Wpisy archiwalne w miesiącu

Wrzesień, 2012

Dystans całkowity:568.54 km (w terenie 111.50 km; 19.61%)
Czas w ruchu:31:07
Średnia prędkość:18.27 km/h
Maksymalna prędkość:51.00 km/h
Maks. tętno maksymalne:217 (106 %)
Maks. tętno średnie:188 (92 %)
Suma kalorii:23399 kcal
Liczba aktywności:15
Średnio na aktywność:37.90 km i 2h 04m
Więcej statystyk

d113 - Trzynaście to pech, a więc co ze sto-czynaście?


Poniedziałek, 10 września 2012


31.45

km

Teren -

0.00

km

Czas -

01:19

Średnia -

23.89

km/h

V max teren -

0.00

km/h

HR max -

198

( 97%)
BPM

HR avg -

163

( 79%)
BPM

1143

kcal

26.0

°C

Tęczowy

To tzw. górsko-szosowy ogień z doopy.

W przerwie między szkołą a jazdami (drżyjcie Bielszczanie....), ruszyłem nadrobić zaległości po nie takim w sumie antyrowerowym weekendzie (o tym na razie sza ;) )

Czasu mało, toteż śmigamy na krótkie interwały.

A że ja dalej głodnym szosowych zjazdów (taa, do pierwszego szlifu :P ), no i lubię interwałować sobie pod kuń-kretne góreczki, obieram kurs na Przegibek.

Ogień w łydkach przy pierwszych seriach był mocny, dalej paliło cały czas - uroki kasety 23-13 :) Na zjazdach oczywiście z dużą dozą ostrożności wchodziłem w zakręty, trzeba w całości dojechać do końca sezonu, nie? :P



KategorieKategoria Asfaltem, Sam, Szosówka Komentarze Komentarze 0 Data 10.09.2012 Top W górę

d112 - Cygański rekracyjnie


Piątek, 7 września 2012


19.37

km

Teren -

7.50

km

Czas -

01:31

Średnia -

12.77

km/h

V max teren -

36.00

km/h

HR max -

177

( 86%)
BPM

HR avg -

113

( 55%)
BPM

920

kcal

18.0

°C

Ultra Sport

Wraz z siostrą ruszyliśmy pokręcić się po szutrowym obliczu Lasku.

Najpierw dojazd od pętli, później kawałek żółtego, przejazd pod Horizona, którego młody adept dwóch kółek objeżdża asfaltem i powrót na pętlę.

Dalej szukanie serwisu, w którym ponoć istnieją tanie klocki, jednakowoż znaleźć go się nie udało, no bo po co informować na FB o adresie ;)

Taka ciekawostka, do dziś nie wiem skąd to wynalazłem ;)


d112 - Luźny Cygański


Piątek, 7 września 2012


19.37

km

Teren -

7.50

km

Czas -

01:31

Średnia -

12.77

km/h

V max teren -

36.00

km/h

HR max -

(%)
BPM

HR avg -

(%)
BPM

kcal

18.0

°C

Wraz z siostra pokręciłem się trochę po łatwych okolicach w lasku.

Najpierw dojazd od pętli, później nieco na około na horizonowy singiel.


W mieście szukanie serwisu w którym mają być tanie klocki, na razie znaleźć się nie udało... Jak widać umieszczenie adresu na twarzoksiążce rzeczą niewykonalna jest.

d111 - Czuć już jesień...


Czwartek, 6 września 2012


18.46

km

Teren -

4.50

km

Czas -

01:09

Średnia -

16.05

km/h

V max teren -

34.00

km/h

HR max -

188

( 92%)
BPM

HR avg -

149

( 73%)
BPM

999

kcal

18.0

°C

Ultra Sport

Na dzisiejszy, krótki trening techniczny wybrałem plan "Nowe trasy, nowe bodźce, nowy fun" :D

Jako że czas ograniczony, ruszyłem na czerwony pod Gaiki, którego trudność poznałem jakiś rok temu [1]

Jadąc asfaltem do Straconki zastanawiało mnie, ile się zmieniło w mojej jeździe przez ten rok i miesiąc. Oceniać sam siebie nie będę, ale chyba jest lepiej.


Cierwony wygląda o tak. Fajny :)

Po umęceniu się na podjeździe, gdzie zastajemy full wypas - kamienie, korzenie, kilka nie do podjechania dla mnie, staję na górze, czyli na stokóweczce.



