Obóz - 2
Poniedziałek, 27 czerwca 2011
34.25
km
Teren -
5.00
km
Czas -
02:15
Średnia -
15.22
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
23.0
°C
Ultra Flite
Druga z wycieczek z Nowego Dębca. Tempo bardzo luźne, ale z mocnymi interwałami. Opisu brak, no bo nudno, płasko :) "Teren" to szutrowe ścieżki rowerowe, jakich było tam pełno.
Obóz - 1
Niedziela, 26 czerwca 2011
27.61
km
Teren -
10.00
km
Czas -
01:22
Średnia -
20.20
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
201
( 98%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
20.0
°C
Ultra Flite
Pierwsza z wycieczek z Nowego Dębca. Tempo bardzo luźne, ale z mocnymi interwałami. Opisu brak, no bo nudno, płasko :)
Wypadek - GP MTB Wodzisław
Niedziela, 12 czerwca 2011
5.42
km
Teren -
4.00
km
Czas -
00:31
Średnia -
10.49
km/h
V max teren -
36.00
km/h
HR max -
194
( 95%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
25.0
°C
Ultra Flite
Na wstępie proszę wszystkich cyników o zaprzestanie tematu " śmietników" :D
Pełen nadziei przyturlałem się z familią do Wodzisławia - parę górek na trasie dawało nadzieję na możliwość sprawdzenia swojej podjeżdżalności.
Niestety przyjechaliśmy nieco zbyt późno i nie miałem możliwości objazdu trasy, co było tragiczne w skutkach.
Po naprawdę nienajgorszym starcie i kawałku asfaltowego podjazdu byłem w okolicach 5-7 lokaty, po stromym zjeździe i równie stromym, przedeptanym podjeździe wspiąłem się o jedno oczko wyżej.
Potem nastąpił zjazd przełamany krótkim ( ~1m ) wypłaszczeniem i kończący się stromym (foty) uskokiem, który zakończył mój występ na chirurgii dziecięcej w Rybniku.
Jakby kogoś to interesowało - jestem cały i odpukać, zdrowy. Nic nie połamałem, skończyło się na krótkotrwałej utracie przytomności, wstrząśnieniu mózgu, ogólnych potłuczeniach i szkodach w sprzęcie.
W przybliżeniu (straciłem przytomność, niewiele pamiętam) wygląda na to, że pędząc za zawodnikiem mnie poprzedzającym, uznałem że "jakoś to będzie" i wcale nie podszedłem do uskoku na poważnie. Przednie koło najpewniej przeszło przez wypłukaną przez wodę dziurę, tył zaś pojechał po "starej" linii uskoku, w dodatku przednie koło poszło dość mocno w dół. Skutkiem tego była dość karkołomna pozycja, OTB z wpiętym w SPD rowerem i tyle jestem w stanie po obrażeniach swoich/roweru ustalić.
W tak zwanym międzyczasie (najpewniej przechodząc z pleców na twarz) przywaliłem całym impetem rowerem o ziemię, czego skutkiem jest tylna Rigida do wymiany :/
Teraz 2 tygodnie absencji od roweru, później 2 tygodnie obozu z rowerem, więc dopiero koło 9-10 lipca coś nowego na blogu się pojawi :)
Pełen nadziei przyturlałem się z familią do Wodzisławia - parę górek na trasie dawało nadzieję na możliwość sprawdzenia swojej podjeżdżalności.
Niestety przyjechaliśmy nieco zbyt późno i nie miałem możliwości objazdu trasy, co było tragiczne w skutkach.
Po naprawdę nienajgorszym starcie i kawałku asfaltowego podjazdu byłem w okolicach 5-7 lokaty, po stromym zjeździe i równie stromym, przedeptanym podjeździe wspiąłem się o jedno oczko wyżej.
Potem nastąpił zjazd przełamany krótkim ( ~1m ) wypłaszczeniem i kończący się stromym (foty) uskokiem, który zakończył mój występ na chirurgii dziecięcej w Rybniku.
