Skrzyczne
Sobota, 12 czerwca 2010
58.79
km
Teren -
25.50
km
Czas -
05:17
Średnia -
11.13
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
30.0
°C
Ultra Flite
Pierwszy wypad poza okoliczne górki zaplanowaliśmy z Maćkiem i Tivigiem.
Zaczęliśmy od przeskoczenia do Bystrej szlakiem tuż obok Koziej Góry, następnie podjęliśmy morderczą wspinaczkę w stronę Szczyrku, która bardzo szybko opróżniła Maćkowi i Mi bidony. Po znalezieniu pierwszej lepszej drogi, która najprawdopodobniej służyła do zwózki drzewa, ruszyliśmy nią na azymut na Szczyrk.
Bardzo szybko okazało się, że Maćkowe KENDY KARMY nie są zbyt odporne na przebicia, więc zaliczyliśmy przymusowy postój. Kiedy tylko mieliśmy się zbierać, okazało się że również w moim rowerze powietrze w przednim kole to przeszłość. Mimo to w ilości dziur "przegrałem" 1:4 z Maćkiem :D
Później goniony pragnieniem wytyczyłem trasę prowadzącą przez wielgachne otoczaki, przez które prowadziliśmy rowery ~1km. Na całe szczęście, chwilę później odnaleźliśmy sklep, w którym uzupełniłem bidon.
Po w miarę bezproblemowym dostaniu się do Szczyrku udaliśmy się do PTTKu na obiad. Na nasze nieszczęście jadłodajnia ta już nie funkcjonuje, więc postępując zgodnie z radą lokalesów, udaliśmy się do GreenBaru, mieszczącego się przy stacji benzynowej. Ceny, jak na Szczyrk nie były zbyt szalone, jednak nie dawały zapomnieć o "statusie" miasta.
Po zjedzeniu obiadu, ruszyliśmy zielonym szlakiem na Skrzyczne. Była to niezbyt fartowna decyzja, ponieważ szlak był wąski, stromy oraz atakowany przez licznych zjazdowców :/ Po jakiś 2h morderczego podejścia ukazała nam się charakterystyczna wieża przekaźnikowa.
Kiedy tylko zasiedliśmy na szczycie, pobiegłem pędzony przez suche gardło po zimną colę (6 zł :( ), po czym przystąpiliśmy do zaplanowania trasy powrotnej. Zakładaliśmy zjazd nartostradą, a następnie powrót asfaltami do BB.
Pierwszy punkt programu wyszedł połowicznie-w okolicach środkowej stacji kolejki trochę się pogubiliśmy i pojechaliśmy nie tam gdzie trzeba, ale udało nam dostać się do Szczyrku Czyrnej (na końcowym, wcale nie ostrym odcinku asfaltu wykręciłem 61km/h). Wart wspomnienia jest także fakt, że w połowie zjazdu usłyszałem dziwne szuranie z okolic przedniej piasty. Kiedy stanąłem, okazało się że szybko zamykacz od piasty dostał najwidoczniej kamieniem i dyndał sobie swobodnie. Na całe szczęście podciągnąłem go nieco i nic już nie zrobił.
Później bardzo luzacko (mimo tego że była to sobota) pojechaliśmy przez ruchliwe zwykle drogi do BB. Pierwszy raz zamontowałem lampki-wróciłem do domu ~21:00 i jestem z nich bardzo zadowolony (no może po za przednią, ale zobaczy się co będzie jak zapakuję do niej nowe bakterie).
Dzięki chłopaki za wyczesany wyjazd!
Zaczęliśmy od przeskoczenia do Bystrej szlakiem tuż obok Koziej Góry, następnie podjęliśmy morderczą wspinaczkę w stronę Szczyrku, która bardzo szybko opróżniła Maćkowi i Mi bidony. Po znalezieniu pierwszej lepszej drogi, która najprawdopodobniej służyła do zwózki drzewa, ruszyliśmy nią na azymut na Szczyrk.
Bardzo szybko okazało się, że Maćkowe KENDY KARMY nie są zbyt odporne na przebicia, więc zaliczyliśmy przymusowy postój. Kiedy tylko mieliśmy się zbierać, okazało się że również w moim rowerze powietrze w przednim kole to przeszłość. Mimo to w ilości dziur "przegrałem" 1:4 z Maćkiem :D
Później goniony pragnieniem wytyczyłem trasę prowadzącą przez wielgachne otoczaki, przez które prowadziliśmy rowery ~1km. Na całe szczęście, chwilę później odnaleźliśmy sklep, w którym uzupełniłem bidon.
Po w miarę bezproblemowym dostaniu się do Szczyrku udaliśmy się do PTTKu na obiad. Na nasze nieszczęście jadłodajnia ta już nie funkcjonuje, więc postępując zgodnie z radą lokalesów, udaliśmy się do GreenBaru, mieszczącego się przy stacji benzynowej. Ceny, jak na Szczyrk nie były zbyt szalone, jednak nie dawały zapomnieć o "statusie" miasta.
Po zjedzeniu obiadu, ruszyliśmy zielonym szlakiem na Skrzyczne. Była to niezbyt fartowna decyzja, ponieważ szlak był wąski, stromy oraz atakowany przez licznych zjazdowców :/ Po jakiś 2h morderczego podejścia ukazała nam się charakterystyczna wieża przekaźnikowa.
Kiedy tylko zasiedliśmy na szczycie, pobiegłem pędzony przez suche gardło po zimną colę (6 zł :( ), po czym przystąpiliśmy do zaplanowania trasy powrotnej. Zakładaliśmy zjazd nartostradą, a następnie powrót asfaltami do BB.
Pierwszy punkt programu wyszedł połowicznie-w okolicach środkowej stacji kolejki trochę się pogubiliśmy i pojechaliśmy nie tam gdzie trzeba, ale udało nam dostać się do Szczyrku Czyrnej (na końcowym, wcale nie ostrym odcinku asfaltu wykręciłem 61km/h). Wart wspomnienia jest także fakt, że w połowie zjazdu usłyszałem dziwne szuranie z okolic przedniej piasty. Kiedy stanąłem, okazało się że szybko zamykacz od piasty dostał najwidoczniej kamieniem i dyndał sobie swobodnie. Na całe szczęście podciągnąłem go nieco i nic już nie zrobił.
Później bardzo luzacko (mimo tego że była to sobota) pojechaliśmy przez ruchliwe zwykle drogi do BB. Pierwszy raz zamontowałem lampki-wróciłem do domu ~21:00 i jestem z nich bardzo zadowolony (no może po za przednią, ale zobaczy się co będzie jak zapakuję do niej nowe bakterie).
Dzięki chłopaki za wyczesany wyjazd!
Ja nie wiem jakim cudem nie wyrżnąłeś orła przez ten odkręcony zacisk :). Masz fart. Zajebiste foto, to ostatnie z cieniami ;). Ja również dziękuję za wspólny wyjazd, warto było.
Komentuj