W dół jadę spokojnie, skupiając się na tym by zjechać bez podpórki, ale w całości :) No i stan przednich klocków nie napawał optymizmem jeśli o moc hamowania chodzi ;)


Wszystkie nowości na jednej focie - pompeczka Speca, Explorer na tyle i suport accenta

Po zjeździe (całość w siodle, a właściwie za siodłem :P ) kieruję się na bulwary nad Straconką, gdzie hopsam sobie wesoło na wszędobylskich góreczkach i wracam do domu.

Niestety powietrze już zdecydowanie jesienne w czuciu...




KategorieKategoria Gaiki, MTB, Sam, Teren Komentarze Komentarze 1 Data 06.09.2012 Top W górę

d110-Szybko przez Ligotę


Wtorek, 4 września 2012


40.00

km

Teren -

0.00

km

Czas -

01:25

Średnia -

28.24

km/h

V max teren -

0.00

km/h

HR max -

188

( 92%)
BPM

HR avg -

155

( 75%)
BPM

1153

kcal

23.0

°C

Tęczowy

Dzisiejszy szosowy trening zaczynam jakoś bez werwy - szosę lubię raczej epicką, a ograniczony czas nie pozwalał zaszaleć.

Mimo tego, dzisiejsze serie szły mi nadzwyczaj dobrze.

Miłym zaskoczeniem był nowy asfalt przed Ligotą, od razu lepiej się leci niż po tym syfie który był.

Podjazd pod Rudzicę masakra, jakby opona przyklejona do asfaltu. W ostatniej chwili zmieniam trasę i zamiast śmigać na Międzyrzecze, kieruję się prosto, na Jasienicę, fajnym, zwłaszcza na tego typu trening pagórkowatym terenem.

Później przez Wapienicę i lotnisko do domu.



d109 - MTBM Zawoja, czyli błotooo


Sobota, 1 września 2012


46.06

km

Teren -

40.00

km

Czas -

03:38

Średnia -

12.68

km/h

V max teren -

51.00

km/h

HR max -

204

(100%)
BPM

HR avg -

169

( 82%)
BPM

3095

kcal

16.0

°C

Ultra Sport

Z początku wpis był w zupełnie innym tonie, ale jak tak siedzę, to myślę że nie ma co marudzić - teraz przynajmniej mam potwierdzenie moich błotnych umiejętności, no i niełatwy ścig w CV :) Satysfakcja większa, iż pokonany w błocie.



Tuż po zameldowaniu się w Zawoi i rozstrzygnięciu (oczywiście na niekorzyść mojego portfela) kwestii opóźnionego przelewu, zaczął padać deszcz, toteż w ukręconym w Ustroniu III sektorze byłem rozkręcony jedynie z grubsza.


Ponoć czerwony najszybszy. Nie w błocie ;)

Mogło to mieć wpływ na szybkie zatkanie na dojazdowym asfalcie i pierwszym podjeździe - nie wiele brakowało mi do jazdy w pierwszej grupie, jednak brak chęci współpracy współtowarzyszy w grupce drugiej skazał mnie na samotne ataki, po których nie byłem w stanie utrzymać koła, no i sporo się tam spaliłem.


Wyćwiczony atak po zewnętrznej :)

Podjazd w terenie idzie dość żałośnie, kolejne potwierdzenie zauważonego we Wiśle i Ustroniu "syndromu I podjazdu". Gdzieś tam potem był dość interesujący zjazd, zwłaszcza, kiedy jedyną informacją o trasie był błędnik i zielone gatki gościa chyba z isportu, który niestety w pewnym momencie się położył. Chcąc nie chcąc, ja również kawałek sprowadziłem, by po ruszeniu zgarnąć ręką krzak róży :/ Kolca żadnego na szczęście nie wziąłem ze sobą na drogę :) Mijam również kibicującą mi rodzinkę, którą pozdrawiam gromkim "Kuurcze, nic przez te cholerne okulary nie widzę!"



Na pierwszym bufecie czyszczenie okularów zaparowanych już od momentu kiedy wjechaliśmy w teren i przesmarowanie łańcucha jednorazówką FLa, której resztkę zostawiam G. Golonce, coby w razie czego poratował kogoś.