Jakby kogoś to interesowało - jestem cały i odpukać, zdrowy. Nic nie połamałem, skończyło się na krótkotrwałej utracie przytomności, wstrząśnieniu mózgu, ogólnych potłuczeniach i szkodach w sprzęcie.
W przybliżeniu (straciłem przytomność, niewiele pamiętam) wygląda na to, że pędząc za zawodnikiem mnie poprzedzającym, uznałem że "jakoś to będzie" i wcale nie podszedłem do uskoku na poważnie. Przednie koło najpewniej przeszło przez wypłukaną przez wodę dziurę, tył zaś pojechał po "starej" linii uskoku, w dodatku przednie koło poszło dość mocno w dół. Skutkiem tego była dość karkołomna pozycja, OTB z wpiętym w SPD rowerem i tyle jestem w stanie po obrażeniach swoich/roweru ustalić.
W tak zwanym międzyczasie (najpewniej przechodząc z pleców na twarz) przywaliłem całym impetem rowerem o ziemię, czego skutkiem jest tylna Rigida do wymiany :/
Teraz 2 tygodnie absencji od roweru, później 2 tygodnie obozu z rowerem, więc dopiero koło 9-10 lipca coś nowego na blogu się pojawi :)
Długo :D
Piątek, 10 czerwca 2011
18.26
km
Teren -
0.00
km
Czas -
00:52
Średnia -
21.07
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
169
( 82%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
15.0
°C
Ultra Flite
Ostatnio biję sam siebie na głowę jeśli o długości wypadów chodzi :) No ale pogoda i niedzielne XC w Wodzisławiu na dłuższe ujeżdżanie się nie pozwalają. Tak czy owak, jutro ściągam Race Kingi i do 25 czerwca jeżdżę po górach :) Potem obóz, więc 2 tyg po płaskim :/
Deszczowo
Środa, 8 czerwca 2011
16.61
km
Teren -
0.00
km
Czas -
00:48
Średnia -
20.76
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
25.0
°C
Ultra Flite
Miał być Przegibek, ale ze względu na to że mżawka zapowiadała się na przejście w deszcz, uznałem że pokręcę się nieco po city. Później spotkałem rowerzystę szukającego Wilkowic z zamiarem udania się na Enduro Trophy, więc zaprowadziłem go do granicy BB. Potem powrót w ulewie.
Po raz kolejny Lipowa :)
Piątek, 3 czerwca 2011
56.00
km
Teren -
0.00
km
Czas -
02:07
Średnia -
26.46
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
(%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
25.0
°C
Ultra Flite
Kolejny raz, korzystając z wolnego zakulałem się do Lipowej, męcząc przy tym krótkie podjazdy, a potem zjechałem w stronę Żywca, by przejechać Leśniankę pod górę nie schodząc poniżej 30 km/h. Udało się :P
Ostre po raz kolejny
Środa, 1 czerwca 2011
48.60
km
Teren -
0.00
km
Czas -
01:50
Średnia -
26.51
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
190
( 93%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
20.0
°C
Ultra Flite
Znowu na RK, więc średnia wysoka, od Buczkowic do BB w deszczu/gradzie z piorunami za plecami.
Życióweczkę raz, proszę :D
Niedziela, 29 maja 2011
149.98
km
Teren -
1.00
km
Czas -
05:56
Średnia -
25.28
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
192
( 94%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
20.0
°C
Ultra Flite
W związku z tradycyjną weekendową ulewą trwającą od 15 w piątek do spokojnie 18 w sobotę, planowany wyjazd na Luboń nie wypalił. Trzeba było więc coś szybko sklecić, bo ICM podawał, że cała niedziela będzie słoneczna. Oczywiście z Pawłem się nie skonsultowałem, bo dzisiaj miałem multum spraw do "przetrawienia" na rowerze, więc towarzysz podróży byłby ze mnie żaden :)
Zmieniłem zatem wczoraj oponki na nieco bardziej "szosowe" Race Kingi, które dziś na kompresorze dobiłem do hardkorowych 3,5 bar. Dość szybko przekonałem się, że tego typu oponki wymagają nieco innego podejścia w warunkach innych niż suchych. Na 3 km testując jak mocno mogę się przechylić w ostrym zakręcie, odjechał mi przód. Na całe szczęście bo za drobnymi rysami na lewej nodze nic się nie stało.
