkość, która powodowała ruch powietrza wokół ciała, życie mi wróciło, no i dojechaliśmy do hotelu, gdzie reszta ekipy siedziała na browarku. A to Kanalie, nie? Zmotywowaliśmy ich do ruszenia się do sklepu po jakieś picie, ja jednak odłączyłem się od ekipy, chcąc wpaść jeszcze do znajomej, atakując po drodze stację w celu zakupienia wody i ciepłej Coli.
Wracając próbowałem pojechać tymi ścieżkami, którymi jechaliśmy, ale najwidoczniej pomyliłem strony Białki i wylądowałem na budowie obwodnicy. Dobrze że dziś niedziela, to nawet nie miał mnie kto zauważyć :)
Część trasy(dzwoniąc do Pawła, przypadkowo wyłączyłem Endomondo
Do zaś BBRiderz!
Kategoria Malinowska Skała, Małe Skrzyczne, Skrzyczne, Teren, Z ekipą, Zielony Kopiec
Komentarze 0
17.07.2011
W górę