Na rozpoczynającym kolejny podjazd asfalcie "team" proponuje czyszczenie okularów, jednak świadom straconego na górze czasu, kategorycznie odmawiam.

Na opisywanych przed maratonem koleinach zaliczam gleb sztuk czy. Pierwsza przewrotka, drugą wpakowałem się łokciem w drzewo, trzecia to kulturalny siad pod tytułem Co ja robię tu? gdyż stał się nagle, bez powodu.


II bufet

Ciężko określić teraz ciąg przyczynowo-skutkowy, raz że parę dni już minęło, dwa, jechałem, jak to później łokreśliłem na niewidzialnym rowerze, po nie widzialnej trasie pokrytej niewidzialnym błotem, które czułem na twarzy :) Takie uroki bycia pół-kretem, że patrzałek ściągnąć nie mogę.

Jednakowoż gdzieś później zatrzymałem się po tym jak nie zauważyłem zakrętu i stanąłem praktycznie w krzakach z misją wyczyszczenia okularów. Proste to nie jest, wkładka korekcyjna praktycznie uniemożliwia pozbycie się pary ze szkieł. Jakoś to względnie opanowałem, założyłem je na nos i zobaczyłem "Strefę zrzutu" czyli bufet :D

Tam przemywam okulary wodą i smaruję łańcuch, tym razem specyfikiem z przybufetowego serwisu.


Dużo to nie dało, ale niech będzie...

Po wymianie okrzyków z rodzinką, która przemieściła się na owy bufet, jadę dalej.



Dalej zastaję coś czego nie można nazwać podejściem. Raczej matką (i ojcem równocześnie) wszystkich podejść. Na sucho może do wyjechania, ale wątpię czy dla mnie w 100% Za to w zastanych warunkach nie było opcji i czekało nas niekończące się podejście.

Dalej przypadkiem nieco skracam trasę. Strzałki pokazujące prosto w krzaki i ślady wiodące w przeciwną stronę, a na dokładkę ludzie za mną jadący w prawo przeważają. O skróceniu dowiaduję się w poniedziałek u znanego niektórym Remika C. na serwisie. Nadrobić nic nie nadrobiłem, zaparowane przy postoju okulary = gleba :)

Później stromy, szeroki zjazd, złe podejście do zakrętu, w którego połowie odkrywam przednim kołem porządny kamień, co kończy się ucieczką grupki którą dogoniłem na singlowym fragmencie.


Foto by Versus

Kolejny singiel to solidna dawka zmęczenia dla rąk, taką pozycję utrzymywałem przez jego większość, a dwa momenty kiedy pozwoliłem sobie odpocząć, o mały cyk, a skończyły by się nie wesoło. Raz o mało co nie spadłem głową w dół z 3metrów na kamienie, a drugi raz... Panowie wiedzą co się dzieje, kiedy człowiek zahaczy o siodełko wracając z takiej pozycji ;)

Dalej ogień na asfalcie:

Foto by M. Urbanik

Iii finisz na stadionie, po którym o mało co nie wpakowałem się w stojący tradycyjnie za kreską motłoch, a zrobiłbym to z gracją, bo wjechałbym w nich bokiem, niemalże jak Vin Dizel w Szybkich i Wściekłych. Generalnie i tak nie było najgorzej, na trasie raz się tak rypsłem, że rower mi uciekł przy takim poślizgu "kontrolowanym" :D

Sumarum suma:
T: 3:52:52.9
M1 14/18
Open 120/288

Wnioski? Uno, nie umiem jechać szybko w takich warunkach. Raz że zaparowane okulary, dwa że ogólna jakaś taka niechęć. Dos, Explorer z przodu to mój pewnik na każde gorsze warunki/zawody - teraz już rozumiem co to znaczy trzymanie w błocie. Tres, gratulacje dla ekipy MTBM za świetną trasę, choć szkoda, że nie wprowadzono, ponoć trzymanych w tajemnicy, wariantów awaryjnych na taką pogodę, byłoby mniej butowania.

Straty? Padnięty suport. A właściwie nie padnięty, a zarżnięty - już po Wrocławiu go reanimowaliśmy. W zamian wskoczył Accent Pro, w bling bling złotym kolorze. No i prawie skończone przednie klocki (tył nie ruszony :D), które na dniach zmienię, jak je zajadę na amen.


Ja wiem, że każdy widział, ale powtórka nie zaszkodzi ;)