Dość szybko okazało się, że miesiąc jazdy na oponkach ~800g sztuka o terenowym bieżniku jest całkiem niezłym treningiem i nie mam większego problemu z utrzymaniem średniej dotychczas dla mnie nie dostępnej.
Kolejny (prawie) fail na RK wypadł na przejeździe z Jaworza do Górek. Na błocie odjechał mi cały rower, szybko go jednak ogarnąłem.
<długi, nudny fragment Brenna - Wisła>
Kiedy minąłem rondo w centrum Wisły, kierując się na Salmopol, z ciekawości włączyłem stoper. Po dłuugim średnio nachylonym fragmencie, uznałem że warto byłoby lekko podregulować przednią zmieniarę, bo łańcuch nieco ocierał się o prowadnicę. W trakcie tegoż serwisu z tunelu pod skocznią wyłonił mi się Paweł wraz z Grześkiem i ekipą, którzy nie omieszkali skomentować mojego samotnego wypadu :D Kiedy wreszcie Deorka zaczęła współpracować, rozstaliśmy się, a mnie czekała mordęga.
Po uff 45 min od ronda, pojawiłem się na Białym Krzyżu, gdzie posiliłem się i (jak teraz na siebie patrzę, to wiem że było warto) przejechałem się kremem do opalania.
Następnie nastąpił zjazd, który trwał nieco ponad 5 min i dostarczył mi morze endorfin. Pod jego koniec dojechał do mnie gość na szosówce, który jest bohaterem dnia :D
A dlaczego? Otóż za cholerę nie mógł mi w Szczyrku odjechać, jechaliśmy w "peletonie", który najpierw prowadził on, następnie ja.
Kiedy przed wyjazdem ze Szczyrku zniknął mi z pola widzenia, myślałem że to koniec. Jednak kiedy przejechałem Buczkowice, zobaczyłem charakterystyczną koszulkę. Skubany pojechał jakąś krótszą drogą :D Niestety tak wyprułem się, aby go dogonić, że na krótszym podjeździe uciekł mi zupełnie i choć widziałem go właściwie do Lipowej, to daleko było mi do ataku nań.
Z Lipowej skierowałem się do Żywca, by (tym razem już nie błądząc) machnąć kółeczko wokół Żywieckiego. Machnąłęm :) Tym razem spróbowałem pętlę dokręcić i faktycznie, da się :) Na tym fragmencie stuknęła mi 100.
I choć pierwotny plan zakładał nieco inną trasę, wsłuchując się w Ironów, przegapiłem zjazd i postanowiłem nie wracać i pojechać standardowo, przez Leśną.
Kiedy dojechałem do Lipowej, gdzie zażyłem sobie nieco odpoczynku w cieniu przydrożnego drzewa, zadzwonił Tato, mówiąc że za 10 min będą w Żywcu i jak chcę iść na jakowy obiad, to żebym wpadł. Wierzcie, niezależnie od ilości nadrobionych km (10) organizmowi jadącemu na Corniakach nic więcej do szczęścia niż zupa cebulowa zapita zimną Colą do szczęścia nie potrzeba :D
Następnie, choć już bez werwy, walcząc z samym sobą i o każdą 0,1 km na liczniku dojechałem do BB.
Straszny klocek mi wyszedł, gratulacje dla tych, którzy dotrwali do końca :)
GPS
Zmieniłem zatem wczoraj oponki na nieco bardziej "szosowe" Race Kingi, które dziś na kompresorze dobiłem do hardkorowych 3,5 bar. Dość szybko przekonałem się, że tego typu oponki wymagają nieco innego podejścia w warunkach innych niż suchych. Na 3 km testując jak mocno mogę się przechylić w ostrym zakręcie, odjechał mi przód. Na całe szczęście bo za drobnymi rysami na lewej nodze nic się nie stało.
Dość szybko okazało się, że miesiąc jazdy na oponkach ~800g sztuka o terenowym bieżniku jest całkiem niezłym treningiem i nie mam większego problemu z utrzymaniem średniej dotychczas dla mnie nie dostępnej.
Kolejny (prawie) fail na RK wypadł na przejeździe z Jaworza do Górek. Na błocie odjechał mi cały rower, szybko go jednak ogarnąłem.
<długi, nudny fragment Brenna - Wisła>
Kiedy minąłem rondo w centrum Wisły, kierując się na Salmopol, z ciekawości włączyłem stoper. Po dłuugim średnio nachylonym fragmencie, uznałem że warto byłoby lekko podregulować przednią zmieniarę, bo łańcuch nieco ocierał się o prowadnicę. W trakcie tegoż serwisu z tunelu pod skocznią wyłonił mi się Paweł wraz z Grześkiem i ekipą, którzy nie omieszkali skomentować mojego samotnego wypadu :D Kiedy wreszcie Deorka zaczęła współpracować, rozstaliśmy się, a mnie czekała mordęga.
Po uff 45 min od ronda, pojawiłem się na Białym Krzyżu, gdzie posiliłem się i (jak teraz na siebie patrzę, to wiem że było warto) przejechałem się kremem do opalania.
Następnie nastąpił zjazd, który trwał nieco ponad 5 min i dostarczył mi morze endorfin. Pod jego koniec dojechał do mnie gość na szosówce, który jest bohaterem dnia :D
A dlaczego? Otóż za cholerę nie mógł mi w Szczyrku odjechać, jechaliśmy w "peletonie", który najpierw prowadził on, następnie ja.
Kiedy przed wyjazdem ze Szczyrku zniknął mi z pola widzenia, myślałem że to koniec. Jednak kiedy przejechałem Buczkowice, zobaczyłem charakterystyczną koszulkę. Skubany pojechał jakąś krótszą drogą :D Niestety tak wyprułem się, aby go dogonić, że na krótszym podjeździe uciekł mi zupełnie i choć widziałem go właściwie do Lipowej, to daleko było mi do ataku nań.
Z Lipowej skierowałem się do Żywca, by (tym razem już nie błądząc) machnąć kółeczko wokół Żywieckiego. Machnąłęm :) Tym razem spróbowałem pętlę dokręcić i faktycznie, da się :) Na tym fragmencie stuknęła mi 100.
I choć pierwotny plan zakładał nieco inną trasę, wsłuchując się w Ironów, przegapiłem zjazd i postanowiłem nie wracać i pojechać standardowo, przez Leśną.
Kiedy dojechałem do Lipowej, gdzie zażyłem sobie nieco odpoczynku w cieniu przydrożnego drzewa, zadzwonił Tato, mówiąc że za 10 min będą w Żywcu i jak chcę iść na jakowy obiad, to żebym wpadł. Wierzcie, niezależnie od ilości nadrobionych km (10) organizmowi jadącemu na Corniakach nic więcej do szczęścia niż zupa cebulowa zapita zimną Colą do szczęścia nie potrzeba :D
Następnie, choć już bez werwy, walcząc z samym sobą i o każdą 0,1 km na liczniku dojechałem do BB.
Straszny klocek mi wyszedł, gratulacje dla tych, którzy dotrwali do końca :)
GPS
Ostre
Środa, 25 maja 2011
47.40
km
Teren -
0.00
km
Czas -
01:47
Średnia -
26.58
km/h
V max teren -
0.00
km/h
HR max -
189
( 92%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
22.0
°C
Ultra Flite
Dawanie po garach do Ostrego. W weekend szykuje się grubo, więc 2 dni przerwy :)
GPS
GPS
Ścieżka zdrowia
Wtorek, 24 maja 2011
20.09
km
Teren -
2.20
km
Czas -
01:00
Średnia -
20.09
km/h
V max teren -
19.00
km/h
HR max -
186
( 91%)
BPM
HR avg -
(%)
BPM
kcal
22.0
°C
Ultra Flite
Przejazd "Ścieżką zdrowia". Cholerstwo masakryczne, ale kiedyś to muszę przejechać na raz :P
GPS
GPS